Często jest tak, że media, które o piłce wiedzą dość mało, starają się przeforsować jeden przekaz – na Zachodzie kibicowanie to synonim kultury, tamtejsi fani mówią sobie dzień dobry i dobranoc, natomiast od Polski na wschód panuje dzicz. Race, rasizm, ustawki, pełen zestaw… Oczywiście to guzik prawda, bo świat nie jest czarno-biały i w tej teoretycznie bardziej wychowanej części Europy też można natrafić na przypadki zwykłego zbydlęcenia. Ostatni przykład: finał Pucharu Ligi w Portugalii.
Wiadomo, że nie są to najbardziej prestiżowe rozgrywki w tym kraju, ale finał to zawsze finał. Święto. Tak jak PZPN walczy o renomę Pucharu Polski, tak tamtejsza federacja pewnie chciałaby wypuścić w Europę ładne obrazki – roześmianych kibiców, piękne gole, fetę po zwycięstwie. Tymczasem niestety, banda oszołomów znów zadecydowała, że przekaz będzie zupełnie inny – tuż obok wyniku w relacjach pojawiają się skandaliczne obrazki, które zafundowały trybuny.
Piłkarze Moreirense strzelili bramkę i jak to zwykle bywa, nie chodzili po niej smutni, tylko manifestowali swoją radość. Grupie kibiców Bragi najwidoczniej nie przypadło to do gustu i wyrazili to w sposób niegodny cywilizowanego człowieka (od 0:33):
Braga vs Moreirense (League Cup Finals Highlights) https://t.co/uUnVcTzUKD
— Portuguese Soccer (@psnlsoccer) 30 stycznia 2017
Szczęście w nieszczęściu, że rzucający poza problemów z rozumem mają jeszcze słabego cela i nie trafili na przykład centralnie w grupę ściskających się piłkarzy. Po interwencji medyków obaj panowie doszli do siebie i wrócili do gry, ale chyba nie trzeba przekonywać, że kiedyś konsekwencje mogą być poważniejsze. Nie ma dla takiego zachowania żadnego wytłumaczenia. Bo piłkarze cieszyli się blisko fanów Bragi? Bo karny był bardzo mocno wątpliwy? Dajmy spokój, taką hołotę może sprowokować wszystko, to jest tylko szukanie pretekstu.
Szkoda, że trzeba pisać akurat o tym, zamiast poświęcić cały artykuł zwycięskiemu Moreirense. To typowy średniak ligowy, jeśli nie gorzej, bo po awansie w sezonie 13/14, jeszcze nie zmieścili się w pierwszej dziesiątce elity. Podstawowym środkowym obrońcą i czasem nawet kapitanem jest tam Andre Micael, znany u nas z Zawiszy. To zespół bez gwiazd, budowany skromnie, dość powiedzieć, że ostatni raz kwotę odstępnego za jakiegoś piłkarza zapłacił dziewięć lat temu. Więc nawet takie trofeum jest dla nich na wagę złota. Tym bardziej, że przebyli do finału bardzo wyboistą drogę – mierzyli się choćby z Porto i Benfiką, zostawiając faworytów w pokonanym polu. Jasne, ci najlepsi nigdy nie będą umierać za Puchar Ligi, ale Moreirense i tak trzeba docenić. Zostawmy więc może tamtych tumanów i skończmy miłym akcentem: cieszącymi się zwycięzcami.