Reklama

Izu przypomniał nam o dawno zapomnianym boksie. Czy zostanie wielkim graczem?

redakcja

Autor:redakcja

26 lutego 2017, 14:16 • 3 min czytania 27 komentarzy

Tuż po ostatnim wielkim starciu w kategorii ciężkiej Lewis-Kliczko amerykańscy komentatorzy z przejęciem obwieścili światu: „Lewis wins the fight, Klitschko wins the event”. Ten krwawy pojedynek uznaje się za początek 12-letniego panowania ukraińskich braci w królewskiej dywizji. Wczorajsza porażka Izu Ugonoha, podobnie jak tamta przegrana dla Witalija, może okazać się dla niego cenniejsza niż wszystkie poprzednie wygrane.

Izu przypomniał nam o dawno zapomnianym boksie. Czy zostanie wielkim graczem?

Polak nigeryjskiego pochodzenia stoczył w nocy z soboty na niedzielę niezwykle widowiskową bitwę z piętnaście kilogramów cięższym i siedem centymetrów wyższym Dominiciem Breazeale. Były pretendent do tytuły mistrza świata wygrał przez nokaut w piątej rundzie. Zanim jednak po raz drugi rzucił Ugonoha na deski, sam się na nim znalazł. Była to najbardziej dramatyczna walka w najwyższej kategorii od niszczycielskiego starcia Chisora-Whyte.

Breazeale to nie pierwszy lepszy leszcz. Może nie wygląda jak kulturysta, ale był niegdyś uznawany za numer 1 amerykańskiej reprezentacji olimpijskiej. Podczas gdy Izu obijał słabszych od worka kartofli Quarriego, Sandeza, Ramireza i miał duże kłopoty z wielkim, lecz nie potrafiącego ubić muchy w kiblu Longiem, Amerykanin stawiał czoła silnemu Mansourowi, twardemu Aguilerze oraz śliskiemu Kassiemu.

Promotor Lou DiBella przekonywał przed galą w Alabamie, że zwycięstwo nad dwumetrowym Breazeale otworzy Ugonohowi drogę do wielkich pojedynków. Walczący dotychczas głównie na rynku nowozelandzkim Polak zadebiutował w nocy w barwach stajni Ala Haymona. Konfrontacja Ugonoh-Breazeale była znacznie bardziej emocjonująca niż danie główne Wilder-Washington. Dawny menadżer Whitney Houston lubi takie wojny. Mówi się, że  najpotężniejszy promotor świata boksu zainteresował się Arturem Szpilką znacznie wcześniej niż po jego przełomowym zwycięstwie z Tomaszem Adamkiem. „Szpila” cieszył się sporym wzięciem w USA po dwóch widowiskowych bojach z Mike’m Mollo. Dziennikarze ESPN uznali jego pojedynek za jedno z największych wydarzeń 2013 r. – Ci faceci powinni walczyć na każdej piątkowej gali – komentował na gorąco Brian Campbell. Dzisiaj w środowisku szepcze się na temat Ugonoha. 30-latek porównywany jest do rzymskiego gladiatora. Największy bokserski ekspert świata Dan Rafael napisał na Twitterze, że trzecia runda pięściarskiego trzęsienia ziemi z Breazeale będzie z pewnością kandydować do miana rundy roku.

Reklama

Izu był wczoraj faworytem bukmacherów. Zwycięstwo z Amerykaninem miało – zdaniem cytowanego Lou DiBelli – sprawić, że dołączy do wielkich graczy. Co należy przez to rozumieć? Oczywiście szeroko pojętą czołówkę wagi ciężkiej. W tej chwili naszym jedynym reprezentantem w niej jest wspomniany Szpilka. To on miał pierwotnie walczyć z Breazeale. Prognozowano, że „Szpila” pokona rosłego „Trouble” i po kolejnych dwóch-trzech starciach otrzyma następną walkę o pas. Czekający na kwietniowy pojedynek z Adamem Kownackim pięściarz docenia sobotnią postawę Ugonoha. – To był egzamin dojrzałości dla Izu. Przeskoczył z bumów na gościa ze światowej czołówki. Moim zdaniem za wcześnie. Ale to jest boks, w Stanach za bardzo nie ma wyboru. Polak niepotrzebnie wkładał w każde uderzenie całego siebie. Zobaczyliśmy jednak, że potrafi zachować się po ciosie – ocenił w rozmowie z ringpolska.

To chyba najistotniejszy wniosek, jaki możemy wyciągnąć po bombardowaniu z Breazeale. Ugonoh przyjmuje wymianę, lubi się bić, będąc na skraju nokautu zachowuje się jak Głowacki w pojedynku z Huckiem i co ważne potrafi być skuteczny. 30-latek wyprowadził w sobotę łącznie 201 ciosów, z czego 92 doszło celu. Trafiał z dużo większą skutecznością niż Breazeale (46 do 28 proc.) i zadał dwa razy więcej mocnych uderzeń.

Znakomicie umięśniony Polak notowany jest w pierwszej piętnastce rankingów IBF i WBO. Z racji utraty przymiotu niepokonanego pięściarza niebawem raczej z nich wypadnie, lecz zadanie jakie postawił sobie na 2017 rok jest wciąż możliwe do realizacji.  – Jakiś czas temu ustaliliśmy z trenerem, że w ciągu następnych 12 miesięcy będę gotowy walczyć o pas –  powtarzał przed wczorajsza imprezą Izu. Czy w związku z porażką z Breazeale coś się w tej kwestii zmieniło? Na pewno jedno. Wiemy już, że ludzie chcą oglądać Ugonoha. Polak nie musi tańczyć, aby wzbudzać zainteresowanie. Jego boks jest wystarczającą gwarancją dobrej rozrywki.

HK

Najnowsze

Komentarze

27 komentarzy

Loading...