Reklama

Urbańczyk: Ci, którzy skazywali nas na spadek, powinni się wstrzymać

redakcja

Autor:redakcja

21 lutego 2017, 11:37 • 5 min czytania 11 komentarzy

Nie było łatwo przygotować się w takiej atmosferze. Szczególnie, że jesień nam się nie udała – każdy punkt przychodził ciężko, nie zdobyliśmy ich wiele, brakowało też szczęścia. Informacja o zabraniu czterech punktów podcięła nam skrzydła. Mimo że nie zgadzaliśmy się z tą decyzją, wiedzieliśmy, że nie mamy nic do powiedzenia. Jedyne, co od nas dziś zależy, to wiosenne wyniki i odrobienie strat w tabeli. Myślę, że ta kara dodatkowo nas zmotywowała. Wiemy, że nie mamy już nic do stracenia, że walczymy o przyszłość klubu i swoją – mówi Maciej Urbańczyk, pomocnik Ruchu Chorzów, jeden z głównych bohaterów niedzielnego meczu przy Łazienkowskiej.

Urbańczyk: Ci, którzy skazywali nas na spadek, powinni się wstrzymać

Wróciliście późno z Warszawy, następnego dnia od rana trening. Nawet nie było kiedy świętować…

Po samym meczu było sporo radości, następnego dnia – również, w połączeniu ze wspominaniem. Po takim meczu czuć w klubie bardzo fajną atmosferę.

Co wspominaliście najbardziej?

Przede wszystkim byliśmy zadowoleni z przebiegu całego meczu, a wygrać przy Łazienkowskiej to wspaniałe uczucie. Grało się ciężko, to Legia była przy piłce i atakowała, miała świetnie wyszkolonych technicznie piłkarzy, dlatego chcieliśmy ją zneutralizować w drugiej linii. Były momenty, że cierpieliśmy, ale wychodziliśmy obronną ręką.

Reklama

Meczu, w którym przeciwnik aż tyle czasu utrzymywałby się przy piłce, w Ekstraklasie chyba nie miałeś.

Dominacja Legii była wyraźna, to fakt. Przypominam sobie jednak mecz z zeszłego sezonu z Lechem – zremisowaliśmy 2:2, mimo prowadzenia 2:0 po golach Mariusza Stępińskiego. Wtedy Lech też mocno naciskał, a my się głównie broniliśmy. Widzę pewne podobieństwa między tymi spotkaniami, z tą różnicą że tym razem wygraliśmy.

Skazywano was na pożarcie, mówiono, że skończycie jak Górnik Łęczna pod koniec roku – 0:5. Sami też podkreślaliście po meczu, że wszyscy skreślili was przed pierwszym gwizdkiem.

Wiadomo, jaka panuje atmosfera wokół Ruchu, miejsce w tabeli nie napawa optymizmem, a po pierwszym meczu morale nie było zbyt wysokie. Trudno się więc dziwić, że nie dawano nam szans z Legią, która jest ostatnio bardzo mocna. Sprawiliśmy fajną niespodziankę, zrewanżowaliśmy się kibicom, a sami sobie udowodniliśmy, że potrafimy grać niezłą piłkę i jesteśmy w stanie coś osiągnąć. Ci, którzy skazywali nas na spadek, powinni się jeszcze wstrzymać.

Takie uderzenia, jak przy golu na 2:0, wychodzą ci na treningach czy to był absolutny strzał życia?

Nie będę ściemniał: wychodzą mi rzadko, podobnie udanej próby w ostatnim czasie sobie nie przypomnę. Dlatego lepiej wyjść mi ten strzał nie mógł. Jak na debiutancką bramkę to nie najgorzej!

Reklama

Zbierasz za ten mecz same pochwały. Łukasz Surma, starszy o 18 lat kolega ze środka pola, coś ci mówił?

Z Łukaszem ogólnie poświęcamy sporo czasu na rozmowy i analizy, mieszkamy w jednym pokoju na zgrupowaniach. Ma sporo obycia, wiedzy, a ja staram się brać jego wskazówki do serca.

Czyli na zgrupowaniach masz opiekuna.

Różnica wieku jest spora, ale znamy się dość długo, zagraliśmy parę meczów i dobrze się dogadujemy, więc myślę, że ona się zaciera.

Surma mówił niedawno w Przeglądzie Sportowym: „Ruszamy z przygotowaniami do wiosny, a ja wciąż nie mogę się pozbierać. Ludzie odpowiadający za finanse klubu w ostatnich latach zawinili, a minusowymi punktami została ukarana drużyna”.

