Reklama

Kiedy zespół grał słabo, myślałem, że też mogę i nic się nie stanie…

redakcja

Autor:redakcja

19 listopada 2016, 15:21 • 17 min czytania 0 komentarzy

Co Bartłomiej Pawłowski zrozumiał po latach i czy nauczył się żyć z wymaganiami nad sobą? Czego zabrakło mu w Maladze i dlaczego kluczowe jest zaufanie trenera? Czy doskwierały mu problemy w odróżnieniu pewności siebie i arogancji? Zapraszamy na naszą rozmowę z zawodnikiem, o którym z powodu kontuzji słuch ostatnio nieco zaginął. Bartek Pawłowski szczerze opowiada o swojej karierze. 

Kiedy zespół grał słabo, myślałem, że też mogę i nic się nie stanie…

Masz problem z krytyką?

Już nie, ale mogłem kiedyś mieć.

Ktoś ci na to zwrócił uwagę czy sam do tego doszedłeś?

Nie, lata mijają, liczba klubów się zmieniła… Irytowało mnie, że byłem krytykowany za występy, ale jak się nad tym zastanowiłem, to zrozumiałem wymagania. Miewałem tak, że jeśli zespół grał słabo, to ja myślałem, że też mogę i nic się nie stanie, ale zawodnik, który chce być na wyższym poziomie, musi być ponad tym i robić swoje. Robiąc rachunek sumienia po jakimś czasie, stwierdzałem, że z niektórymi krytycznymi rzeczami mogłem się zgodzić. Odnośnie Weszło – kiedyś się na was zdenerwowałem, bo co innego krytyka, a co innego poniżanie i pisanie różnych głupot. Jednak wydaje mi się, że zostało to rozgraniczone i zmieniło się moje podejście do Weszło i Weszło do mnie.

Reklama

Obraziłeś się na nas, bo przyznaliśmy ci plakat Szymona Pawłowskiego.

Nie tylko, tych incydentów było więcej, plakat był jednym z nich. Taka ciągłość, że gdzie się tylko pojawiałem, to była tylko próba ośmieszenia mnie, nie pod kątem, jakim byłem piłkarzem, a jakim byłem człowiekiem, bo mam takie problemy, reaguje tak i tak. Teraz jak na to patrzę, to ten plakat nie był jakiś nieznośny, ale że to było coś kolejnego, to mnie tak zdenerwowało i już nie miałem ochoty na kontakt. Czas minął, ja się jednak zmieniłem i wasz stosunek do mnie też.

A jak u ciebie z optymizmem?

Niewzruszony.

Pytam, bo patrząc na same podejścia do Lechii – i pamiętam o kontuzji – to trzecie też wygląda średnio.

No tak, przychodziłem do zespołu, w którym zawodnicy prezentują najwyższy poziom w Polsce i nie da się tego ukryć. Wyniki to potwierdzają, jesteśmy w czołówce, byliśmy liderem. Kiedy tu trafiałem, wiedziałem, że nie dostanę nic za darmo i byłem tego świadomy, ale stwierdziłem, że to jest to, co chcę robić – być w silnym zespole i czuć się potrzebny. Trener pokazał mi, że jestem potrzebny, ale też udowodnił, że są zawodnicy, którzy zdobyli jego zaufanie i je spłacali, zdobywając gole. Musiałem czekać na swoją szansę, byłem cierpliwy i jestem przekonany, że dawałem dobre impulsy, kiedy wchodziłem z ławki. Udało mi się dodrapać do pierwszego składu i na moje nieszczęście, gdy mogłem wykorzystać swoją szansę, doznałem kontuzji i muszę się cały czas leczyć.

Reklama

Wyszedłeś w pierwszym składzie na Termalikę, zrobiłeś dobrą akcję i w tej sytuacji przyszedł uraz.

