Trzydzieści kilometrów od granicy z Rosją. Trudno o większa symbolikę. Szachtar Donieck, uciekinier z Donbasu po przejęciu miasta przez rosyjskich separatystów, nie wraca jeszcze do domu, ale z pewnością lokuje się zdecydowanie bliżej swojego matecznika, swoich kibiców i swojego regionu. Po dwóch latach spędzonych na wygnaniu w Kijowie i Lwowie, czas powrócić na wschód. Jeszcze nie na własny stadion w górniczym mieście, ale do leżącego 300 kilometrów dalej Charkowa. Miejsca, które na ukraińskiej mapie stanowi punkt szczególny.
To właśnie Charków bowiem może stanowić symbol specyficznej lojalności wobec Ukrainy, tej samej lojalności, którą dobrze znają w Szachtarze. W mieście właściwie przygranicznym, przez lata rozwijającym się za sprawą ukraińskich, ale i rosyjskich firm, Ukraińców, ale i Rosjan, Ukrainy, ale i Rosji – można było się spodziewać tych samych prowokacji, które rozpoczęły całą wojnę w Donbasie. Ba, podjęto próby, były prorosyjskie manifestacje, próby wywieszania rosyjskich flag na państwowych budynkach, nawet proklamacja utworzenia Charkowskiej Republiki Ludowej na wzór tej Donieckiej i Ługańskiej. Wszystko jednak od razu neutralizowały ukraińskie służby – ChRL likwidując dzień po jej głośnym starcie.
Ulicę trzymali kibice Metalista, place pogrążone w dyskusjach – charkowska inteligencja, rosyjskojęzyczna, ale jednocześnie na tyle świadoma, by widzieć po której stronie podziału wschód/zachód korzystniej jest się znaleźć. W kapitalnym reportażu Gazety Wyborczej z Charkowa czytamy nie tylko o charkowskim wyborze Ukrainy zamiast niedźwiedziej “matuszki”, ale i o jej przyczynach. Mieszanka Ukraińców, Niemców, Polaków, Rosjan, Azerów, Ormian, Żydów i Tatarów, do tego jeszcze kilkadziesiąt różnych współżyjących w jednym mieście wyznań i nade wszystko – największe na Ukrainie zagęszczenie wyższych uczelni i instytutów badawczych. Taką ludność ciężko omamić obietnicą troskliwej opieki pod rosyjską kuratelą. Taką ludność ciężko wyprowadzić na ulice, by śpiewała rosyjskie piosenki. Parciana propaganda spotka się raczej z rzuconym z odrazą, albo ironicznym śmiechem: Putin, huilo. Znaczenie jest jasne.
Jednocześnie Charków pozostał najzagorzalszym krytykiem łapczywości nowych władz. Bezlitosnym recenzentem polityków, umiarkowanym miastem, które z pogardą patrzyło w stronę Putina, ale i z niepokojem w stronę decyzji Kijowa.
Dla Szachtara, który jako klub otwarcie protestował przeciw wojnie – miejsce idealne.
Żeby zrozumieć jak bardzo – należy przypomnieć najgłośniejsze z wydarzeń z najnowszej historii stosunków dumy Donbasu z kijowskimi władzami. Pomijając mniej lub bardziej urojony konflikt w kadrze, gdzie kijowska grupa Andrija Jarmołenki miała zarzucać donieckiej części z Tarasem Stepanenko i Jaroslawem Rakickim na czele “niedostateczne wsparcie dla ukraińskiej sprawy”. Gdy trwa wojna trudno być letnim, a właśnie taką temperaturę starali się zachowywać ludzie z Doniecka. Z miasta, które trafiło w ręce separatystów, ze stadionu zdemolowanego podczas wojny, ale przecież: z regionu, który tradycyjnie miał z Rosją ciepłe stosunki. Dochodziło do sytuacji na styku – po bójce podczas jednego z meczów Szachtara z Dynamem Stepanenko powiedział wprost: moja przyjaźń z Jarmołenką właśnie dobiegła końca.
Chodziło o wydarzenia boiskowe, ale nikt nie miał wątpliwości – temperatury nie poprawiały odmienne spojrzenia na politykę. Gdyby nie to, z pewnością Oleksandr Szowkowski, weteran z bramki Dynama, nie wygłosiłby swojego słynnego już komentarza. – Stepanenko powinien uważać na to co robi. Mieszka teraz w Kijowie a kibice nie zapomną tego, co robi.
