Nieszablonowy – to na pewno. Irytujący kibiców pozostałych drużyn – bez wątpienia. Bezpośredni. Czasami w marynarce, ale czasami w bluzie z kapturem. Często w ciemnych okularach. Dostępny. Bogusław Leśnodorski szybko stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych prezesów, jacy przewinęli się kiedykolwiek przez polską ligę. Ale… czy to już koniec? Konflikt właścicielski wchodzi w decydującą fazę, za nieco ponad miesiąc dowiemy się, kto go wygrał. Przed nami wiele tekstów na ten temat, a zaczynamy dzisiaj od próby wyważenia zasług i przewin Leśnodorskiego.
Legią zarządza od końcówki 2012 roku, czyli nieco ponad cztery lata. Jeśli na jednej szali położymy wszystko, co zrobił dobrze, a na drugiej wszystko, co było źle – co nam z tego wyjdzie? Sprawdźmy. Ale najpierw ważne zastrzeżenie – klub to nigdy nie jest jedna osoba, lecz cała grupa ludzi pchających wózek w jednym kierunku. Leśnodorski niczego – lub prawie niczego – nie zrobił sam. Przede wszystkim zatrudniał dobrych lub złych ludzi i dobrze lub źle ich nadzorował, akceptował ich dobre bądź złe pomysły. Na sam koniec to jednak na niego spada odpowiedzialność za poczynania podwładnych, zwłaszcza że miał całkowicie wolną rękę w ich doborze. Odpowiedzialność za sukcesy i porażki rozkłada się więc na wiele osób, ale na potrzeby tego tekstu musimy wyraźnie wskazać lidera.
* * *
FINANSE
Od tego zaczynamy, bo to w dużej mierze główna działka każdego prezesa, tak jak działką napastnika jest strzelanie goli. Najbardziej wymowne jest tutaj samo porównanie budżetów. W sezonie 2012/2013 – na co Leśnodorski nie miał większego wpływu – przychody Legii wyniosły 82,5 miliona złotych, natomiast w sezonie 2016/2017 roku wedle wiarygodnych szacunków ta suma skoczyła aż do 284 milionów. Innymi słowy, na przestrzeni czterech lat budżet klubu wzrósł ponad trzykrotnie. I nie ma tu przypadku, bo tak naprawdę postęp widać na każdym polu. Kiedy przychodził Leśnodorski, Legia była kilka miesięcy po porażce z Rosenborgiem w kwalifikacjach do Ligi Europy, przez co premia z UEFA za tamte rozgrywki wyniosła tyle co nic. Natomiast w obecnym sezonie warszawianie zainkasowali z europejskiej federacji 17,5 miliona euro z samych premii oraz mniej więcej 8 milionów euro z tzw. market pool. Przy obecnym kursie jest to mniej więcej równowartość ok. 110 milionów złotych.
Od grudnia 2012 roku Legia zarobiła też – po odliczeniu sum wydanych na ściągnięcie nowych zawodników – aż 65 milionów złotych na transferach, przy czym dzisiejsza kadra zespołu z pewnością jest silniejsza i niesie perspektywę kolejnego zarobku. Wrażenie robią przede wszystkim pieniądze ugrane na piłkarzach, którzy za kadencji Leśnodorskiego zostali kupieni i sprzedani, bądź sprzedani i odkupieni. Największe wymierne sukcesy transferowe to – po odliczeniu kosztów zakupu graczy – Bereszyński (zarobek 1,9 miliona euro), Sa (1,0), Duda (3,9), Lewczuk (0,8), Bielik (2,2), Borysiuk (1,0), Prijović (1,6), Nikolić (3,0), Jędrzejczyk (1,2) i Radović (2,1). Natomiast odczuwalne straty zanotowano póki co jedynie na Ojamie (0,4 miliona euro), Piechu (0,2), Vranjesu (0,3) oraz – co raczej nieuchronne – Masłowskim (0,8). Jakkolwiek spojrzeć, udanych transakcji było nieporównywalnie więcej, a cała najnowsza polityka transferowa klubu miała przełożenie na naprawdę potężny zastrzyk gotówki. W tym momencie trzeba podkreślić dobrą pracę Michała Żewłakowa, którego często w internecie nie traktuje się należycie poważnie.