Dokładnie. W tej akcji dograłem piłkę na okazję bramkową, ale niestety, tak się to potoczyło. A co do optymizmu – staram się pozostawić negatywne rzeczy trochę z boku, bo nie mam po prostu na niektóre rzeczy wpływu. Ciężko trenuję, rehabilituje się, po rozmowie też jadę do klubu na rehabilitację i nie zostaje mi nic innego, jak pracować na sto procent.

Kiedy wracasz?

Prawdopodobnie w następnej rundzie.

Żałujesz podwójnie tego urazu? Bo gdyby nie on, pewnie odszedłbyś do Zagłębia.

Nie. Dostałem sygnał z Zagłębia, ale cały czas liczyłem na to, że będę grał w Lechii. Myślę, że się nie zawiodłem, bo w końcu dostałem szansę, na którą pracowałem.

Ale to też nie jest coś, na co liczyłeś, bo w Lechii przed kontuzją wchodziłeś głównie na zmiany.

Pokora uczy cierpliwości, to musi iść w parze. W takim zespole, jak Lechia trudno liczyć na zmianę, bo drużyna cały czas dominuje, utrzymuje się w czołówce, rzadko kiedy wymienia się zawodników, którzy dają zwycięstwa. Z pokorą do tego podchodziłem, ale każdym kolejnym wejściem chciałem pokazać, że warto na mnie postawić i doszedłem do momentu, kiedy tak się stało.

Cierpliwości i pokory najbardziej nauczyła cię Malaga?

Czy najbardziej… Każdy etap tego uczył. Malaga to był taki moment, kiedy zmierzyłem się z futbolem na najwyższym poziomie, zobaczyłem, że oczekiwania wobec zawodnika są inne niż w Polsce. Wyciągnąłem z tego wnioski, nie przełożyłem ich od razu po powrocie do kraju, ale teraz jestem przekonany, że to robię. Na pewno udowodniłbym to bardziej, gdyby nie kontuzja. Jednak pokazałem to też w Koronie, zespole bijącym się o utrzymanie, że warto na mnie stawiać i mogę być kluczowym zawodnikiem drużyny, spłacając zaufanie trenera.

Może lepiej było zrobić mniejszy krok do przodu i pójść do Legii czy Lecha?

Byłoby to jakieś rozwiązanie, ale czy takim klubom jak Malaga się odmawia? Czy Kapustka mógł odmówić Leicester? Dostaniesz jedną taką propozycję w życiu i nie wiesz, czy będzie druga. Czułem się pewnie, poszedłem, chciałem spróbować swoich sił i szczerze powiedziawszy nie zawiodłem się szczególnie. Jestem przekonany, że gdybym dostał więcej czasu, a była taka możliwość, to potoczyłoby się inaczej. Klasowi piłkarze reprezentacji Polski, jak Zieliński i Milik, którzy dzisiaj są w formie – oczywiście Arek przed kontuzją – odpalali w którymś kolejnym sezonie. Drugim, trzecim, ja byłem tylko jeden. Gdyby czasu było więcej, moja kariera mogłaby potoczyć się podobnie.

Było tak, że bardziej chciał cię klub niż Bernd Schuster?

Jako piłkarz byłem przymierzany do sztabu Pellegriniego, zanim odszedł do Manchesteru City. Miałem iść na kontrakt od razu, transfer definitywny. Zmienił się jednak trener, klub dalej chciał, Bernd Schuster miał swoją wizję i nie był tak przekonany do mojej osoby, jak klub. Dogadano się odnośnie wypożyczenia z opcją pierwokupu, udało mi się strzelić bramkę, zagrałem kilka spotkań. Na pewno to, co w Polsce wydaje się wystarczające, tam momentami nie wystarczało. Jednak mimo że nie grałem regularnie, ja i Widzew dostaliśmy propozycję transferu definitywnego. Ale warunki nie zadowoliły klubu.

Masz żal do Widzewa?

