Reklama

Góry pieniędzy, rytualne morderstwo i Luis Suarez. Asamoah Gyan w pigułce

redakcja

Autor:redakcja

24 stycznia 2017, 08:00 • 8 min czytania 4 komentarze

Oskarżony we własnym kraju o czarną magię, morderstwo i gwałt. Wiecznie przegrany i permanentnie lżony, gdy zakłada koszulkę reprezentacji. A jednocześnie Asamoah Gyan to najlepszy ghański strzelec w historii Pucharu Narodów Afryki. Najlepszy afrykański snajper w historii mistrzostw świata. Jedyny piłkarz, który zdobywał bramki we wszystkich Pucharach Narodów Afryki i mistrzostwach świata, w których brał udział. I, co nie mniej ważne, czternasty najlepiej opłacany piłkarz na świecie, choć nie był, nie jest i raczej nigdy nie będzie czternastym najlepszym piłkarzem świata.

Góry pieniędzy, rytualne morderstwo i Luis Suarez. Asamoah Gyan w pigułce

Sukces ma to do siebie, że zdecydowanie nie jest jednym z najłatwiejszych pojęć do zdefiniowania. Weźmy sukces w sporcie. Można go mierzyć liczbą zdobytych trofeów – indywidualnych i drużynowych. Gdyby faktycznie tak było, Asamoaha Gyana trzeba by nazywać jednym z największych przegranych XXI wieku. 

Tylko że można też patrzyć na sprawę w nieco inny sposób. Przez pryzmat zarobionych i zainwestowanych w trakcie kariery pieniędzy, które decydują o poziomie życia twoim i twojej rodziny już po zawieszeniu butów na kołku. O proporcjach między posiadanym talentem i wypracowanymi umiejętnościami, a stanem konta. I gdyby za jedyne słuszne uznać to właśnie pojmowanie, to czy mówiąc o Gyanie nie powinniśmy mówić o nim jako o piłkarzu, który osiągnął sukces nieprawdopodobny?

Oto jego dorobek w telegraficznym skrócie:

– 150 tysięcy funtów tygodniówki, gdy zamieniał Sunderland na Al Ain.

Reklama

– 227 tysięcy, gdy podpisał w zeszłym roku kontrakt z Shanghai SIPG.

– Własne studio muzyczne, a na koncie hit numer jeden z ghańskich list przebojów.

– Firma autobusowa, obsługująca połączenia międzynarodowe z Ghany, posiadająca flotę liczącą już kilkadziesiąt pojazdów.

– Dodatkowa praca jako promotor na prośbę prezesa związku bokserskiego Ghany Mosesa Foh-Amoaninga, a także idąca z nią w parze współpraca m.in. z Floydem Mayweatherem.

– Posiadłość w Kasoa warta trzy miliony dolarów (nazwana „Bazyliką Baby Jeta” od pseudonimu artystycznego Gyana).

Reklama

Gyan-1

– Własna linia ubrań BJ3 (ksywka Baby Jet + numer z reprezentacji).

***

– Ma ludzi od wszystkiego. On sam rzadko musi poza boiskiem kiwnąć palcem. W wolnym czasie produkuje muzykę, latem gdy nie ma akurat mistrzostw świata, zamyka się w swoim studio i nagrywa.

Godfred Akoto Boafo, dziennikarz allsports.com.gh

***

A w tle cały czas jest przecież piłka. I to piłka na naprawdę przyzwoitym poziomie. Kiedyś na tak wysokim, by strzelać Chelsea na Stamford Bridge i przyciągać zainteresowanie Bayernu Monachium. Ale i dziś na całkiem niezłym, bo przecież Gyan na kontynencie azjatyckim cieszy się ogromną renomą. Na którą rzetelnie zapracował sobie wykręcając statystyki strzeleckie, o których w Europie mógł tylko pomarzyć.

Zrzut ekranu 2017-01-23 o 18.02.57

Gdy tylko Shanghai SIPG sięgnął po Oscara, ze względu na limity obcokrajowców zrobiło się dla niego za ciasno w Szanghaju i musiał wracać na wypożyczenie do swojego byłego klubu. Narzekać jednak nie powinien, bo jego bajońska tygodniówka z SIPG nie straciła na ważności, a w Emiratach cieszy się niesamowitą estymą. To tutaj zdobył swoje pierwsze trofea klubowe, tutaj zapracował sobie też dwukrotnie na Arabskiego Złotego Buta dla najlepszego strzelca lig arabskich.