Legia Leśnodorskiego rozwinęła się też na wielu innych płaszczyznach. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że klub rośnie jak na drożdżach. W sezonie 2013/14 przychody z merchandisingu wynosiły 7,7 miliona złotych, później było to 9 milionów, następnie 12, a w rozgrywkach 2016/17 powinno być to już 14 milionów. Klub otworzył ogromny sklep na stadionie i mniejszy na lotnisku, wprowadził kolekcje life-style’owe, samych koszulek z obecnym wzorem sprzedał ponad 35 000.
Z kolei przychody z reklam i sponsoringu wzrosły z 20 milionów w sezonie 2013/2014 do 28 milionów obecnie, przy czym aktualnie nie jest sprzedana nazwa do stadionu, a w rozgrywkach 2013/2014 była (wartość takie kontraktu to między 4 a 6 milionów złotych rocznie). Tę „stratę” klub z nawiązką odrobił na innych polach. Ogólnie rzecz biorąc wartość wszystkich kontraktów sponsorskich (cykl do cyklu) rośnie w ogromnym tempie, są to wzrosty rzędu nawet 100 procent.
Leśnodorskiemu jest łatwiej niż wielu prezesom w Polsce, jako że dysponuje nowoczesnym stadionem gotowym do przyjmowania „biznesu”. Klub z Warszawy – gdzie mieszczą się centrale wielu firm – ma pod tym względem oczywistą przewagę nad innymi. I potrafi ją wykorzystywać. Z 37 lóż sponsorskich wynajętych jest 37, każda za ok. pół miliona złotych rocznie. Dodatkowo na stadionie odbywa się rocznie ok. 100 dużych eventów i ok. 300 małych. Łączne przychody z tzw. corporate hospitality wynoszą 22 milionów złotych. Rośnie liczba wycieczek odwiedzających stadion – z 84 tysięcy osób w sezonie 2014/15 do 207 tysięcy rok później – co przekłada się na obroty sklepu oraz frekwencję. Przychody ze sprzedaży biletów i karnetów wynoszą już 33,5 miliona złotych, podczas gdy rok temu były to 22 miliony.
Ogólnie wzrost wartości przychodów między rokiem 2013 a 2016 wygląda następująco:
Sprzedaż biletów i karnetów: +56 procent
Pakiety firmowe: +29 procent
Merchandising: +84 procent
Sponsoring i reklama: +38 procent
WERDYKT: kładziemy na szalę zasług solidny, 10-kilogramowy odważnik.
* * *
POPULARNOŚĆ KLUBU, MARKA
Jednym z pierwszych działań Leśnodorskiego jako prezesa Legii było załagodzenie ciągnącego się od wielu miesięcy konfliktu z kibicami. Efekt od razu widać było po frekwencji na stadionie, która mocno poszła w górę i utrzymała się na wysokim poziomie do dziś. Jesienią 2012 roku średnio wynosiła ona 15 414 kibiców, natomiast minionej jesieni domowe mecze Legii oglądało już przeszło 20 670 kibiców (puchary wliczone), co oznacza bardzo wyraźny postęp.
Wzrost popularności widać także w sieci. Od 2012 roku klub mocno zaakcentował swoją obecność w mediach społecznościowych, co widać chociażby po liczbie fanów na Facebooku – na przestrzeni czterech lat wzrosła ona z 284 tysięcy do niemal miliona. W niedawno opublikowanym finansowym raporcie UEFA dostrzeżono także rozwój oficjalnej strony internetowej klubu – odwiedza ją około miliona użytkowników miesięcznie (trzykrotny wzrost względem 2012 roku), a średni czas spędzany na stronie to już prawie 3 minuty. Legia z impetem wbiła się więc w ścisły europejski top, bo – jak widać w raporcie UEFA – jej klubowa strona ma obecnie lepsze statystyki niż chociażby witryna AS Romy.
Ale tę popularność kształtuje się w różny sposób, nie tylko w internecie i nie tylko na stadionie. Trzeba przyznać, że Legia niesamowicie otworzyła się na warszawiaków i – przede wszystkim – małych warszawiaków. Jesienią 2015 roku „Legia Soccer Schools” (czyli takie przedszkola piłkarskie) miała 11 lokalizacji, w grudniu 2016 już 68. W ciągu roku liczba trenujących dzieciaków wzrosła z 1100 do 3600, a w obozach piłkarskich uczestniczy 1000 młodych piłkarzy. Traktować to należy zarówno jako szkolenie, ale także – przede wszystkim – koncept marketingowy.