Wolałbym, żeby w tamtym momencie wszystko było bardziej klarowne. Bym nie musiał do końca martwić się, czy uda mi się odejść z Widzewa. Klub miał problemy finansowe i nie stać go było na moje usługi. Przy odejściu do Malagi zwiększył się poziom moich zarobków i wiadomo było, że pozostanie w Łodzi będzie trudne do realizacji. Klub spadł do pierwszej ligi, zrobiło się dużo zamieszania. W końcu dostałem ofertę z Lechii, więc postanowiłem, że z niej skorzystam.

Czyli Lechia była w stanie zapłacić więcej niż Malaga?

Tak, zapłacili więcej.

Schuster odszedł po sezonie…

Dlatego właśnie dostałem propozycję.

ale nie zapaliła ci się przed transferem czerwona lampka, że skoro on mnie średnio chce, to może lepiej tam nie iść?

Idąc tam, spotykałem się ze skautami i dyrektorem sportowym, było ogromnie zamieszanie odnośnie mojej osoby. Prawa ręką prezesa klubu przyjechała do Polski i brała udział w rozmowie na temat tego sporu między Widzewem a Jagiellonią. Zainteresowanie mną było tak wielkie, że wszystko wskazywało na to, że idę tam jako zawodnik, z którym się liczą. Bardzo gorąco w to wierzyłem i zaraz dostałem szansę, w najbardziej prestiżowym meczu, bo debiutowałem z Barceloną. Wcześniej wypracowałem bramkę w sparingu z Aston Villą i byłem wybrany najlepszym zawodnikiem Malagi na Villa Park, więc wejście miałem bardzo dobre. Potem widocznie nie podpasowałem trenerowi do jego gry i taktyki, musiałem nadrabiać zaległości względem stylu gry, który preferował Bernd Schuster. Czas leciał, leciał, leciał, a mimo wszystko klub się przekonał, by na końcu złożyć mi propozycję.

Jak się układały twoje relacje z Schusterem?

Nie da się ukryć, że nie miałem bliskiego kontaktu z trenerem, ale biorąc pod uwagę tryb pracy oraz to, jak funkcjonował klub w Maladze, większość rozmów z zawodnikami prowadził asystent, Fabio Celestini. Trener raczej był kimś w rodzaju selekcjonera, team managera, który koordynował działania. Stawiał na piłkarzy, którzy według niego bardziej spłacą zaufanie, jakim ich obdarzy. Ja musiałem się z tym pogodzić i trenować, by dostawać szansę.

Wpuszczał cię na trudne mecze – czy to Barcelona, czy wtedy, gdy trzeba była gonić wynik.

Było tak nawet w tym meczu kiedy strzeliłem bramkę. Wygrywaliśmy 1:0, potem przegrywaliśmy 1:2 i trener wpuścił mnie na 15 minut, po trzech strzeliłem bramkę. Tu też na moje nieszczęście później zachorowałem, wydawało się, że wyjdę w pierwszym składzie, a nie byłem chyba nawet w osiemnastce, bo dochodziłem do zdrowia. Później znów walka o szansę, strzeliłem gola na 1:0 w sparingu z Servette Genewa, po tym meczu trener wziął mnie do kadry na Barcelonę. W 25. minucie Roque Santa Cruz doznał kontuzji i ja wszedłem za niego. Grałem 65 minut na Camp Nou, dostałem pozytywną ocenę według katalońskiego dziennika, ale w opinii trenera już na taką nie zasłużyłem. Potem 12-13 meczów z rzędu nie byłem w składzie, to był kluczowy moment, który mocno przeżyłem. Po dobrym spotkaniu, bramce w sparingu, dobrej zmianie na Barcelonie, dostawałem sygnały zainteresowania wypożyczeniem, ale nie brałem tego pod uwagę, bo liczyłem, że to jest okazja, żeby wejść na dobre do pierwszego składu Malagi czy wchodzić regularnie z ławki. Nie stało się tak, musiałem sobie pewne sprawy uporządkować w głowie i bardziej skupić na treningu.

Bardziej? Czyli wcześniej skupiałeś się mniej?

