Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

01 lutego 2017, 12:16 • 4 min czytania 43 komentarzy

Byłem i jestem gorącym zwolennikiem wprowadzenia powtórek wideo do naszego pięknego sportu. Nie uważam, że pomyłki sędziowskie to sól futbolu, niemiłosiernie wnerwiają mnie karne podyktowane po efektownych wywrotkach oraz bramki zdobyte z kilkumetrowych spalonych. Jestem pewny, że możliwość odtworzenia sytuacji zapobiegłaby naprawdę wielu oczywistym kompromitacjom. W XXI wieku, gdy możliwe jest obliczenie z dokładnością do metra odległości pokonanej sprintem przez dowolnego z piłkarzy w 90 minut meczu, zostawianie oceny stykowych sytuacji decydujących o dziesiątkach milionów euro ludzkiemu oku jest jakimś smutnym dowcipem. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

A jednak, zdaję sobie jednocześnie sprawę, że obecnie wprowadzenie tego rozwiązania mogłoby zabić piłkę nożną jaką znamy.

Wyobraźmy sobie mecz Manchesteru United Jose Mourinho z Barceloną. Neymar wpada w pole karne, któryś z długich konarów Marouane’a Fellainiego dotyka jego kolana. Brazylijczyk pada na glebę i wykonuje kilka obrotów trzymając się za nogę. Już tutaj pojawia się nowy element gry – wirujący na murawie Neymar bije się z myślami – wciąż tarzać się po trawie i zaryzykować, że przy stanowisku wideo pierwszy będzie Mourinho, czy jednak wstać i od razu zapieprzać sprintem do stanowiska asystenta od powtórek? Dramatyczna decyzja: wstaję! Zawodnik Barcelony od razu dostrzega taktyczną doskonałość maszynerii Luisa Enrique – pięciu piłkarzy jest już przy głównym arbitrze, pozostali wraz z ławką rezerwowych szturmują stanowisko wideo-sędziego. Niestety – są spóźnieni, na miejscu jest już Jose Mourinho, klarujący swoje racje z Rooneyem i Zlatanem u boku. – Będzie ciężko się przebić – myśli Neymar, ale podejmuje desperacką próbę sforsowania zasieków United pod budką sędziego przed ekranem.

Znalezione obrazy dla zapytania barcelona players referee

Tak, niestety, takie są realia. W dyskusjach o powtórkach wideo sam kreśliłem obraz idealny. Stykowa sytuacja, sędzia używa gwizdka, cały czas jest na łączach ze swoim ziomkiem przed ekranem, więc tylko komunikuje: Szymon, ręka była, karny był? A Szymon pach-pach, piętnaście sekund później mówi: Roman, karny jak kompania wojskowa. No i Roman wskazuje na “wapno”, 30 sekund później jest już po wszystkim. Zamiast tygodniowej dyskusji: “co by było, gdyby” mamy czysty, uczciwy, dobrze sędziowany mecz. Ale przecież zanim sędzia Roman mógłby cokolwiek powiedzieć Szymonowi przed ekranem, musiałby się przekrzykiwać ze stadem otaczających go piłkarzy. Zanim Szymon by obejrzał, musiałby się zmierzyć z trenerami ciskającymi pod jego adresem gromy i najbardziej wymyślne wyzwiska. Po decyzji Romana oblecieliby skrzywdzeni piłkarze, błagając, by wszyscy wspólnie mogli obejrzeć całą sytuację raz jeszcze. I tak dalej, trwałoby to kilka ładnych minut, a gdyby jakimś cudem było potrzebne 5-6 razy na mecz – kibice gości po sobotnim meczu wróciliby do domów we wtorek.

Reklama

Niestety, nie mam złudzeń. Wprowadzenie możliwości sędziowania na podstawie powtórek musi się odbywać w maksymalnie uporządkowany i szybki sposób. By uniknąć zrobienia z piłki drugiego SuperBowl trzeba skrócić czas od pierwszego gwizdka sędziego do ostatecznej decyzji do kilkunastu, maksymalnie kilkudziesięciu sekund. Do tego zaś potrzebne jest zbudowanie autorytetu sędziego. Gdybym miał tutaj cokolwiek do powiedzenia – po gwizdku na odległość dwóch metrów do arbitra mogą podchodzić tylko kapitanowie zespołów, kto mimo to zdecyduje się na tradycyjne oblężenie arbitra – żółta kartka. Jakakolwiek próba dyskusji z decyzją – żółta kartka. Zbliżenie się do stanowiska sędziego wideo przy konsultacji – żółta kartka. Jakiekolwiek dotknięcie sędziego – czerwona kartka.

Skończyłby się ten najbardziej ohydny widok, gdy kilkunastu dorosłych mężczyzn bierze w kocioł tego biednego sędziego i jak gromada targowych przekupek jęczy mu nad głową. Rozumiem emocje, rozumiem stawkę gry – ale skoro nikt w futbolu nie okłada się po ryjach, to chyba samokontroli wystarczy też na zostawienie w spokoju arbitrów.

Równolegle – to znaczy wraz z przywracaniem godności sędziemu i bezlitosnymi karami dla futbolowych “lobbystów” próbujących wymusić korzystne decyzje krzykiem, płaczem, jękiem i bieganiem – trzeba cały czas informować: asystent wideo to nadal tylko człowiek. Nadal mogą się zdarzyć pomyłki. Nadal nie będzie idealnie, nadal w absolutnie stykowych sytuacjach, gdy mnóstwo zależy od interpretacji – jedna ze stron będzie mogła czuć się skrzywdzona. Jeśli jednak z ośmiu błędnych decyzji zrobią się dwie – z pewnością warto.

Tym bardziej, że dostrzegam tu kilka możliwych “skutków ubocznych”. Nieco szybsze zbieranie się z gleby po faulach, w końcu nie trzeba będzie już histeryzować o połamanej nodze, bo decyzja i tak będzie podjęta na podstawie wideo zdarzenia, a nie reakcji faulowanego. Mniej symulowania (może w przypadku wideopowtórek najbardziej chamskie wywrotki nagradzać czerwoną a nie żółtą kartką?). Mniej bezradnego machania w kierunku liniowego.

Najpierw jednak: respekt dla sędziego. Na stadionie obrażać mogą go tylko oddaleni o dobre kilkadziesiąt metrów i dwa płoty kibice.

Na koniec jeszcze wideo z rugby, które można oglądać godzinami. Od szarpaniny do wznowienia gry – kilkanaście sekund. W piłce wzajemne pretensje, płacze i przekonywanie sędziego o konieczności rozdania kilku czerwonych kartek trwałoby godzinę.

Reklama

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

43 komentarzy

Loading...