Zrzut ekranu 2017-01-23 o 18.06.55

***

– W ogóle nie żałuję opuszczenia Premier League. Jestem tutaj szczęśliwy, a gdy przyjeżdżam na kadrę, wciąż daję jej bramki. Moja decyzja o przeprowadzce do Emiratów była dobra dla mojej rodziny i nie obchodzi mnie to, co ludzie o niej mówią. Niektórzy słuchają podpowiedzi kolegów, a koniec końców i tak lądują w bagnie.

***

Można by więc pomyśleć, że życie Asamoaha Gyana to droga usłana różami. Że choć nigdy nie trafił do wspomnianego Bayernu Monachium – ani żadnego innego klubu podobnego pokroju – to jednak zarobione pieniądze nakazują go rozpatrywać jako jednego z największych szczęściarzy w świecie piłki. Że otwarty jeszcze w trakcie kariery spadochron pozwalający na miękkie lądowanie, gdy organizm powie dość, to dowód, że Gyan był nie tylko niezłym piłkarzem. W dodatku takim, który finansowo wycisnął z siebie absolutne maksimum. Ale też, a może przede wszystkim, rozsądnym człowiekiem.

Co to, to nie.

O ile karierę klubową faktycznie, można rozpatrywać w kategorii wielkiego sukcesu, o tyle reprezentacyjna była dla niego prawdziwą drogą krzyżową. Tak jakby podpisał własną krwią pakt z diabłem. „Ty dajesz mi zarobić pieniądze, które ustawią moją rodzinę na kilka pokoleń do przodu, ja w zamian pozwalam ci kpić ze mnie do woli, gdy tylko założę koszulkę reprezentacji”.

I trzeba przyznać, że diabeł w półśrodki się nie bawił.

Rok 2006. Mistrzostwa świata. 1/8 finału, Ghana gra z Brazylią. Czarne Gwiazdy odpadają z turnieju po 0:3, ale dla Gyana ten mecz ma wyjątkowo gorzki smak, bo kończy go po absurdalnie wyglądającej symulce z 81. minuty i w stu procentach słusznej drugiej żółtej kartce.

Rok 2008. Puchar Narodów Afryki. Ghana ledwo-ledwo daje sobie radę z Namibią, a na Gyana spada prawdziwy grad hejtu. Napastnik dostaje pogróżki, jest straszony śmiercią i tylko interwencja kolegów zapobiega opuszczeniu przez niego zgrupowania kadry.

Rok 2010. Wisienka na torcie. Ćwierćfinał, 120. minuta, sytuacja która przeszła do historii piłki nożnej i którą pamięta każdy, kto oglądał tamto spotkanie.

– Ludzie zarzucali Gyanowi, że niedostatecznie skupił się na tamtym karnym. Że myślał już o tym, który ze swoich ruchów tanecznych zaproponuje jako celebrację bramki, a nie o tym, by uderzyć celnie i wprowadzić Ghanę do półćfinału – mówił później dziennikarz allsports.com.gh Godfred Akoto Buafo.

Dwa razy Gyan zapowiadał nawet rezygnację z gry w kadrze. We wspomnianym 2008, a także po Pucharze Narodów Afryki cztery lata później, gdy również to jego lżono najmocniej za brak medalu dla Ghany. W 2012 dzień po tym, jak Czarne Gwiazdy przegrały mecz o srebro, kibice mieli już ułożoną niecenzuralną przyśpiewkę na jego temat, której nie omieszkali zaintonować pod hotelem swojej reprezentacji.

***

Odnośnie powrotu z tamtego turnieju w Ghanie krąży też następująca „miejska legenda”:

Po powrocie z PNA, piłkarze Ghany byli tak zawstydzeni wynikiem, że nie chcieli pokazywać się publicznie i zdecydowali, że jeżeli będą wychodzić z domu, będą to robić przebrani. Asamoah Gyan przebrał się za mnicha. Kiedy chodził ulicami Osu, podeszła do niego starsza kobieta i powiedziała:

– Witaj, Azonto Man! (jedna z ksywek Gyana)

Zdziwiony i zdenerwowany, że starsza pani go poznała, wrócił do domu i przebrał się za malama. Znów wpadł na tę samą kobietę, która spytała:

– Jak się pan ma, panie Asamoah Gyan?

Kompletnie zdezorientowany spytał:

– Jak mnie pani poznała?