Nie, ale w pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że jesteś na etapie, kiedy trener nie bierze cię pod uwagę. Wtedy jest kluczowa sytuacja – wielu zawodników odpuszcza, stwierdza, że skoro trener na mnie nie liczy, to nie jestem w stanie nic zrobić. Byłem natomiast na tyle ambitnym człowiekiem – i dalej jestem – więc docierało do mnie, że Bernd Schuster nie będzie na mnie stawiał, ale chciałem odgrywać kluczową rolę w reprezentacji U-21 Marcina Dorny. Tam grałem wszystkie spotkania w wyjściowej 11, mimo że nie występowałem w klubie. Musiałem więc utrzymać formę na odpowiednim poziomie, żebym mógł dalej występować w młodzieżówce, skupiałem się na treningu, ale nie miałem jednostki meczowej. W Hiszpanii zawodnicy z numerami 1-25 nie grają w rezerwach, ci z rezerw mogą grać w pierwszym zespole, ale odwrotnie już nie. Musiałem organizować sobie dodatkowe treningi, które miały mi zastępować mecz, by przyjeżdżać do Polski i być w odpowiedniej formie.

Może ten brak kontaktu z trenerem ci nie pomagał? Mówisz, że lubisz jak trener ci ufa.

Tak, lubię to. Schuster miał jednak taki styl pracy, że selekcjonował i stał z boku, nie wchodził w bliskie relacje z piłkarzami. A tam było wielu wspaniałych zawodników. Caballero, który jest teraz w City, Roque Santa Cruz, Eliseu – czyli zdobywca mistrzostwa Europy z Portugalią. Oni wszyscy też nie mieli bliskiego kontaktu z trenerem. Taki miał sposób prowadzenia drużyny i trzeba było się dostosować.

Jak definiujesz zaufanie od trenera?

Poczucie w zawodniku, nawet jeśli nie grasz regularnie, że trener na ciebie liczy i jesteś potrzebny. Dzisiaj – okej – nie wystąpisz, bo według szkoleniowca są zawodnicy lepsi i w lepszej dyspozycji, ale masz przekonanie, że jesteś brany pod uwagę w rywalizacji i kiedy zmieni się taktyka pod innego rywala, to ty wiesz, że trener z ciebie skorzysta, bo jesteś odpowiednim typem piłkarza. To jest taki moment, kiedy zawodnik niegrający utrzymuje swoją mentalność na wysokim poziomie, ponieważ wie, że trener mu ufa.

A może by dojść do najwyższego poziomu trzeba oduczyć się liczenia na zaufanie trenera, tylko robić swoje?

No właśnie w mojej definicji zaufanie od trenera nie polega tylko na graniu, ale na byciu potrzebnym i pozostawieniu świadomości, że wszystko może się odmienić. A ja w pewnym momencie w Maladze, tego zaufania ze strony trenera nie czułem. Na pewno pomagała mi osoba trenera Dorny, bo grałem w jego zespole.

Kto był twoim mentorem w szatni Malagi? Roque Santa Cruz?

Myślę, że tak, najbliższy kontakt miałem z Roque i z Eliseu. Klasowi piłkarze i osoby, które podtrzymywały mnie na dobrym torze.

Wróciłeś jednak do Polski, do Lechii. Nie przeszkadzało ci to, że z każdym wejściem do jej szatni widziałeś innych ludzi?

Co chwilę zmieniali się trenerzy, każdy miał inny pomysł – jednym pasowałem, innym nie. U Machado grałem prawie wszystkie mecze, mimo że moja forma była daleka od ideału. Potem został zwolniony, przestałem grać i stwierdziłem, że potrzebuję regularności. Odszedłem do Zawiszy, będąc świadomy, że zespół może spaść i będzie bronił się przed tym do końca. Jednak kluczowym powodem tego transferu nie były pieniądze, prestiż klubu, tylko regularna gra. Ten moment mi pomógł, w Bydgoszczy odzyskałem świadomość swoich umiejętności.

Zaraz po powrocie do Polski, w pierwszym meczu dostałeś wędkę od Machado.

