– Jestem pewien, że w tym sezonie strzeli 10 goli. To byłby dobry wynik – mówi w rozmowie z Przeglądem Sportowym Waldemar Kita, polski prezes FC Nantes, i wspomina o konflikcie z kibicami: – Wokół mnie znajdowało się dużo osób. A jeśli zajdzie taka potrzeba, to będę bił się z tymi bandytami. Jestem przede wszystkim mężczyzną, dopiero potem prezesem.
FAKT
Na początek echa po piątkowym hicie Ekstraklasy, w którym grali tylko legioniści.
Mistrz Polski lepszy od lidera ekstraklasy w hicie kolejki. Legia pokonała w Białymstoku Jagiellonię 4:1 i zmniejszyła stratę do żółto-czerwonych. (…) Jagiellonia po niezłym początku spotkania wyraźnie spuściła z tonu. Cieniem samego siebie był Konstantin Vassiljev, który przed spotkaniem odebrał nagrodę dla najlepszego zawodnika ligi w październiku. Reprezentant Estonii nie potrafił zaskoczyć szczelnej defensywy stołecznej drużyny. Nic dziwnego, że po kilkunastu minutach drugiej połowy opuścił boisko.
Miodowy miesiąc Kownasia, który w siedmiu ostatnich meczach strzelił pięć goli.
Próżno ostatnio szukać wpisów Dawida Kownackiego w mediach społecznościowych. Zamiast tego, zaczął być aktywny i skuteczny na boisku. A jeszcze w sierpniu wyglądał na zrezygnowanego. Wypożyczyć go w sierpniu chcieli działacze Wisły i zawodnik był gotowy przenieść się do Płocka. Nie pomagały mu liczne kontuzje. Sam też przyznał, że po świetnym debiucie w ekstraklasie w wieku zaledwie 16 lat zaszumiało mu w głowie i zagubił się. Z pomocą przyszli działacze Lecha i kadry młodzieżowej. Szefowie Kolejorza nie zdecydowali się go wypuścić.
Dziś warto usiąść przed telewizorem – są derby Madrytu, jest też starcie Borussii Dortmund z Bayernem. A więc: Niemecka wojna polskich robotów.
Łukasz Piszczek i Robert Lewandowski – od kilku miesięcy dwaj najlepiej grający polscy piłkarze – zmierzą się dziś na Signal Iduna Park w hicie Bundesligi. Polskie maszyny w niemieckiej bitwie. Łączy ich znacznie więcej niż reprezentacja Polski i gra przez cztery sezony w zespole BVB. To cechy, które pozwoliły im osiągnąć sukces w europejskim futbolu: profesjonalizm, przygotowanie fizyczne, liderowanie i… Real Madryt. Za młodu Piszczek był żartobliwie nazywany „Herkulesem”, Lewandowski funkcjonował jako „Bobek”. Obaj byli wątli i marni. Teraz to najwięksi gladiatorzy.
Dziś również Marcin Kaczmarek, trener Wisły Płock, jedzie do domu. Mówi wprost: „jestem lechistą z krwi i kości”.
GAZETA WYBORCZA
Wielka Polska. Rafał Stec pod dużym wrażeniem zespołu Nawałki.
Na razie pytanie o medal mistrzostw świata zadajemy nieśmiało, ponieważ wszystko dzieje się – to naprawdę jest dobra zmiana – zbyt szybko. Przez ćwierć wieku po obaleniu komuny przyzwyczajaliśmy się, że futbol zmienia się nadzwyczaj opornie, znacznie wolniej niż inne dziedziny życia. Aż tu nagle, niemal z sezonu na sezon, nasza najważniejsza drużyna, opatrzona modnym dziś przymiotnikiem „narodowa”, wyładniała na efektowną wizytówkę kraju, a tworzący ją piłkarze stali się bodaj najskuteczniejszymi ambasadorami Polski. Na mistrzostwach Europy dokopali się do ćwierćfinału, w którym jeden ciut precyzyjniej wykonany rzut karny dzielił ich od awansu do strefy medalowej. Jesienią natomiast wystrzelili na szczyt tabeli w eliminacjach do mundialu. Reprezentacja jako czołowy produkt eksportowy, znak bardzo wysokiej jakości. Przywykliśmy też po upadku PRL-u do bezlitosnego, prowokowanego permanentną kibicowską frustracją drwienia z trenerów i działaczy, czyli odpowiedzialnych za wszechogarniające dziadostwo dyletantów, którzy tak bardzo brzydzili się wszelkim postępem, że wydawali się ze swego zacofania wręcz dumni. Aż tu nagle przywódcą rewolucji został fachowiec z krwi i kości nadwiślańskiej, wyjęty z Górnika Zabrze Adam Nawałka, który wprowadził do reprezentacji niesamowity, niespotykany tam nigdy etos pracy; który choruje na perfekcjonizm; który nienawidzi zdawać się na przypadek.
