Wiecie, jak to jest z finałami: często presja tak paraliżuje zawodników, że zamiast spektakularnego widowiska dostajemy taktyczne szachy i w sumie spotkanie o poziomie dramaturgii “M jak Miłość”. Cóż, tutaj zdecydowanie tak nie było. Może dlatego, że dla nich finał turnieju wielkoszlemowego w tym momencie był niespodziewany, choć w sumie o tytuł w jednym z największych turniejów grali 49 razy. Tym razem, w epickim boju o zwycięstwo w Australian Open, Roger Federer w niewiarygodnym stylu pokonał Rafę Nadala 6:4, 3:6, 6:1, 3:6, 6:3, śrubując rekord 18 wygranych turniejów wielkoszlemowych.
Dla Federera 18. wygrana w Wielkim Szlemie przyszła w momencie, gdy już nikt na niego nie liczył. Faworytami do zwycięstwa od kilku lat regularnie są Novak Djoković i Andy Murray, z tym, że lider i wicelider rankingu z Australian Open pożegnali się bardzo szybko. Wracający po półrocznej przerwie i poważnej kontuzji kolana Federer nie liczył na wiele. Miał przejść trzy, cztery rundy. Jednak mecz za meczem, pokazywał coraz lepszą formę. Finał był dla niego setnym w karierze meczem w Australian Open. Nie mógł lepiej uczcić jubileuszu, choć po trzech godzinach meczu wydawało się, że to Nadal sięgnie po 15. wielkoszlemowe zwycięstwo w karierze. Świetnie grający Hiszpan miał przewagę przełamania w finałowym secie, prowadził już 3:1. Zwycięstwo i 3,7 mln dolarów australijskich było na wyciągnięcie ręki.
Wtedy jednak Federer pokazał cały swój geniusz. Ryzykował w momentach, w których Nadal kompletnie nie spodziewał się ataku, trafiał niewiarygodne uderzenia. No i posyłał kolejne asy serwisowe. Wygrał swoje podanie, potem odrobił stratę przełamania, wygrał kolejnego gema, i znów odebrał serwis Hiszpanowi. Z 3:1 dla Nadala nagle zrobiło się 3:5! Federer wygrał pięć gemów z rzędu i cały finał.
Zwycięstwo Federera jest tym cenniejsze, że z kim jak z kim, ale z Nadalem to on grać nie lubi. We wcześniejszych 34 meczach wygrał tylko 11 razy. Przegrał z Hiszpanem 6 z 8 wielkoszlemowych finałów. Teraz jednak wszystkie statystyki nie miały znaczenia. W walce do upadłego w australijskim upale obaj dali z siebie wszystko. Dziś po prostu minimalnie lepszy był Szwajcar.
– Nie mógłbym być bardziej szczęśliwy – mówił Federer, który po ostatniej piłce turnieju skakał jak dziecko i miał łzy w oczach. – Po tak długiej przerwie nigdy bym nie pomyślał, że zagram tu w finale i go wygram.
Nadal też wyglądał, jakby nie dowierzał. Był tak blisko zwycięstwa w pierwszym wielkoszlemowym finale od prawie trzech lat, a jednak chwila słabości w samej końcówce odebrała mu triumf. Dla Hiszpana, podobnie, jak Federera, to także wielki i niespodziewany powrót na szczyt. Miał fatalny poprzedni rok, zmagał się z kontuzjami, w Australii odpadł już w pierwszej rundzie, w sumie we wszystkich turniejach wielkoszlemowych wygrał ledwie pięć meczów, najmniej od 2004 roku. – Kilka miesięcy temu żaden z nas by nie uwierzył, że znów zagramy o tytuł – mówi wprost Nadal.
Po Australian Open impresja może być jedna: ten serial trwa od kilkunastu lat, a i tak wszyscy mają ochotę na kolejny sezon…
JAN CIOSEK