Temperatura odczuwalna -11 stopni, na trybunach na oko jakichś 36 kibiców, na boisku zespół z najniższą średnią goli w meczach z jego udziałem. Nietrudno ułożyć sobie w głowie obraz takiego spotkania. A jednak piłkarze Wisły Płock i Śląska wyszli na boisko z zamiarem rozgrzania tych nielicznych śmiałków, którzy postanowili niemal dwie godziny spędzić w nieludzkich warunkach do oglądania futbolu. Zamiarem może i nie przesadnie wyraźnym, ale przynajmniej momentami zauważalnym. Mróz zaś najmocniej udzielił się nie zawodnikom, a sędziemu Golisowi, któremu pod koniec spotkania ręka z chorągiewką przymarzła do reszty ciała.
Sam mecz nie był może przesadnie napakowany akcjami, dramaturgia i emocje pojawiały się incydentalnie, a piłka zdecydowanie częściej niż w obu szesnastkach krążyła w środku pola. Nie znaczy to jednak, że nie ma o czym dyskutować. Wręcz przeciwnie – kluczowe sytuacje trzeba mówić w miarę dokładnie, bo stanowiły bez wątpienia punkty zwrotne w tym spotkaniu. Najpierw otwierający gol, dość niespodziewanie dający gościom prowadzenie. Irytujący nieporadnością od pierwszej minuty Ryota Morioka zobaczył, że obrońcy Wisły związali się ciasno w polu karnym, zostawiając w nim samego Roberta Picha. Zagrał jednak do Słowaka nie w tempo, w chwili gdy ten był już za linią obrony.
Trochę spalony, co? pic.twitter.com/B4wVF3zeMM
— Szymon Podstufka (@PodstufkaSzymon) February 12, 2017
I co? I gol. Bardzo ładny, w stylu znanym doskonale wszystkim konsolowcom – technicznie, zawijasem, po długim słupku – to wszystko prawda. Ale uznany kompletnie od czapy.
Paradoksalnie Wisła może jednak asystentowi sędziego Stefańskiego… podziękować. Bo tak jak przez cały mecz raziła nieskutecznością, a Merebaszwili zgłosił nawet swoją kandydaturę do Nagrody Publiczności na Gali Weszło za wiosnę 2017…
Merebaszwili strikes again! pic.twitter.com/Vch7OS8ivR
— Szymon Podstufka (@PodstufkaSzymon) 12 lutego 2017
… tak gol pozwolił jej się wreszcie z tego stanu otrząsnąć. Ba, pozwolił się otrząsnąć nawet Merebaszwilemu, który przy wyrównującym trafieniu Kante z 94. minuty, niemal 60 sekund po upłynięciu doliczonych trzech minut zaliczył asystę.
Trudno jednak Gruzina chwalić, tak jak dziś trudno nam powiedzieć coś dobrego o którymkolwiek z ofensywnych elementów układanki Wisły i Śląska. Pich poza golem zagrał potwornie niemrawe spotkanie, Kante, gdyby nie waga gola, na zbyt wysoką notę także by sobie nie zapracował. Morioka, Biliński, Reca, Piątkowski – wszyscy w większym lub mniejszym (ze wskazaniem na to pierwsze) stopniu zawiedli. Nie była to może ekstraklasowa młócka najgorszego sortu, ale skłamalibyśmy mówiąc, że nagranie tego meczu zachowamy w pamięci dekodera dla potomności.
Jedyny plus dla Jana Urbana i Marcina Kaczmarka jest taki, że po dzisiejszym spotkaniu ich podopiecznym nikt nie będzie liczyć minut bez gola. Że ani jedni, ani drudzy nie muszą się od następnego meczu bić o strzeleckie przełamanie, bo trafiać wiosną już zaczęli. Tylko że coś nam się nie wydaje, by piłkarze Śląska czy Wisły mieli wyłącznie z tego powodu skakać pod sufit.
Innych powodów zaś szczerze mówiąc za bardzo nie znajdujemy.