A dziś Atletico – Real. Derby na skrzyżowaniu.
Frustrację i ból wywołane przez wielkiego sąsiada fani Atlético odreagowują w lidze. Aby znaleźć ostatnie derbowe zwycięstwo Realu w Primera División, trzeba się cofnąć do 2013 r. W kolejnych sześciu pojedynkach cztery razy wygrywało Atlético i dwa razy był remis. Czy można się więc dziwić, że po niedawnej ligowej porażce w San Sebastian wściekły kapitan Colchoneros Gabi rzucił do kamery: „W następnym meczu pokonamy Real i wszystko wróci do normy”. Ale pokonać drużynę Zinedine’a Zidane’a nie jest łatwo. W 17 meczach tego sezonu nikomu się to nie udało. Od stycznia, gdy Francuz został trenerem, Real został pokonany tylko dwa razy przez Wolfsburg w Lidze Mistrzów i Atlético w lidze. Przegrane w lutym starcie derbowe na Santiago Bernabéu było dla Realu punktem zwrotnym. Zidane publicznie zarzucił swoim gwiazdom braki w zaangażowaniu, a Cristiano Ronaldo wykrzyczał zdanie: „Gdyby wszyscy w Realu byli w takiej formie jak ja, bylibyśmy liderem”. Wszystko ukoił triumf nad Atlético w finale Ligi Mistrzów. Ale zespół Diego Simeone ma kolejny powód, by pragnąć zemsty.
SUPER EXPRESS
Dziś Piszczek zatrzyma Lewandowskiego? Rozmowa z Andrzejem Juskowiakiem.
Czy Piszczek, a w domyśle obrona Borussii, zatrzyma Lewandowskiego?
– Nie jest to niemożliwe. Robert w niejednym meczu miewał gorsze momenty, ale tak całkiem wyłączyć go nie jednak się nie da. Na jego zatrzymanie musi pracować cały zespół. Czasem jest tak, że jeden czy dwóch nastawia się na pilnowanie “Lewego”, ale wtedy bramkę strzela ktoś inny. Robert jest do takiej sytuacji przyzwyczajony. Na niekorzyść dla BVB działać będzie to, że Lewandowskiego napędza rywalizacja z Aubameyangiem o koronę króla strzelców Bundesligi. Napastnik BVB trochę odskoczył w klasyfikacji, więc jest okazja w bezpośrednim pojedynku go podgonić.
Robert Lewandowski niedawno powiedział nam, że u trenera Ancelottiego ma więcej możliwości podjęcia ryzyka w ataku. Dzięki temu jest groźniejszy?
– Od samego początku widać, że Bayern gra troszkę inaczej. Ancelotti pozwala na wykorzystanie możliwości każdego zawodnika, można troszeczkę pofolgować sobie, jeśli chodzi o taktykę. Zawodnicy mają więcej wolności i dzięki temu mogą robić jakieś niekonwencjonalne rzeczy na boisku. Czują się luźniej, swobodniej, a że mają wysokie umiejętności techniczne, przeciwnikowi jest trudno ich zatrzymać. Pepowi Guardioli zawodnik o profilu Lewandowskiego nie za bardzo pasował do taktyki, ale Robert golami udowodnił, że jest mu potrzebny.
Istotna wiadomość: na boisko wrócił już Arkadiusz Milik.
Lechici wzięli Śląsk na celownik, a tutaj tekst o Janie Bednarku.
