GKS Katowice – który to już raz – zbliża się do drzwi z napisem “Ekstraklasa”. Ale nie idzie jak walec, a dużo dyskretniej. W tym sezonie kolejne kroki stawia bardzo cicho, ponieważ wygrane są zazwyczaj jednobramkowe. Ale skoro bramki ledwo co strzelają, to mało też tracą. Dlatego po rundzie jesiennej porozmawialiśmy z bramkarzem GKS-u – Mateuszem Abramowiczem.
Co powiedzieliście sobie w szatni po ostatnim meczu w roku?
Że idziemy na piwo po udanej rundzie! Chyba innego hasła nie mogło być? (śmiech)
Jesteś w Katowicach od lata, czujesz ciśnienie, że każdy chce tam ekstraklasy?
Mówi się o tym, mówi… Że jesteśmy blisko, że może wreszcie w tym roku. Od kilku lat mówi się o awansie GKS-u do ekstraklasy, teraz, po jednej rundzie, wszystko jest na dobrej drodze. Chcieliśmy być w czubie tabeli, mamy drugie miejsce – o to nam chodziło. Wykonaliśmy połowę roboty, ładujemy akumulatorki i na wiosnę mamy zamiar zrobić drugą. Ale patrząc na to od środka, mogę powiedzieć, że są duże podstawy, aby w końcu Katowice miały u siebie Ekstraklasę.
Jesteście na drugim miejscu, ale gdy popatrzy się na statystykę bramek wygląda to dziwnie. 19 meczów, 23 gole, czyli ledwo ledwo ponad 1 na mecz. Wygląda na to, że stawianie na wasze jednobramkowe zwycięstwo to pewniak.
Może to niespotykane, ale nie zamartwiamy się tym. Zwyciężamy, a to jest podstawa. Gramy dobrze, dominujemy nad rywalami. Najbardziej podobał mi się mecz z Podbeskidziem na wyjeździe, świetnie się to oglądało. Może też dlatego, że patrzyłem na grę z trybun, miałem akurat kontuzję (śmiech). A wracając do bramek, każdy z nas chciałby, żeby te wygrane były dwu-, trzy- czy czterobramkowe, ale w tej lidze tak się nie da. Poza tym, biorąc pod uwagę moją pozycję na boisku, śmiem twierdzić ,że wyniki i sukcesy zdobywa się obroną. (śmiech)
Czemu goli jest mało, skoro macie taką pakę z przodu – Goncerz, Lebedyński, Sobków z Zagłębia?
Przeważamy w niemal każdym meczu, mamy sytuacje, gramy ładną piłkę dla oka. Skuteczność jest słaba, ale myślę, że wiosną chłopami z ataku odpalą i niejeden worek z bramkami rywale będą musieli zabierać ze sobą po meczach.
Z drugiej strony – tracicie malutko, w czym w dużej mierze jest twoja zasługa.
Jak już wspomniałem wcześniej – to obroną wygrywa się mecze. Czy moja? Ja tylko odbijam to, co uderzy we mnie, nic szczególnego! Obrona daje mi pewność, mam super chłopaków w linii przed sobą, więc tę mocną ścianę budujemy razem i nawzajem, gdy trzeba, ratujemy sobie tyłki.
Który szczególnie ratuje twój?
Nie będę żadnego wywyższać, bo przeczytają coś dobrego o sobie na Weszło i odbije im sodówka. Tego byśmy nie chcieli! Więc ustalmy, że wszyscy są ostoją. Nawet mój brat , który rzuca piłkę z autu dalej niż kopie ją nogą. (śmiech)
Oglądałem ostatni mecz z Chrobrym. Powinni wygrać, ale broniłeś wszystko, co leciało w światło bramki. Człowiek-ośmiornica.
Ciekawie mnie określiłeś, pewnie podłapią to w szatni po przeczytaniu! Taka moja rola, poza tym mam w sobie nienawiść do tracenia bramek. Nawet na treningu, jak coś puszczę, to wkurzam się, uruchamia mi się lekkie ADHD, można podpytać chłopaków, jaki wtedy jestem. Jasne, nie da się obronić wszystkiego, ale z drugiej strony sky is the limit, co nie?
W końcu wygryzłeś ze składu Nowaka, doświadczonego gościa.
Bardzo go szanuję i doceniam, że gdy siedział na ławce, pomagał mi i traktował jak dobrego kumpla, a nie rywala. Miałem trochę szczęścia. Seba dostał czerwoną kartkę ze Stomilem, dzięki temu ja wskoczyłem do bramki, zagrałem dobry mecz w derbach z Zagłębiem Sosnowiec. Potem był Znicz i moja kontuzja na początku spotkania. Dograłem je, ale potem wypadłem na trzy tygodnie, przez co znów do bramki wrócił Sebastian. Następnie to on zaczął mieć problemy z urazami, a ja byłem pierwszym bramkarzem aż do ostatniego meczu w tym roku. Ostatnio bronię ja, ale jednak Nowak to fachura, mogę powiedzieć, że GKS ma najlepszą obsadę bramki w pierwszej lidze.
Skoro mówisz tak dobrze o Nowaku, to znaczy, że grasz, bo masz jakieś kwity na trenera.
Na trenera Brzęczka? W życiu! Złoty człowiek. I świetny w swojej roli fachowiec. Cały sztab jest bardo dobry, mówią o mnie, że jestem synem trenera bramkarzy – Janusza Jojki. Według chłopaków skala mojego podlizywania już po pierwszych meczach przekroczyła normę… Ale powiem ci, że porównując treningi w Katowicach do tych w Śląsku Wrocław, nie ma żadnej różnicy. Pełna profeska.
Znowu to robisz.
Tak, więc już skończę, bo Seba Nowak już pewnie śmieje się na cały dom, że znowu podlizuję się trenerom. (śmiech)
Ile razy w tygodniu w szatni pada słowo “Ekstraklasa”?
Chyba raczej – ile razy dziennie. (śmiech) Oczywiście nie mówimy o tym non stop, nie dajmy się zwariować. Słowa nic nie znaczą, dlatego niczego w imieniu drużyny nie zadeklaruję. Jest takie hasło: pracuj w ciszy, niech efekty robią hałas.
Rozmawiał Samuel Szczygielski