Dodatkowo Legia odrodziła się jako klub wielosekcyjny. Klub reaktywował aż 13 sekcji, a 7 stworzył od podstaw. Jesteś kibicem Legii i chcesz zapisać dziecko na judo – no to do Legii. Na wiosła – to do Legii. Chcesz pobiegać – możesz w Legii. Pograć w tenisa – w Legii. I tak dalej.
Przy tym wszystkim stworzono ciekawy projekt „Legiony”, nagradzający najwierniejszych fanów, otwarto i rozbudowano klubowe muzeum, w licznych akcjach mocno zaakcentowano i uhonorowano historię klubu. To pomaga fanom identyfikować się z klubem, a także wychodzić z przekazem, że Legia to nie tylko futbolowa korporacja bez duszy.
WERDYKT: kładziemy na szalę zasług spory, 5-kilogramowy odważnik.
* * *
TROFEA
Czteroletnia kadencja Bogusława Leśnodorskiego pokryła się także z najlepszym okresem w historii warszawskiego klubu pod względem wywalczonych trofeów. W latach 2013-2016 Legia trzykrotnie sięgnęła po mistrzostwo Polski oraz trzykrotnie zdobyła krajowy puchar. Nigdy wcześniej na przestrzeni czterech lat tak wiele trofeów nie trafiło do klubowej gabloty. Tym samym w tyle pozostały inne złote okresy w historii Legii, jak lata 94-97 (dwa mistrzostwa, trzy puchary), lata 55-58 (dwa mistrzostwa, dwa puchary) oraz lata 69-72 (dwa mistrzostwa). Przy całym szacunku dla klubowych legend warszawskiej Legii, to właśnie w czasach Leśnodorskiego drużyna wygrywała najwięcej (oczywiście inna sprawa, że konkurencja specjalnie mocna nie była, a w przeszłości bywało inaczej). Co więcej, już przeszło 20 procent wszystkich najważniejszych krajowych sukcesów Legii to w jakimś stopniu zasługa obecnie urzędującego prezesa.
Do tego dodać trzeba udane starty w pucharach. Bogusław Leśnodorski objął stery w Legii w grudniu 2012 roku, kilka miesięcy po odpadnięciu zespołu z europejskich pucharów. Na ranking UEFA 2012/13 nie miał więc żadnego wpływu – Legia ze współczynnikiem 13,650 zajęła wtedy 126. miejsce. Po niespełna czterech latach udało się awansować o przeszło 50 pozycji, bo dziś ze współczynnikiem 27,400 klub plasuje się na 74. miejscu. Co więcej, w bieżącym sezonie Legia wciąż pozostaje w grze, więc wciąż ma szansę na poprawienie swojego dorobku. Co prawda współczynnik jest dziś nieco słabszy niż latem, kiedy wynosił 28,000, co było pochodną wliczenia do rachunku bardzo dobrego sezonu 2011/12 w Lidze Europy. Warto jednak podkreślić, że wynik 27,400 w zeszłym roku również dałby rozstawienie w IV rundzie eliminacji LM i szansę trafienia na Dundalk, a przy 13,650 absolutnie nie mogłoby być o tym mowy.
To, co jest zupełnie wyjątkowe w kadencji Leśnodorskiego, to także komplet pełnych, 12-meczowych jesieni w rozgrywkach europejskich. Nigdy w historii Legii nie zdarzyło się, by drużyna cztery razy z rzędu zagrała w pucharach wszystkie możliwe mecze do końca roku. Tymczasem Legia Leśnodorskiego trzy razy rywalizowała w fazie grupowej Ligi Europy (raz awansując dalej) i raz weszła do fazy grupowej Ligi Mistrzów (z której zakwalifikowała się do wiosennej LE). W zeszłorocznym awansie do Champions League – dla polskiego klubu pierwszym od 20 lat – nie było więc przypadku, bo w głównej mierze był on pochodną historycznej regularności Legii w europejskich pucharach.
Gdy mowa o wynikach, dodać trzeba te osiągane przez młodych piłkarzy. Podobnie jak pierwszy zespół, tak i młodzież awansowała do „swojej” Ligi Mistrzów, wygrała Centralną Ligę Juniorów, a w juniorskich kadrach narodowych roi się od legionistów. Legia ma 8 piłkarzy w kadrze U-15, 7 w U-16, 8 w U-17… Kiedy otworzona zostanie akademia, liczby pewnie poszybują w górze.