Przebojem wdarł się do składu “Kolejorza”, dobrze poczyna sobie w reprezentacji Polski U-21. Jan Bednarek (20 l.) jest jednym z największych wygranych pierwszej części sezonu, który rozpoczynał jako rezerwowy. W niedzielę jego Lech zagra ze Śląskiem Wrocław. W lidze debiutował jako 17-latek we wrześniu 2013 roku. Szansę dał mu… Mariusz Rumak, obecny trener Śląska. – Po debiucie był przestój – wspomina Bednarek. – Grałem w rezerwach, ale zacząłem zauważać, że to już nie wystarcza, że potrzebuję występów na wyższym poziomie. W tej sytuacji rozwiązaniem było w ubiegłym sezonie wypożyczenie do Łęcznej. (…) Nowy trener Nenad Bjelica także zaufał reprezentantowi młodzieżówki. – Ma bardzo dobre podejście do młodych zawodników – podkreśla piłkarz. – Bardzo dużo wymaga, u niego nie ma półśrodków. Dajesz z siebie 100 proc. Żaden z nas nie może się opiep… na treningu. Trener każe nam łapać przeciwnika, że tak się wyrażę – “za gardło”.
Jest też o tym, że Legia upokorzyła Jagiellonię, ale ta relacja niczym nie odróżnia się od innych.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka dedykowana legionistom.
Mistrz rzucił lidera na kolana.
Zespół Jacka Magiery pilnował, by nie dać rozbujać się dyrygentowi „żółto–czerwonych” czyli Konstantinowi Vasillejevowi. Trudno napisać, że to legioniści wytrącili mu batutę z ręki. Któryś raz, po powrocie ze zgrupowania reprezentacji był zupełnie przygaszony. Probierz po przerwie szybko ściągnął Estończyka, a razem z nim zszedł Jacek Góralski. Zmiany dodały miejscowym wigoru i doprowadzili do wyrównania. Euforię brutalnie zgasił liniowy podnosząc chorągiewkę w sytuacji „stykowej” trudnej do oceny.Rozczarowani jagiellończycy nie zdążyli się pozbierać po tej sytuacji, a nadszedł drugi cios. Był nim markowy strzał Vadisa Odjidja Ofoe. A pod koniec obejrzeliśmy serię trzech goli – kolejno strzelali je Legia, Jagiellonia i znowu Legia. Matematyka określa to jasno: goście wygrali w Białymstoku 4:1.
I drugi tekst: U mistrzów zima ma być spokojna.
W czwartek doszło do spotkania trenera Jacka Magiery z dyrektorem sportowym Michałem Żewłakowem oraz przedstawicielami działu skautingu. Rozmawiano nie tylko o zimowych ruchach transferowych, ale także o współpracy pierwszej z drugą drużyną i pozostałych kwestiach sportowych. Na razie wszystko wskazuje na to, że wielkich ruchów transferowych do Legii nie należy się spodziewać. Choć ewentualne oferty dla obecnych legionistów mogą to zmienić. Stołeczny klub w ostatnich latach dużo inwestował w zimowym oknie transferowym. W poprzednim aż 10 mln zł. Dużym wzmocnieniem legionistów ma być zakontraktowany wcześniej Dominik Nagy z Ferencvarosu Budapeszt, mogący grać jako ofensywny pomocnik lub skrzydłowy. (…) Przyszłości przy Łazienkowskiej nie ma raczej Steeven Langil. Raz, że zawodzi na boisku, a dwa, niezbyt pasuje do stylu gry preferowanego przez Magierę. Trener włączył także do kadry Stojana Vranješa, odsuniętego jeszcze za kadencji Besnika Hasiego, ale nie ma widoków na grę i najlepiej, gdyby znalazł sobie nowego pracodawcę. Szansę na pewno dostanie Waleri Kazaiszwili. Gruzin jest wypożyczony z Vitesse Arnhem i zostanie w Warszawie przynajmniej do końca sezonu.
Wczoraj grała też Piast z Cracovią i po remisie goście sami są sobie winni.
