Pamiętacie jeszcze trałkowanie? Ha, czasy Polonii Warszawa, na długo przed tym, gdy w rankingu wtop Łukasza Trałki na czoło wysunęło się pouczanie pał co do zachowania w okolicach autokaru. Pamiętamy jak dziś – akcja rywali, Trałka wykonuje nieudany wślizg i leży. Leży. Obserwuje. Czuwa. Wodzi oczami za akcją, układa się nieco wygodniej na trawie by ostre źdźbła nie uwierały go w bok. Pada gol. Łukasz powoli wstaje.
Co jakiś czas widzimy pewne nieudolne próby odtworzenia tej legendarnej akcji w wykonaniu polskich piłkarzy – zazwyczaj jednak kopie są bardzo dalekie od niedoścignionego ideału.
Ale w weekend grał GKS Katowice. Spójrzmy na kontrę w wykonaniu piłkarzy ich rywali, Wigier Suwałki (od 3:10).
Zaczyna się obiecująco. Dwóch piłkarzy GKS-u biegnie jak do pożaru, który faktycznie za moment będzie mieć miejsce pod ich bramką. Niestety, mniej więcej w połowie akcji stwierdzają, że swoje zrobili – sprint przez jakieś 20 metrów to wystarczające alibi, by do końca akcji pozostać biernym obserwatorem. Ale spokojnie, Łukasz Zejdler stwierdził, że nie pozwoli, by wyśmiewano jego kolegów tak drastycznie zwalniających przy szaleńczym powrocie pod swoją bramkę. By ich przebić postanowił… Postanowił się położyć.
I poleżeć.
Potem troszkę w pozycji półsiedzącej, bezwzględnie najwygodniejszej po takim wysiłku jak 60 minut kopania się po czołach z Wigrami.
No i wreszcie wielki finał. Przyjęcie pozy: “ej, kurwa, odsłońcie, bo nie mogę komfortowo obserwować techniki uderzenia mojego rywala”.
***
Przeżyjmy to jeszcze raz:
Łukasz to nie imię. Łukasz to plażowanie na murawie.