Nie było łatwo przygotować się w takiej atmosferze. Szczególnie, że jesień nam się nie udała – każdy punkt przychodził ciężko, nie zdobyliśmy ich wiele, brakowało też szczęścia. Informacja o zabraniu czterech punktów podcięła nam skrzydła. Mimo że nie zgadzaliśmy się z tą decyzją, wiedzieliśmy, że nie mamy nic do powiedzenia. Jedyne, co od nas dziś zależy, to wiosenne wyniki i odrobienie strat w tabeli. Myślę, że ta kara dodatkowo nas zmotywowała. Wiemy, że nie mamy już nic do stracenia, że walczymy o przyszłość klubu i swoją.

Dla was tabela zmieniła się z minuty na minutę, w chwili opublikowania komunikatu. Zabolało?

Oczywiście. Już wcześniej nie było lekko, a przyszedł kolejny cios. Ustaliliśmy jednak w szatni, że odcinamy się od tej sprawy i robimy swoje na boisku.

Wspomniałeś wcześniej o meczu z Lechem. To w nim złapałeś kontuzję, która wyłączyła cię z gry na dziesięć miesięcy.

Mimo że grało mi się dobrze, to niechętnie wspominam tamten mecz i starcie z Kasprem Hamalainenem. Taka kontuzja to strasznie przykra sprawa dla młodego zawodnika. Wszystko fajnie się układało, zaliczałem regularne występy, z meczu na mecz czułem się coraz lepiej. Wizja i plany zawaliły się jednak z minuty na minutę. Musiałem przestawić się na inne myślenie. Uważam jednak, że takie sytuacje uczą. Pierwsze dni po diagnozie były trudne, ale ułożyłem sobie wszystko w głowie, stwierdziłem, że mogę coś z tej kontuzji wyciągnąć, inaczej spojrzeć na niektóre sprawy. Czasu było dużo, pytanie jak go wykorzystać.

Popracowałeś nad ciałem, zmężniałeś?

Też. Kontuzja to najgorsze, co może przytrafić się piłkarzowi. Jeżeli już jednak przychodzi, nadarza się okazja do pracy nad elementami, które szwankują. Nie ma co tydzień meczów, więc można trenować nad fizycznością, analizować mecze i zachowania z trybun, popracować mentalnie. Wbrew pozorom, nie straciłem tego czasu. Ułożyłem sobie to w głowie tak, że kontuzje są wpisane w życie piłkarza, a po kilku miesiącach mogę wrócić mocniejszy, mądrzejszy, z większym doświadczeniem.

Tego doświadczenia w dalszym ciągu wielu z was brakuje. Jesteś ty, Niezgoda, Lipski, Helik, Moneta, jeszcze Mazek… Żółtodzioby mają ciągnąć Ruch?

Uważam, że mamy niezły zespół. Porównując do poprzedniego sezonu, odszedł tylko Stępiński, w jego miejsce przyszedł Niezgoda – skład jest więc zbliżony do tego, który awansował do ósemki. Ta drużyna potrafi grać na wysokim poziomie, ale brakuje nam regularności, gramy w kratkę. Jesienią zdarzały się mecze, kiedy wygrywaliśmy po 4:0, z Koroną czy w Łęcznej, by po chwili przegrać. Za mało jest tej gry, którą prezentowaliśmy w tamtych spotkaniach. Myślę, że potrzeba nam serii trzech solidnych meczów zwycięskich. Ta wygrana z Legią daje pozytywny bodziec i wiarę.

Spoglądasz w kierunku Młodzieżowych Mistrzostw Europy?

Zbliża się świetna impreza, na własnym terenie, dlatego robię swoje. Chciałbym grać w tej reprezentacji, ale jestem cierpliwy.

Rozmawiałem kiedyś z Helikiem, rozmawiam z tobą, widziałem wiele wypowiedzi Lipskiego. Ten spokój, opanowanie, wysoki poziom świadomości, sposób wypowiedzi to chorzowskie wychowanie?

Może i zachowania mamy podobne, ale to raczej kwestia indywidualna. Wspólne jest na pewno to, że staramy się twardo stąpać po ziemi. Ja w trampkarzach i juniorach spotykałem trenerów, którzy temperowali nasze zapędy, nie pozwalali nam odfrunąć czy się wywyższać. Zawsze stawiali na pierwszym miejscu skromność, pokorę i ciężką pracę.

PT

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...