Jest letni ciepły wieczór – osiedla zapełniają się nastolatkami z butelkami w rękach. Jest zimowe niedzielne popołudnie – na ośnieżonych górkach pojawiają się szkraby na sankach. Jest sezon ogórkowy – na Bałkanach wraca pomysł stworzenia superligi dla wszystkich klubów z “kotła”. Absolutny evergreen, temat, który zawsze wzbudza emocje, otwiera długie dyskusje i tradycyjnie rozgrzewa kibiców.
Temat po raz pierwszy pojawił się chyba po zakończeniu krwawych walk wszystkich ze wszystkimi na terenach byłej Jugosławii. Szybko okazało się bowiem, że o ile Chorwaci, Serbowie, Boszniacy i cała reszta tej mozaiki nie potrafi, nie chce i nie ma zamiaru dłużej żyć w ramach jednego państwa, o tyle w kwestii sportu ich krajowe ligi nie mogą zapewnić poziomu, atrakcyjności i widowiskowości jednej wspólnej ligi Jugosławii. Wystarczy wspomnieć ostatnie mistrzostwa tego państwa zakończone w 1991 roku. Mistrzem Crvena Zvezda Belgrad, w tym sezonie również zdobywca Pucharu Europy. Z pucharem – Hajduk Split, zespół dopiero szósty w ligowej tabeli. Przed nimi bowiem i Partizan Belgrad, i Dinamo Zagrzeb. Gdzieś dalej – m.in. Olimpia Lublana, późniejszy czterokrotny mistrz Słowenii, Budućnost Podgorica, bodaj najsilniejszy klub Czarnogóry, Borac Banja Luka, oba zespoły z Sarajewa, FK i Żeljeznicar, wreszcie Velez Mostar.
Co tydzień spotkania mocnych piłkarsko i silnych kibicowsko klubów. Co dwa tygodnie derby. Za poszczególnymi klubami bardzo silne polityczne i społeczne wpływy, dążące by to ich Socjalistyczna Republika, by ich miasto i ich klub błyszczały na tle reprezentantów belgradzkiej centrali. A że raz na jakiś czas mecz kończył się wojną, jak choćby słynne starcie Zvezdy z Dinamem Zagrzeb, które stanowiło punkt wyjścia do ulicznych rozruchów a potem i całej walki Chorwacji o niepodległość? Wliczone w koszta.
Dlatego nie dziwi nostalgia piłkarskich oficjeli w Chorwacji, Serbii czy Czarnogórze. Wizja pełnych stadionów co tydzień, a nie na dwóch derbowych starciach w roku, możliwość gry z utytułowanymi i klasowymi rywalami zamiast różnych – z całym szacunkiem Novi Pazarów. To wszystko z pewnością przełożyłoby się na wartość praw telewizyjnych, na zainteresowanie sponsorów i mediów z całej Europy.
Rok temu tego typu bajania dotyczyły zresztą poszerzonej superligi, do której wciągnięte miałyby też być Bułgaria czy Grecja. Wszystko – jak zawsze – stanęło na etapie rozważań. Minęło kilka miesięcy i temat wrócił. Index.hr poinformował, że pomysł jest już na etapie realizacji, a w 2018 roku rozpoczną się pierwsze spotkania ligi bałkańskiej. Jak miałoby to wszystko wyglądać?
Po pierwsze – tym razem jest wyraźna przyczyna, by stworzyć tego typu rozgrywki. W 2018 roku ma nastąpić reforma Ligi Mistrzów i Ligi Europy, przez co słabszym będzie jeszcze trudniej dobić się do bram futbolowego raju. To przede wszystkim dla nich ma powstać liga. Ci, którzy dostaliby się do Ligi Mistrzów i Ligi Europy oczywiście uczestniczyliby w rozgrywkach UEFA. Reszta – 24 najlepsze zespoły Serbii, Chorwacji, Macedonii, Słowenii, Bośni i Hercegowiny oraz Czarnogóry spoza LM/LE miałoby rozpocząć rozgrywki w ośmiu grupach po 4 zespoły każda. Wiosną – faza pucharowa. Czyli wszystko na kształt Ligi Mistrzów z tym jednym szczegółem, że bez osiemnaście razy bogatszych rywali.