Oczywiście nie oznacza to wcale, że Szachtar jest rosyjski, gdyby tylko Rinat Achmetow bądź któryś z klubowych działaczy dał choćby cień znaku, z pewnością następnego dnia mógłby grać mecz Superpucharu z CSKA Moskwa. Separatyści tylko czekają na tego typu deklaracje, które można następnie przedstawiać jako dowód na podzielenie Ukrainy i konieczność utworzenia niepodległych republik. Szachtar jednak przy całej swojej lojalności stara się zachować tożsamość. Tożsamość tworzoną przez lata przez takich ludzi jak Mircea Lucescu, przez 12 lat trenujący górniczy klub, by dwa lata po utworzeniu rosyjsko-ukraińskiego frontu w Donbasie zamienić go na Zenit Sankt Petersburg. Jak Anatolij Tymoszczuk, który jeszcze w 2015 roku bez przeszkód występował w tymże rosyjskim Zenicie, co nie przeszkadzało mu jednocześnie odwiedzać kijowskich szpitali, w których leczono ofiary konfliktu.
Właśnie słowa Tymoszczuka dobrze oddają charakter Szachtara. – Na boisku są zwycięzcy i przegrani. Na wojnie, gdzie giną bezbronni, niewinni ludzie, często i dzieci – są tylko przegrani. Jestem uczciwy wobec wszystkich. Jestem za pokojem, bo wojna to wyłącznie ból – tłumaczył w tamtym okresie. Pewnie dla niektórych Ukraińców mógł pozostawać sprzedawczykiem pobierającym wypłaty od klubu okupanta, pewnie dla niektórych Rosjan stał się ukraińskim faszystą. Trochę jak klub, w którym spędził 9 sezonów?
***
Myślisz, że przyszłość Szachtara stoi pod poważnym znakiem zapytania?
Nie sądzę, by Achmetow opuścił Szachtar. Za dużo zainwestował. Poza tym pomyśl – jeśli kiedyś Szachtar wróci do Donbasu, wtedy będzie jeszcze ważniejszy i będzie miał jeszcze większą rolę do odegrania w reintegracji z Ukrainą.
Będzie mógł być świadectwem tego, że wszystko się tu odradza.
Tak. Wyobraź sobie odbudowaną Donbas Arenę, na niej mecz Szachtara w Champions League – to byłby wielki pozytywny kop dla wszystkich z regionu, a i namacalny dowód tego, że sytuacja się normalizuje, a Donieck wraca na właściwe tory i ponownie jest bezpiecznym miejscem.
(fragment wywiadu Leszka Milewskiego z Wadimem Furmanowem, całość TUTAJ)
***
Achmetow nie opuścił Szachtara ani Ukrainy. Wręcz przeciwnie – Szachtar zaczął gospodarować “nieużytki” przeoczone przez stołeczne Dynamo, czy to przez nieuwagę, czy przez brak funduszy. Program grassroots dla dzieciaków, budowa boisk, zapewnianie treningów, angażowanie w życie klubu od Lwowa po Charków. Zanim przyniesie to korzyści sportowe czy finansowe – przyniosło wymierny efekt wizerunkowy. Szachtar utrzymał pozycję najważniejszej drużyny w państwie.
Teraz zaś ma zamiar podnieść region. Decyzja o przeprowadzce jest z każdej strony słuszna – Charków leży już naprawdę blisko Doniecka, 300 kilometrów w ukraińskich realiach to nie jest tragiczna odległość. Wokół miasta i w samej aglomeracji mieszka sporo uchodźców z Donbasu, kibiców Szachtara. Rozwiązanie charkowskie ma na razie obowiązywać do końca 2017 roku, ale tak niedaleko “domu” Szachtar może przebywać dłużej, choćby i do wspomnianego przez Furmanowa odbudowania Donbas Areny, jeśli oczywiście Donieck kiedyś zostanie odzyskany przez Ukraińców. Drużyna nadal będzie trenować w Kijowie, ale uniknie wycieczek do Lwowa – przebudowany przez Achmetowa stadion w Charkowie będzie jedynym miejscem rozgrywania ich meczów w roli gospodarzy, obiekt spokojnie poradzi sobie i z Pucharem Ukrainy, i z europejskimi rozgrywkami.
Co ważne – wszelkie koszta łącznie z utrzymaniem bierze na siebie Szachtar. Mieszkańcy Donbasu, podobnie jak klub wyrugowani przez wojnę ze swoich domów? 20% zniżki na wszystkie bilety.
Nie da się ukryć, że decyzja to jednak nie tylko zbliżenie się do domu, ale duża szansa na przejęcie miasta. Metalist zakończył sezon 2015/16 bankructwem i reaktywuje się gdzieś od kartoflanych lig. Szachtar, cały na pomarańczowo, wchodzi więc do miasta przyzwyczajonego do wielkiej piłki (bo tak trzeba chyba mimo wszystko nazywać mecze z Dynamem Kijów, Szachtarem i do niedawna Dnieprem), której tę wielką piłką zabrano.
Trudno znaleźć więc jakikolwiek minus tego przeniesienia – to sytuacja korzystna i dla klubu, i dla Charkowa, nawet dla ligi oraz ligowych rywali, a może i całej Ukrainy. Cierpi jedynie… Donieck. Ale na cierpienia Doniecka recepty trzeba szukać daleko od piłkarskich muraw.