Kobieta tylko roześmiała się i odpowiedziała:

– To ja, John Paintsil.

***

W umowie z diabłem drobnym druczkiem dopisany musiał być chyba również punkt dotyczący życia prywatnego Gyana. Zaczęło się od imprezy na plaży zorganizowanej przez piłkarza, która skończyła się bardzo niefortunnie. Najkrócej rzecz ujmując, weszło na nią trzydzieści osób, wyszły o dwie mniej. Przyjaciel Gyana, raper Castro De Destroyer (tak, ten od hitu „Odo Pa”) miał razem ze swoją dziewczyną Janet Bandu oddalić się od reszty towarzystwa i pójść pośmigać na skuterach wodnych. Pech chciał, że oboje najprawdopodobniej utonęli – Janet zleciała z maszyny, a Castro (a właściwie Teophilus Tagoe), próbując ją uratować, poszedł na dno chwilę po swojej ukochanej.

Ciał jednak nie odnaleziono, a nie wszyscy w Ghanie uwierzyli w to, że raper utonął. Zaczęły się pojawiać teorie spiskowe, jakoby Gyan chcąc zapewnić sobie przyszłe sukcesy… złożył ciało swojego kumpla w rytualnej ofierze.

Zrzut ekranu 2017-01-23 o 18.45.06

Paranoja posunęła się do tego stopnia, że piłkarz musiał składać oficjalne oświadczenie, w którym zapewniał, że Castro nie został przez niego zamordowany i poświęcony na ołtarzu na poczet piłkarskich i pozapiłkarskich sukcesów.

Życie jednak nie znosi próżni i gdy ucichł jeden skandal, wybuchł drugi. Seks-skandal, raz jeszcze z Gyanem w roli głównej.

***

Zrzut ekranu 2017-01-23 o 17.21.39

Tak, tak zatytułowany artykuł naprawdę pojawił się w ghańskich mediach, konkretnie na tamtejszym odpowiedniku naszego Pudelka – ghanacelebrities.com

***

Asamoah miał bowiem strzelić gola pannie Sarah Kwabii, 22-letniej studentce, która stwierdziła, że uwodząc piłkarza zapewni sobie całkiem dostatnie życie. Sprawa wyszła na jaw, gdy Sarah poszła do sądu, oskarżając Gyana o gwałt i żądając:

– własnego apartamentu,

– gosposi do dyspozycji,

– tysiąca dolarów miesięcznego stypendium.

Problem w tym, że Sarah, mimo że studentka, oleju w głowie nie miała zbyt wiele. Podczas śledztwa wyszło bowiem na jaw, że wysyłała do Gyana dość jednoznaczne filmiki ze sobą w roli głównej na długo przed domniemanym gwałtem, a także… już po nim. Piłkarz zresztą nie wypierał się ani stosunku z 22-latką, ani tego, że dziecko, które było jego konsekwencją, jest jego. Chciał tylko dowieść, że nie doszło do gwałtu, a dziewczyna dopuściła go do siebie z własnej, nieprzymuszonej woli.

Napastnika, rzecz jasna, uwolniono od zarzutów, ale – cytując klasyka – niesmak pozostał.

***

Życie Gyana to więc jedna wielka przygoda pełna sprzeczności. To człowiek, który zarządzania własnym potencjałem i spieniężania go mógłby uczyć na Harvardzie, a jednocześnie gość, który równie dobrze mógłby prowadzić szkolenia z wpadania w tarapaty w “wyższej szkole lansu i bansu”. Lżony w ojczyźnie raz za razem za nieskuteczność w kadrze, a niezwykle szanowany za napędzanie ghańskiej gospodarki przez inwestowanie pieniędzy w krajowe firmy. Piłkarz, którego jedyne sukcesy sportowe, to trofea zdobywane w niepoważnych ligach, a jednak zarabiający dzięki nim niepoważnie wielkie pieniądze.

Mimo wszystkich upadków, których w jego życiu nie brakowało, nie wydaje nam się jednak, by Gyan należał do ludzi, którzy psioczą na swój los. Ostatecznie w chwili zwątpienia może zamknąć się w studio i nagrać kolejny hit. Albo polecieć na kawę z Floydem Mayweatherem.

A gdyby i tam dopadł go nostalgiczny nastrój – on akurat nie zbiednieje ocierając łzy studolarowym banknotem, siedząc w złotym Rolls Roysie.

gyans-rolls-royce

SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Weszło

Komentarze

4 komentarze

Loading...