Reklama

Ważniejszy mecz grano w Lizbonie, a tam wygrał Real… i Legia

redakcja

Autor:redakcja

23 listopada 2016, 00:13 • 3 min czytania 0 komentarzy

Szalony mecz, cztery gole wbite rywalowi i osiem straconych. No i rekordy – najwięcej bramek strzelonych w jednym meczu Ligi Mistrzów oraz, niestety, wyrównanie niechlubnego wyniku najbardziej dziurawej defensywy w fazie grupowej. Ale z pewnością był to też mecz, który zapamiętamy na lata. Najważniejsze dziś dla Legii wydarzenia miały jednak miejsce zupełnie gdzie indziej, bo w dalekiej Lizbonie. A tam Sporting – w bardzo honorowy sposób – jednak poległ z wielkim Realem Madryt.

Ważniejszy mecz grano w Lizbonie, a tam wygrał Real… i Legia

Co z tego, że Portugalczycy toczyli wyrównane starcia z Realem (dwa razy 1:2) i Borussią (0:1 i 1:2), skoro Legia z tymi samymi rywalami – tracąc łącznie 22 bramki – zdobyła więcej punktów. A konkretnie o jeden punkt więcej, ten wyrwany w Warszawie właśnie Realowi. I ta niepozorna różnica może okazać się ostatecznie absolutnie kluczowa, bo w ostatniej kolejce każde zwycięstwo pozwoli warszawianom zająć trzecie miejsce w grupie, które daje grę w 1/16 finału Ligi Europy.

Kiedy w Dortmundzie działy się szalone rzeczy, a Borussia strzelała swoją siódmą tego wieczoru bramkę, przeszło dwa tysiące kilometrów na zachód zdarzyło się coś znacznie dla Legii gorszego. To właśnie wtedy, w 80. minucie gry, Adrien Silva wyrównał z rzutu karnego stan meczu z Realem. Taki wynik oznaczałby, że Legia w ostatnim meczu musiałaby zwyciężyć trzema golami, bo każda dwubramkowa wygrana dawałaby wyższe miejsce Portugalczykom. I dopiero ustalające wynik trafienie Benzemy sprawiło, że na wszystkie dzisiejsze zdarzenia warszawianie będą mogli spojrzeć spokojniej, z pewną nadzieją na przyszłość. Sytuacja wróciła do punktu wyjścia, a dzisiejsze skrajne wrażenia przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

Być może ciężko pokładać nadzieje w drużynie, która właśnie przyjęła osiem goli, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że za dwa tygodnie będziemy mieli zupełnie inny mecz. Przede wszystkim legioniści zagrają na własnym, wypełnionym po brzegi stadionie. Po drugie, warunki klimatyczne w grudniowej Warszawie niekoniecznie muszą sprzyjać akurat Portugalczykom. Po trzecie, to będzie inna Legia, prawdopodobnie z innym bramkarzem i inną formacją defensywną, a już z całą pewnością z inną taktyką. I, po czwarte, do Warszawy zawita jednak najsłabsza ofensywa tej grupy, która ma na koncie ledwie pięć trafień. Łatwo z pewnością nie będzie, ale też nie wygląda nam to na mission impossible.

Innymi słowy, Legia wciąż ma wszystko w swoich nogach, a przede wszystkim to, jak zostanie zapamiętana z tej edycji Ligi Mistrzów. Owszem, traci mnóstwo goli, ale ciągle ma szansę na cztery punkty i trzecie miejsce w grupie. A jeśli to się warszawianom uda, powtórzą wynik Widzewa sprzed dwudziestu lat. I jakoś nie przypominamy sobie, by drużynę Franciszka Smudy wspominano jako tę, która się w Lidze Mistrzów skompromitowała.

Reklama

Podobnie może być i teraz, bo potencjalny awans do 1/16 finału Ligi Europy żadną miarą nie mógłby być w ten sposób postrzegany. Przeciwnie, to byłoby wyrównanie największych europejskich sukcesów Legii od czasów ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Drużyna, która wychodzi z tak mocnej grupy – nawet jeżeli tylko do Ligi Europy – to zespół, z którego nikt nie ma prawa się śmiać. W takim wariancie, niezależnie od liczby straconych goli, o żadnym wstydzie nie mogłoby być mowy.

Tak naprawdę przed podopiecznymi Jacka Magiery mecz o wszystko. Starcie, które zdecyduje, jak kiedyś będziemy wspominać 3:3 z Realem lub nawet 4:8 z Borussią. Ostanie 90 minut – jeden błysk lub jeden kiks – mogą przesądzić, czy będzie to faktyczna kompromitacja, czy jednak kolejne efektowne uczczenie stulecia istnienia klubu. Stawka jest więc ogromna, a zespół Magiery skrajnie nieobliczalny, co między innymi oznacza, że jest w stanie wyjść z ostatniego meczu, a więc i z całej fazy grupowej, z tarczą.

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...