Zawodnicy z Gliwic przed starciem z Cracovią podkreślali, że, aby odkuć się krakowianom za dotkliwą porażkę 1:5 z pierwszej kolejki, nie mogą dopuścić do główek Miroslava Čovili i swobodnego rozgrywania piłki przez gości. Już w pierwszej połowie oba założenia runęły. Krakowianie dominowali na boisku, a ich najlepszy strzelec, pilnowany przez aż trzech graczy z Gliwic, trafił głową do siatki. To był już piąty gol Serba w siódmym meczu przeciwko Piastowi. – Zamieniłbym wszystkie te gole na więcej punktów – mówił pomocnik „Pasów”. Cracovia miała w tym meczu wszystko, by wreszcie przełamać koszmarną wyjazdową serię. Grała lepiej, stwarzała sytuacje, ale pokazała, że nie przez przypadek jej wyjazdowy bilans jest tak koszmarny.
Kilka ligowych tematów:
– Boban Jović nie chce walczyć o utrzymanie
– Śląsk z Lechem zagra bez kawałka kręgosłupa, a więc bez Filipe Goncalvesa
– Wisła wygrywa z Mandziarą. Sąd uznał, że klub nie musi płacić ponad 700 tys. Euro
– Sentymentalny powrót Kaczmarka do Gdańska
A Łukasz Surma może trafić na ławkę.
Rekordzista pod względem występów w ekstraklasie ostatnio jest w słabszej formie. 39-letni gracz nie jest już pewniakiem do wyjściowego składu. Łukasz Surma może zostać odstawiony przez Waldemara Fornalika na boczny tor. – Dla mnie nie jest to zaskoczeniem, że może rozpocząć sobotni mecz jako rezerwowy – przyznaje Marian Ostafiński, były stoper Niebieskich. Po blamażu z Lechem (0:5) trener Waldemar Fornalik zapowiedział zmiany. Przy Cichej walka o skład rozpoczęła się na nowo. Dotyczy to również drugiej linii. Od początku sezonu szkoleniowiec stawiał w środku pola na Łukasza Surmę, który początkowo odwdzięczał się dobrą grą. W dwóch ostatnich spotkaniach prezentował się jednak gorzej i dlatego został wcześniej zdjęty z boiska. W meczu z Lechem opuścił murawę już w 55. minucie.
Skoro tyle tych piłkarskich hitów ten weekend – kolejny w pierwszej lidze. Tam, gdzie strzelby są zablokowane.
Kibice Zagłębia obawiają się, że – podobnie jak przed rokiem – drużynę dopadł kryzys tuż przed przerwa zimową. – Uważam, że dywagowanie o kryzysie jest zdecydowanie przedwczesne – mówi z naciskiem szkoleniowiec sosnowiczan, Piotr Mandrysz. – Byłoby to uprawnione po pięciu, sześciu meczach zakończonych niepowodzeniem. Przed nami jeszcze trzy spotkania w tym roku. Dopiero po nich będziemy znać odpowiedź na pytanie, czy drużyna rzeczywiście złapała zadyszkę na finiszu tej części sezonu – podkreśla trener Zagłębia. Kluczem do zwycięstwa nad liderem może okazać się przebudzenie obcokrajowców – francuskiego napastnika Vamary Sanogo i słowackiego pomocnika Martina Pribuli. Łączy ich fakt, że – zanim Zagłębie doznało dwóch porażek bez zdobytej bramki – strzelali oni gole w czterech kolejkach z rzędu. Przełożyło się to w sumie na osiem punktów. Kiedy przestali trafiać do siatki, powody do radości mieli już tylko rywale.
Jest jeszcze rozmowa z Waldemarem Kitą, prezesem FC Nantes. Apeluje: Stępiński do kadry.
Nie wierzę, że bramki nie mają znaczenia. Napastników z tego się rozlicza.
– Jestem pewien, że w tym sezonie strzeli 10 goli. To byłby dobry wynik.
(…)
Ostatnio chuligani usiłowali wedrzeć się do pańskiej loży. Nie bał się pan o własne zdrowie?
– Nie, wokół mnie znajdowało się dużo osób. A jeśli zajdzie taka potrzeba, to będę bił się z tymi bandytami. Jestem przede wszystkim mężczyzną, dopiero potem prezesem.
Z częścią kibiców od dawna ma pan problem. Jak liczna jest to grupa?
– Nie jest ich za dużo. Proszę zwrócić uwagę, że do ataku na mnie rzuciło się 50 osób. Za nimi poszło kolejnych 50. A na stadionie było 30 tysięcy widzów. Mam wsparcie normalnych kibiców, ale jest pewna grupka moich przeciwników.