Takie jest prawo trenera, wielu piłkarzy dostało ją w różnych okolicznościach. Potem graliśmy z Podbeskidziem i byłem wybrany w Canal + najlepszym zawodnikiem spotkania. Także pierwszy moment był trudny, mogłem się poddać, ale wyszedłem na trening, walczyłem i w następnym spotkaniu pokazałem się z dobrej strony.

Już nawet pal sześć tę wędkę, ale dzień później w Lidze Plus Extra stwierdziłeś, że za rok chcesz wyjechać.

Nie pamiętam, czy mówiłem, że po roku – ale tak, mówiłem, że wyjadę. Dalej chcę wyjechać za granicę, mam 24 lata i wszystko jest możliwe, starsi zawodnicy opuszczali polską ligę.

Chodzi mi o kontekst – takie słowa zaraz po takim występie? Niektórzy kibice mogli to źle odebrać.

Może przez niektórych kibiców mogło to zostać odebrane w negatywny sposób. Jestem dość pewnym siebie człowiekiem, wierzę w swoje umiejętności, chciałem pokazać, że jestem gotowy na kolejne wyzwania. Teraz jestem w Lechii i głównym wyzwaniem jest ona. Chcę zdobyć z nią mistrzostwo, będzie kolejna runda, będę miał możliwość pokazania swoich możliwości, a co dalej, czas pokażę.

Rozróżniasz pewność siebie i arogancję?

Miałem z tym problem wcześniej, kiedy byłem młodszym zawodnikiem, gdy byłem w Widzewie to mieszałem oba te pojęcia. Dzisiaj się to zmieniło. Jestem na innym etapie, więcej przeszedłem, więcej klubów zobaczyłem, no i widzę różnice między innymi zespołami a Lechią. Tu stwarza się większe możliwości rozwoju, trzeba to docenić, grać i tę szansę spłacić.

Po meczu z Puszczą, kiedy strzeliłeś dwa gole, powiedziałeś: „również jestem świetnym zawodnikiem”.

Chciałem pokazać, że dostaję swoją szansę i potrafię grać w piłkę. Mimo że trener na mnie nie stawiał wcześniej i nie widział mnie, to ja zaufanie spłaciłem, strzeliłem dwa gole i wygraliśmy. Naturalne jest, że w takim momencie czuję się pewnie i liczę, że dostanę szansę – to według mnie nie ulega wątpliwości. Przychodzą trzy mecze ligowe i nie podnoszę się z ławki, to było dla mnie trudne i niezrozumiałe, ale uświadomiło mi, że u trenera Brzęczka nie mam szans i muszę szukać dobrej dyspozycji i regularności gdzie indziej.

Znowu chodzi mi o dobór słów do sytuacji – to była Puszcza Niepołomice, a nie Lech Poznań.

No tak, ale strzelając dwa gole, szansa na kilka minut w następnym spotkaniu takiemu zawodnikowi się należy. Takie jest moje zdanie.

Pytanie czy warto tak się wychylać przy takiej okazji?

A z drugiej strony – dlaczego nie warto, komu i z jakiego powodu to przeszkadza?

Może trener chciał cię potem utemperować.

Może tak było, ale odszedłem do Korony, a trener niedługo potem stracił pracę. Gdyby wierzył we mnie i moje umiejętności, gdybym po prostu był mu potrzebny, to nie chciałby mnie temperować, tylko wykorzystać moją dyspozycję. Nie chciał, więc odszedłem.

Dałbyś radę porównać trenerów z którymi pracowałeś w Lechii?

Zawsze się da, można porównać charyzmę, możliwości aktualnego składu…

Spodziewam się, że najlepiej będziesz mówił o Nowaku.

Staram się nie indywidualizować, od każdego z trenerów coś wyniosłem. Od jednych przez brak zaufania musiałem dołożyć coś do swojego charakteru, żeby się nie poddać. Od drugich dostałem szansę i też nie do końca ją wykorzystałem, więc była to dla mnie nauczka, że pewne sprawy trzeba inaczej rozwiązywać.

