Początek sezonu mógł dać wiarę kibicom Arki, że tak jak i na zapleczu, również w Ekstraklasie pójdzie ich klubowi lekko, łatwo i przyjemnie. Ze stadionu w Gdyni ekipa Nicińskiego uczyniła bowiem twierdzę, wpadający tu rywale mieli problem nawet ze zdobyciem bramki, a i z delegacji żółto-niebiescy przywieźli piękną pamiątkę, kiedy rozbili w Warszawie mistrzów Polski. Problem w tym, że dziś mogą tylko na tamte obrazki spoglądać i wspominać, bo Arki z lata już nie ma. Pytanie, czy niedługo nie będzie też Nicińskiego.
Jego zwolnienie byłoby brutalnym ciosem wymierzonym w futbolowy romantyzm. Obecny szkoleniowiec Arki jest przecież jej wychowankiem, żywą legendą, która grała najpierw na chwałę klubu na boisku, a potem kierując nim z ławki rezerwowych. To on wyciągnął zespół z zaplecza – na którym ten mocno ugrzązł – i po pięciu latach wprowadził Arkę z powrotem do elity. No, ale wiemy, że w futbolu sentymenty prawie nigdy nie zagrzewają miejsca, przeszłość kompletnie nie ma znaczenia. Liczy się tu i teraz, a obecnie łatwo dostrzec problemy, które podtapiają Arkę.
1. Zmęczenie
– Kilka momentów złożyło się na kryzys. Nikt nie mówi na przykład o tym, że Arka po wejściu do Ekstraklasy miała bardzo krótką przerwę, bo jednak pierwsza liga dłużej grała – mówi Janusz Kupcewicz, były piłkarz Arki i reprezentacji Polski. – Trzeba przypominać, że beniaminkowie inaczej się przygotowują do rozpoczęcia nowych rozgrywek. Gdy pierwsza liga walczyła o awans, to zespoły z Ekstraklasy jeszcze regenerowały siły. Arka nie miała czasu na odpoczynek, tym rozpędem pograli na początku, bo wielu zawodników utrzymało formę – dodaje Czesław Boguszewicz, zdobywca Pucharu Polski z Arką w 1979 roku.
Brzmi jak tanie usprawiedliwienie, ale tak w istocie było. Dwie daty:
Piąty czerwca – ostatni mecz Arki w pierwszej lidze sezonu 15/16
Piętnasty maja – ostatni mecz Ekstraklasy sezonu 15/16
Różnica jest więc spora i nie ma przypadku w tym, że beniaminkowie wyhamowali równocześnie. Oba zespoły, jak jeden mąż, ostatnim razem wygrały w dziewiątej kolejce.
2. Słabe okno transferowe
Wiadomo, że Arka nie może sobie pozwolić na takie szaleństwo jak Lechia i brać tych piłkarzy, na których akurat ma ochotę. Musi kombinować, szukać zawodników bez kontraktów lub niechcianych w lepszych klubach. Niesie to za sobą ryzyko wpadki i takie latem się rzeczywiście przydarzyły, dobrym przykładem jest Dawid Sołdecki. – Jego szybkość pozostawia wiele do życzenia, nie pozwala mu walczyć, po prostu fizycznie jest słaby, mimo że dobrze zbudowany. Na razie zawodzi totalnie – mówi Boguszewicz. Marciniak? – Też zawiódł. Od takich zawodników z takim doświadczeniem oczekuje się więcej – dodaje.
Bilans jest słabiutki, bo z tych kilku graczy, którzy pojawili się w wakacje nad morzem, wyróżnić można jedynie Zbozienia, dającego pewność na prawej obronie. No i prestiżowy punkt z Lechią przyniósł Błąd, ale to o wiele za mało by powiedzieć, że się spłacił choćby w kilkunastu procentach.
3. Wąska kadra
To niejako kontynuacja poprzedniego punktu, bo poza tym, że nie udało się ściągnąć graczy gotowych rywalizować w Ekstraklasie, to zapomniano też o głębi składu, pozwalającej bić się na dwóch frontach. Przypomnijmy – Arka jest jeszcze w Pucharze Polski, a ławkę ma krótką. – Nie da się ukryć, że kadra jest wąska, każdy się drapie w głowę, jak trzeba kogoś zdjąć. Muszę powiedzieć, że od dawna nie wiem, co Yussuff robi na boisku. Uważam, że ma takie umiejętności, które nie powinny go upoważniać do gry w naszych rezerwach – twierdzi Boguszewicz.
4. Rywale już się Arki nauczyli
Beniaminek to zawsze nowość w lidze – gra inaczej, rywale jeszcze nie mają go tak dobrze rozpracowanego i świeżak jest w stanie zaskoczyć. Im dalej w las, tym jednak łatwiej go rozszyfrować. – Przeciwne zespoły już wiedzą jak Arka gra i co z nią zrobić, mają koncepcję. Taka Termalica – ten zespół gra najbrzydszą piłkę w polskiej lidze i zajmuje trzecie miejsce. Arka prezentowała fajną piłkę, ale coś się zacięło – twierdzi Kupcewicz.
Oczywiście nie chodzi tutaj, by Nicińskiego rozgrzeszać, bo choćby za ostatni punkt odpowiada on – mógł nauczyć swoich piłkarzy większego pragmatyzmu, grania brzydkiego, ale skutecznego. Nie zrobił tego, popełniał błędy jak każdy inny człowiek, żadna sensacja.
Pytanie – co dalej, czy błędy były już na tyle poważne by go zmienić i wprowadzić do szatni kogoś nowego? – Ja bym na dużym spokoju radził podchodzić do zmiany trenera. Najłatwiej – jak to w życiu bywa, szczególnie w polskiej mentalności – kopnąć już tego, co prawie leży. A jak się mu nie chce pomóc i podać ręki to trzeba przynajmniej nie kopać, czekać i patrzeć jak sam wstanie. Taka dewiza powinna być w klubie – przekonuje Boguszewicz. – Myślę, że trenera nie trzeba zmieniać – potwierdza Kupcewicz.
Innego zdania zaczyna być coraz więcej kibiców, wpadł nam w ręce taki filmik, mało wyszukany…
… ale oddający powoli nastroje, jakie zaczynają panować na trybunach. Wciąż „powoli”, o czym świadczy liczba wyświetleń, ale jeszcze parę miesięcy temu coś podobnego było nie do pomyślenia.
Z jednej strony – trzeba odpowiadać sobie kto miałby przyjść za Nicińskiego i czy aby na pewno klub stać na fachowca, który zagwarantuje sukces większy niż on. Poza tym, Niciński zarządzał już kryzysem w Arce, przychodził za Dźwigałę i podniósł zespół, potem sam wpadł w spiralę słabych wyników i znów dał radę. Z drugiej – to wszystko działo się jednak na zapleczu, w Ekstraklasie wymagania mimo wszystko są wyższe i czasu będzie mniej. Nie zazdrościmy więc wyboru prezesowi Pertkiewiczowi i coś nam podpowiada, że mecz z Bytovią może być decydujący.
Fot. 400mm.pl