Tuż po ostatnim wielkim starciu w kategorii ciężkiej Lewis-Kliczko amerykańscy komentatorzy z przejęciem obwieścili światu: „Lewis wins the fight, Klitschko wins the event”. Ten krwawy pojedynek uznaje się za początek 12-letniego panowania ukraińskich braci w królewskiej dywizji. Wczorajsza porażka Izu Ugonoha, podobnie jak tamta przegrana dla Witalija, może okazać się dla niego cenniejsza niż wszystkie poprzednie wygrane.
Polak nigeryjskiego pochodzenia stoczył w nocy z soboty na niedzielę niezwykle widowiskową bitwę z piętnaście kilogramów cięższym i siedem centymetrów wyższym Dominiciem Breazeale. Były pretendent do tytuły mistrza świata wygrał przez nokaut w piątej rundzie. Zanim jednak po raz drugi rzucił Ugonoha na deski, sam się na nim znalazł. Była to najbardziej dramatyczna walka w najwyższej kategorii od niszczycielskiego starcia Chisora-Whyte.
Breazeale to nie pierwszy lepszy leszcz. Może nie wygląda jak kulturysta, ale był niegdyś uznawany za numer 1 amerykańskiej reprezentacji olimpijskiej. Podczas gdy Izu obijał słabszych od worka kartofli Quarriego, Sandeza, Ramireza i miał duże kłopoty z wielkim, lecz nie potrafiącego ubić muchy w kiblu Longiem, Amerykanin stawiał czoła silnemu Mansourowi, twardemu Aguilerze oraz śliskiemu Kassiemu.
Promotor Lou DiBella przekonywał przed galą w Alabamie, że zwycięstwo nad dwumetrowym Breazeale otworzy Ugonohowi drogę do wielkich pojedynków. Walczący dotychczas głównie na rynku nowozelandzkim Polak zadebiutował w nocy w barwach stajni Ala Haymona. Konfrontacja Ugonoh-Breazeale była znacznie bardziej emocjonująca niż danie główne Wilder-Washington. Dawny menadżer Whitney Houston lubi takie wojny. Mówi się, że najpotężniejszy promotor świata boksu zainteresował się Arturem Szpilką znacznie wcześniej niż po jego przełomowym zwycięstwie z Tomaszem Adamkiem. „Szpila” cieszył się sporym wzięciem w USA po dwóch widowiskowych bojach z Mike’m Mollo. Dziennikarze ESPN uznali jego pojedynek za jedno z największych wydarzeń 2013 r. – Ci faceci powinni walczyć na każdej piątkowej gali – komentował na gorąco Brian Campbell. Dzisiaj w środowisku szepcze się na temat Ugonoha. 30-latek porównywany jest do rzymskiego gladiatora. Największy bokserski ekspert świata Dan Rafael napisał na Twitterze, że trzecia runda pięściarskiego trzęsienia ziemi z Breazeale będzie z pewnością kandydować do miana rundy roku.
Izu był wczoraj faworytem bukmacherów. Zwycięstwo z Amerykaninem miało – zdaniem cytowanego Lou DiBelli – sprawić, że dołączy do wielkich graczy. Co należy przez to rozumieć? Oczywiście szeroko pojętą czołówkę wagi ciężkiej. W tej chwili naszym jedynym reprezentantem w niej jest wspomniany Szpilka. To on miał pierwotnie walczyć z Breazeale. Prognozowano, że „Szpila” pokona rosłego „Trouble” i po kolejnych dwóch-trzech starciach otrzyma następną walkę o pas. Czekający na kwietniowy pojedynek z Adamem Kownackim pięściarz docenia sobotnią postawę Ugonoha. – To był egzamin dojrzałości dla Izu. Przeskoczył z bumów na gościa ze światowej czołówki. Moim zdaniem za wcześnie. Ale to jest boks, w Stanach za bardzo nie ma wyboru. Polak niepotrzebnie wkładał w każde uderzenie całego siebie. Zobaczyliśmy jednak, że potrafi zachować się po ciosie – ocenił w rozmowie z ringpolska.
To chyba najistotniejszy wniosek, jaki możemy wyciągnąć po bombardowaniu z Breazeale. Ugonoh przyjmuje wymianę, lubi się bić, będąc na skraju nokautu zachowuje się jak Głowacki w pojedynku z Huckiem i co ważne potrafi być skuteczny. 30-latek wyprowadził w sobotę łącznie 201 ciosów, z czego 92 doszło celu. Trafiał z dużo większą skutecznością niż Breazeale (46 do 28 proc.) i zadał dwa razy więcej mocnych uderzeń.
Znakomicie umięśniony Polak notowany jest w pierwszej piętnastce rankingów IBF i WBO. Z racji utraty przymiotu niepokonanego pięściarza niebawem raczej z nich wypadnie, lecz zadanie jakie postawił sobie na 2017 rok jest wciąż możliwe do realizacji. – Jakiś czas temu ustaliliśmy z trenerem, że w ciągu następnych 12 miesięcy będę gotowy walczyć o pas – powtarzał przed wczorajsza imprezą Izu. Czy w związku z porażką z Breazeale coś się w tej kwestii zmieniło? Na pewno jedno. Wiemy już, że ludzie chcą oglądać Ugonoha. Polak nie musi tańczyć, aby wzbudzać zainteresowanie. Jego boks jest wystarczającą gwarancją dobrej rozrywki.
HK