U kogo szansy nie wykorzystałeś? U Machado?

Myślę, że tak. Stawiał na mnie regularnie, Lechia jako zespół piłkarski nie znajdowała się na tym miejscu, na jakim powinna być w tabeli i też mam do siebie pretensje, że nie pomagałem na tyle, na ile bym mógł.

Tak zwyczajnie – to był dobry trener?

Nie był zły. Pracował 9 kolejek, trudno go też oceniać, bo nie wprowadził wszystkiego co miał zaplanowane. Wydaje mi się, że zespół robił postępy – wolne – ale robił. Trudno też wymagać, żeby one przychodziły szybciej, kiedy pojawia się 15-20 nowych zawodników i trzeba zrobić z tego zespół. Czas pokazał, żę poszedł do Portugalii i radził sobie nieźle, ale Lechia też zmieniała trenerów i teraz ma takiego, z którym gra w czołówce. Wydaje mi się, że ta zmiana była więc z korzyścią.

Z kolei Nowak jest chyba najlepszym motywatorem?

Pracowałem z wieloma, ale pierwsza myśl – tak, jeden z lepszych. Potrafi dotrzeć do piłkarzy indywidualnie i grupowo, zjednoczyć zespół. Umie też podejść do zawodnika i pociągnąć go w górę. Widać to choćby teraz, kiedy kilku zawodników wracających po kontuzji i gorszej dyspozycji, u trenera Nowaka odzyskuje formę i siły, więc tu masz rację.

Nie było chyba tak, że uparłeś się na Lechię przy trzecim podejściu po Koronie? To Nowak chciał cię z powrotem.

Dokładnie. Kończył mi się kontrakt w Koronie, ona była zainteresowana pozyskaniem mnie, weszły do gry inne kluby, ale czułem, że trener patrzy na mnie przychylnym okiem i liczy na mnie. Byłem w tej hierarchii być może numerem trzy, grał Sławek Peszko i Flavio, ale czułem, że trener będzie z moich umiejętności korzystał. Wróciłem do Lechii pełen optymizmu i z chęcią walki. Gdybym czuł, że trener nie liczy na mój powrót, może skorzystałbym z oferty Zagłębia, ale tak nie było.

Zagłębie chciało cię na transfer definitywny czy znów wypożyczenie?

Nie wiem do końca, na jakim etapie były rozmowy między Zagłębiem a Lechią, jednak wiem, że chcieli mnie pozyskać definitywnie, dostałem propozycję kontraktu. Przede wszystkim chcę osiągnąć sukces z Lechią i dlatego zdecydowałem się zostać.

Jednak gdyby do transferu doszło, trzeba by nazwać twój pobyt w Gdańsku jako porażkę.

Możliwe, że tak. Przychodziłem do Lechii pełen nadziei, że odniosę tu sukces, a odchodziłbym bez tego sukcesu, więc tak mogłoby być to ocenione.

To Zagłębie byłoby twoim kolejnym klubem, chyba masz ich za dużo jak na 24 lata.

To też był jeden z powodów za pozostaniem w Lechii.

Nawet bez transferu, według mnie jest ich za dużo.

Może i tak. Moja kariera toczyła się w ten sposób, że albo moja forma wyglądała bardzo dobrze i dostawałem propozycje z innego klubu, albo nie grałem regularnie i musiałem szukać gry gdzie indziej, wykonując krok w tył. Gorszą rzeczą byłoby, gdybym zostawał w Lechii nie grając, niż odchodząc do Zawiszy i Korony, grając prawie wszystko od deski do deski. Wolę mieć więcej klubów i więcej minut, niż być w jednym i nie grać.

Po powrocie do Polski z Malagi powiedziałeś, że jesteś lepszym piłkarzem.

Tak, ale nie byłem w lepszej formie, niż ta, w jakiej wyjeżdżałem.

Wiem, że futbol to nie matematyka i choć teraz mówisz, że jesteś lepszy, to dziś z Malagi nikt by się nie zgłosił.

