Reklama

W takiej pozie Calhanoglu chwilę nie zobaczymy – Turek zawieszony na cztery miesiące

redakcja

Autor:redakcja

03 lutego 2017, 12:05 • 2 min czytania 11 komentarzy

Hakan Calhanoglu to taki piłkarz, którego dość łatwo polubić – ma dobrą technikę, ułożoną nogę i potrafi walnąć z rzutu wolnego, co zawsze wygląda efektownie. Więc jeśli ktoś poddał się jego piłkarskiemu urokowi, to z kolei wyroki FIFA i CAS przyjął z bolącym sercem, Turek bowiem przez cztery miesiące sobie nie pogra, został zawieszony.

W takiej pozie Calhanoglu chwilę nie zobaczymy – Turek zawieszony na cztery miesiące

Niektórzy mogą być zdziwieni, bo raczej nie było ostatnio słychać o skandalu z nim związanym. Nikogo nie pobił, nikogo nie opluł, nie zwyzywał jak najgorszy rasista. I rzeczywiście, powodów zawieszenia trzeba szukać daleko, aż pięć lat temu. Calhanoglu był wtedy 17-letnim piłkarzem Karlsruhera SC i otrzymał ofertę z Trabzonsporu, którą przyjął, ale jej warunków nigdy nie dotrzymał. Pojawiła się potem inna propozycja, z HSV, a Turkowi wizja pozostania w Niemczech bardzo się spodobała. Postanowił więc wycofać się rakiem z wcześniejszej umowy z Trabzonem i liczył, że wszystko ujdzie mu na sucho.

Długo tak było, chłopak przecież sporo pograł i jeszcze zmienił klub na Bayer Leverkusen, ale sprawiedliwość go jednak dopadła. Może i Temida spod znaku FIFA i CAS jest kulawa, zmęczona i wiecznie spóźniona, ale jako tako działa. Calhanoglu nie pogra sobie przez cztery miesiące i jeszcze musi wpłacić 100 tysięcy euro na konto Trabzonsporu, co pewnie jest dla niego mniej uporczywe niż przymusowy urlop.

I okej, piłkarz został słusznie ukarany, ale jest też druga strona medalu. Mianowicie, dlaczego cierpieć ma Bayer? Gdyby jeszcze Calhanoglu grał w HSV, można byłoby to zrozumieć – hamburczycy musieli wiedzieć, że chłopak jest dogadany z innym klubem, ale skoro nie był pełnoletni dali sobie drugą szansę na wyciągnięcie go i to się ostatecznie udało. Jednak ekipa z Leverkusen nie ma z tą sprawą nic wspólnego, a de facto również jest ukarana. Przecież Bundesliga zaraz wkroczy decydującą fazę sezonu, a zespół zostaje pozbawiony kluczowego ogniwa. Ten sezon jest dla nich średni, rozbijają się gdzieś w środku tabeli, ale wciąż mają szansę na awans do pucharów – sześć punktów straty do Herthy da się odrobić, lecz na pewno łatwiej byłoby z Calhanoglu.

– To dla nas trudna sytuacja, bo nie mamy nic wspólnego z tym, co stało się w 2011 roku. Straciliśmy bardzo ważnego piłkarza w kluczowym momencie sezonu – powiedział dyrektor sportowy Bayeru, Rudi Voeller.

Reklama

Na odwołanie nie ma już co liczyć, bo właśnie te wyroki klepnął CAS – w tej ostatniej instancji Calhanoglu domagał się zniesienia dyskwalifikacji, a Trabzon odszkodowania. Klub swoje dostał, Turek nie. I niby jest to fair, ale trudno nie odnieść wrażenia, że ostrze sprawiedliwości cięło trochę bezrefleksyjnie.

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...