Po drugie – jak twierdzi Vasko Dojčinovski, macedoński działacz zaangażowany w przygotowywanie projektu – swoją zgodę na takie rozwiązanie wyraziła UEFA, ba, nie wykluczyła nawet możliwości zagwarantowania zwycięzcy ligi bałkańskiej miejsca w kolejnej edycji Ligi Mistrzów (finaliście zaś – w Lidze Europy). Motywację dla klubów dodatkowo podbijałyby finanse, znów index.hr podaje, że nawet 800 tysięcy euro za sam udział w lidze dla każdego z 24 zespołów. A pamiętajmy – mówimy tu nie tylko o bogatych klubach z Belgradu czy Zagrzebia, ale też pretendentach do klasy średniej choćby ze Słowenii czy dalszych miejsc w lidze chorwackiej czy serbskiej.
Po trzecie – i być może najważniejsze. Prezydentem UEFA jest Aleksander Ceferin, Słoweniec z Lublany i były prezes tamtejszego związku piłkarskiego. Gość wie, jakie problemy trawią państwa byłej Jugosławii i – według informacji The Sun – jest zwolennikiem projektu.
Czyli co, same korzyści dla klubów, możliwość walki o Ligę Mistrzów w inny sposób, niż w meczach z drużynami z czołówki lig Europy Zachodniej, do tego wsparcie UEFA z prezydentem na czele. Co może się nie udać?
***
Hajduk Split, przeciw złodziejom i mafii, za silniejszą ligą. Łączenie to nie jest wyjście, Torcida przeciw “Yugo Lige”.
Звезда, Србија, никад Југославија! pic.twitter.com/AA55EPW2Gu
— Delije Sever (@delije_net) 12 grudnia 2016
Crvena Zvezda Belgrad, śpiewy “niech nam płacą miliony, miliardy, nie zagramy w bałkańskiej lidze”. Do tego, jak podaje sportske.net, graffiti w serbskich miastach: “chcą grać w piłkę z mordercami naszych dzieci, zatrzymać bałkańską ligę”.
Olimpia Lublana, “regionalna liga nigdy więcej”.
Denis Pohv z Armady, grupy kibiców Rijeki, powiedział stronie index.hr – nie ma sensu wracać o 20 lat do tamtych scen. Przytakują mu kibice od Zagrzebia po Nowy Sad. Wśród kibiców nastroje są jasne – prędzej na zawsze utkną w bylejakości piłkarskiej, niż spotkają się na meczach z klubami z wrogich narodów. – Nie po to walczyliśmy o możliwość gry we własnej lidze, żeby teraz znów to robić – mówili już w 2010 przedstawiciele Hajduka.
Zresztą, nieszczególnie zainteresowane wydają się nawet kluby. Po rewelacjach o poparciu UEFA głos zabrali działacze Dinama Zagrzeb i Hajduka, stanowczo odcinając się od pomysłu i ogłaszając, że nie uczestniczyli w żadnych pracach dotyczących tego projektu. – Najważniejsza jest dla nas liga chorwacka, jakieś rozgrywki na terenie byłej Jugosławii po prostu nas nie interesują – powiedział Alen Lesički, rzecznik Dinama dla “Vecernij List”.
***
Tradycyjnie więc działacze, przede wszystkim ze Słowenii, Macedonii czy Czarnogóry, swoje, a kibice i przedstawiciele największych serbskich i chorwackich klubów – swoje. Wyjścia są więc dwa – albo pomysł tradycyjnie nie wypali i pozostanie mrzonką podobną do składów “reprezentacji Jugosławii” z Oblakiem, Modriciem i Ljajiciem w jednym zespole, albo wypali w jakiejś tragicznie okrojonej wersji, z hitami pokroju Vardar Skopje – Budućnost Podgorica w miejsce starć Hajduka z Partizanem i Dinama z Crveną Zvezdą.
A gdyby jeszcze te Vardary i Budućnostie mogły tą drogą wywalczyć awans do Ligi Mistrzów?
Kochane Bałkany. Gwiazdy każdego sezonu ogórkowego.