Zakres umiejętności jest większy, ale nie miałem regularności. Żeby dojść do formy potrzeba regularnych minut i nie da się tego ukryć, że pewne automatyzmy i zachowania na boisku wynikają z liczby minut rozegranych najpierw w sparingach, potem w meczach o stawkę. Jeżeli ja wychodziłem na spotkanie i czułem, że nie jestem w pełni formy, to podejmowałem złe decyzje. Jeśli to robiłem, trener się czasem irytował i mnie ściągał, tak jak było choćby z tą wędką.

Czym się różnisz od Milika i Stępińskiego? Stępiński też nie dał rady, wrócił – okej, nie poszło mu w Wiśle – ale jednak szybko się odbudował i znów wyjechał.

Czyli nie szybko, skoro w Wiśle mu nie poszło.

Wciąż szybciej niż tobie.

No może i tak. Czym się różnie – umiejętnościami, jesteśmy innymi ludźmi, trudno powiedzieć.

Nie przestraszyłeś się kiedyś, że stajesz się dżemikiem ligowym?

Co to znaczy?

Ekstraklasowy piłkarz – przeciętny, może solidny, ale wciąż bez szału.

Nie, nie myślę w ten sposób.

Okej, więc jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

Dojście do zdrowia. Mistrzostwo z Lechią. Negocjacje, bo kontrakt jest tak skonstruowany, że Lechia może go przedłużyć i jeśli się na to zdecydują, to będę chciał zostać. Jeśli nie – zobaczymy, na razie skupiam się na zdrowiu..

Wyjazd?

Dalej chcę wyjechać, ale nie tylko po to, żeby wyjechać.

To już za tobą.

Nie, nie wyjeżdżałem, żeby wyjechać, tylko dlatego, że dostałem dobrą ofertę z klubu, który odpadł w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i to przez przypadek, bo stracił dwa gole po 90. minucie i jedną ze spalonego. Szedłem do bardzo silnego klubu, nie na siłę. Był cel i założenie. Wtedy skorzystałem z oferty, a dzisiaj nie chcę iść do jakiegoś klubu, żeby tylko dostać dobre pieniądze, lecz także, by coś osiągnąć. Muszę być też świadomy tego, że moja dyspozycja musi być na tyle dobra, by zrealizować kolejne kroki, o których mówiłem.

Masz się od kogo uczyć w Lechii.

Mam. Reprezentant Polski – Sławek Peszko, byli reprezentanci Jakub Wawrzyniak i Sebastian Mila, świetni piłkarze Marco, Flavio Paixao, Milos Krasić, Grzegorz Kuświk. Mogę ich podpatrywać, korzystać z ich doświadczeń i umiejętności, bo trening z nimi to jest cały czas korzystanie z ich umiejętności. Mogę rozwijać swoje poprzez współpracę z piłkarzami na najwyższym poziomie.

Po Krasiciu – jeśli chodzi o zachowanie – nie widać, że był w Juve, prawda? Nie gwiazdorzy.

Tak, to jest pozytywne w Lechii, że osiągnięcia piłkarzy z przeszłości nie wpływają na ich zachowanie w teraźniejszości. Niektórzy mieli mniejsze sukcesy, inni większe, ale nikt po przyjściu do Lechii nie zadowala się tym co było, tylko chce dołożyć kolejną cegiełkę.

Jest ktoś w Lechii, kto tak jak Santa Cruz w Maladze, jest twoim mentorem?

Mam już 24 lata, to nie ten etap, kiedy patrzę do góry na piłkarzy z osiągnięciami i marzę o tym, by być tacy jak oni. Dziś już jestem świadomy, że to jest wszystko w moim zasięgu i nie muszę o tym marzyć, ale muszę za to skupić się na swojej pracy i wyłącznie to może przynieść mi efekty.

Rozmawiał Paweł Paczul

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
3
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Weszło

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
27
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
35
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Boks

Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Jakub Radomski
6
Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...