WERDYKT: kładziemy na szalę zasług potężny, 12-kilogramowy odważnik.
* * *
WPADKI WIZERUNKOWE
Takie też były. Zacznijmy od tej najbardziej pamiętnej – występu Bereszyńskiego z Celtikiem. Latem 2014 roku drużyna była rozpędzona jak nigdy i miała pełne prawo myśleć o przerwaniu wstydliwej serii 18 lat polskiego klubu poza Ligą Mistrzów. Niestety, o porażce zadecydował błąd proceduralny, co – w kontekście jakości piłkarskiej prezentowanej przez zespół Henninga Berga – było jeszcze bardziej bolesne. Kierownik drużyny, Marta Ostrowska nie dopilnowała formalności i pozwoliła na wejście nieuprawnionego zawodnika na boisko, co zaowocowało walkowerem i, co za tym idzie, odpadnięciem drużyny z kwalifikacji do Champions League. Legia próbowała jeszcze walczyć o swoje w UEFA i innych organach, wydała mnóstwo pieniędzy na wyczerpanie ścieżki odwoławczej, co jednak nie przyniosło żadnych rezultatów. Po piłkarskim świecie rozniósł się za to wizerunek nieprofesjonalnie zarządzanego klubu, w którym – jak wszędzie – za błędy pracowników ostatecznie odpowiada prezes.
Permanentnych wpadek wizerunkowych dostarczają też fani. Raczej nie można powiedzieć, że Legia Leśnodorskiego wypada na tym polu gorzej, niż jej poprzedniczki. Nie można też powiedzieć, że w klubie zrobiono mało, by problem rozwiązać (o czym szerzej możecie przeczytać TUTAJ). Fakty są jednak takie, że największym wizerunkowym ciężarem Legii wciąż pozostają kibice, przez których trzeba było zapłacić setki tysięcy euro kar od UEFA oraz rozegrać kilka spotkań na pustym stadionie, co w oczywisty sposób odstrasza potencjalnych sponsorów. Ostatnia awantura na meczu z Borussią Dortmund w klubie zaskoczyła wszystkich, o czym otwarcie mówił także sam Leśnodorski. Być może ta chwilowa utrata czujności kosztowała Legię najwięcej, bo najbardziej prestiżowy mecz z Realem Madryt przyszło rozegrać bez kibiców i dowiedział się o tym cały świat. Sytuacja z pewnością nie jest prosta i nie ma jednego dobrego rozwiązania. Fakty są jednak takie, że – w odróżnieniu od wielu innych aspektów – akurat w kwestii kibiców w czasach Leśnodorskiego satysfakcjonującego postępu nie odnotowano (raczej możemy mówić o pewnym pacie). Przeciwnie, dziś Legia cieszy się w UEFA opinią recydywisty i – o czym wielu łatwo zapomina – naprawdę niewiele brakuje, by harmonijny rozwój klubu został brutalnie wstrzymany przez jakąś surową decyzję europejskiej federacji. Inna sprawa, że mądrego, by tego rodzaju sprawy rozwiązać, nie widać. Ani w Warszawie, ani w żadnym innym mieście.
WERDYKT: kładziemy na szalę przewin ciężkawy, 4-kilogramowy odważnik.
* * *
PODSUMOWANIE: Zabijcie nas, ale nie mogło być inne. Legia w ciągu 4 lat wykonała niesamowity krok do przodu. Jak napisał jeden z naszych czytelników, Bogusław Leśnodorski zachowuje się jak ktoś, kto gra w Football Managera na żywo. Kupuje piłkarzy, sprzedaje drożej, kupuje lepszych, sprzedaje jeszcze drożej, w tym czasie rozwija klub w innych obszarach, zdobywa trofea… Dzisiaj Legia zaprasza do siebie coraz poważniejszych graczy i coraz bardziej ma czym zaimponować. Testy medyczne dopiero co przechodził Tomas Necid – i gdzie je przechodził? Oczywiście na stadionie Legii, gdzie otworzono nowoczesną klinikę (w której leczą się piłkarze także innych klubów). Aż trudno znaleźć element, w którym Legia nie odjechała ligowej konkurencji. Przy tym – co też ważne – zarabiając więcej i więcej, nie zatraciła własnej tożsamości, wręcz przeciwnie. W klubie roi się od byłych piłkarzy (wkrótce zatrudnieni zostaną Jacek Zieliński, Wojciech Kowalewski i Tomasz Jarzębowski).