– To moje czwarte piwo. Obudziłem się koło dziewiątej, poczułem, że mam ogromną ochotę na browar. W domu nie było, trzeba było iść do sklepu, a zapomniałem, że jest zamknięty. Musiałem pójść do innego. No i zapomniałem też, że nie mam pieniędzy. Trzeba było kombinować. Poszedłem do mamusi, poprosiłem, by dała na dwa piwa. Czasami się zgadza, dziś musiałem bardzo długo prosić… Ale co zrobić, straszną miałem ochotę. Właśnie na piwo – tak zaczyna swoją opowieść w „Przeglądzie Sportowym” Dariusz Czykier.
FAKT
A propos starcia Jagi z Legią, Kamil Grosicki ponoć kiedyś z przerażeniem patrzył na Dicksona Choto.
Po „Grosiku”, autorze przeboju „Pijem, bawim się!”, śpiewanego z kibicami po tiumfach, zostały w Białymstoku legendy. Czy wszystkie prawdziwe? Jak ta, że Kamil bał się czarnoskórych rywali, jak Dicksona Choto (35 l.) z Legii. – Panie prezesie, oni są tacy wielcy… A ja mówię „Grosik” nie bój się ich. Jesteś szybszy to im uciekniesz! – z uśmiechem opowiadał prezes Cezary Kulesza (54 l.). – Eee tam, prezes żartował – wspomina dzisiaj Kamil. – Może powiedziałem, że ciężko się gra przeciwko takim obrońcom jak Choto z Legii czy Arboleda z Lecha… Ale nie to, że się ich bałem.
Dariusz Czykier otwarcie mówi o swoim problemie alkoholowym. Dziś stawia sobie przed sobą jeden cel: pójść na mecz Jagiellonii trzeźwy…
– Niedawno przez miesiąc nie piłem, chodziłem na siłownię, byłem w naprawdę dobrym stanie. Jakbyś wtedy przyjechała, zobaczyłabyś, jak dobrze wyglądam. Nawet na ulicy jakaś kobieta powiedziała mi komplement: „Jak ten Czykier dobrze wygląda”. Ale potem znów się napiłem i znów muszę się regenerować. Patrzę w lustro i widzę dziś biedę. I w portfelu, i w życiu – opowiada. Załamał się, gdy zadzwonił do znajomego. – Zaprosił mnie do siebie, pojechałem do niego do Supraśla. Na przywitanie wypiliśmy whisky z butelki jeszcze w samochodzie. On po tygodniu odpadł, ja wciąż piję. Ale w piątek się uruchomię – zapowiada przed dzisiejszym meczem Jagiellonii z Legią.
GAZETA WYBORCZA
Michał Pazdan mówi o tym, dlaczego czuje się jak Nikolić.
Tak wysoko zawiodły pana również umiejętności obronne i talent do nich, jak na przykład bardzo dobry timing interwencji.
No tak, tego nie da się nauczyć. Nigdy nie miałem zbytnich umiejętności czysto piłkarskich, ale to akurat miałem. Jako junior grałem jako defensywny pomocnik, bo tam dużo opiera się na czytaniu gry, przewidywaniu. Czasami ze mną jest tak, że jak wejdę dobrze w mecz, to zwyczajnie wiem, gdzie piłka spadnie. Nasz napastnik Nemanja Nikolić ma taką samą umiejętność pod bramką rywala jak ja bliżej naszej. I wydaje mi się, że to też na swój sposób sztuka. Za mało mówi się o tym, że piłkarz zapobiegł utracie bramki, zwracamy uwagę tylko na strzelców goli. Mnie bardziej cieszy zablokowanie rywala.
SUPER EXPRESS
Błażej Cymerman miał być drugim Glikiem. Dziś zbiera jednak na protezy, by mógł normalnie chodzić.
– Niewiele pamiętam z tego dnia. Mózg broni się przed bolesnymi wspomnieniami. Śpieszyłem się na trening, przejście dla pieszych na przejeździe było dobrze oświetlone. Pokonywałem tę trasę dziesiątki razy. Z tego, co mi mówiono, podszedłem za blisko do pociągu. Potrącił mnie. Po czterech dniach śpiączki obudziłem się w szpitalu – wspomina Błażej. Błażej wierzy, że jeszcze stanie na nogach. – W szpitalu o niczym nie myślałem. Wszystko mi było obojętne. Ale kiedy wróciłem do domu, to obiecałem sobie w duchu, że cokolwiek będzie się działo, nie poddam się – dodaje.
Kamil Wilczek opowiada o Danii.
– Chłopak stracił przytomność – wspomina tamto wydarzenie Kamil. – Byłem poruszony tym nieszczęściem. Ale w nieszczęściu było szczęście, bo musiał przejść szczegółowe badania i te wykryły raka mózgu. O tym, że miał operację, dowiedziałem się po powrocie ze zgrupowania kadry. Zabiegałem o spotkanie z nim, a od klubu dostał karnet na cały sezon. Teraz jesteśmy w kontakcie. Najważniejsze, że to wszystko dobrze się skończyło. Wilczek podkreśla, że w Danii ma mocną pozycję. – Nigdy nie miałem żadnej przykrej sytuacji. Duńczycy to szczęśliwy i uśmiechnięty naród. Na każdym kroku widać, jaką dużą renomę ma Broendby. Lepiej nie mogłem trafić – uważa reprezentant Polski.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
PS na pierwszym miejscu stawia zapowiedź meczu BVB-Bayern.
Wśród hitów największych lig europejskich nie ma bowiem drugiego takiego, w którym dysproporcja między klubami byłaby tak wielka. Monachijczycy są w stanie przeznaczyć na pensje dla zawodników i trenerów o osiemdziesiąt procent więcej niż dortmundczycy. Takiej przepaści między dwoma najbogatszymi klubami nie ma w żadnej z czterech najsilniejszych lig. Jedynie we Francji Paris Saint-Germain przerasta stawkę bardziej niż Bayern niemiecką konkurencje. Barwaczycy byliby w stanie przykryć płace wszystkich graczy Dortmundu, a dodatkowo utrzymać jeszcze pensje największych gwiazd: Lewandowskiego, Manuela Neuera, Thomasa Muellera, Philippa Lahma, Francka Ribery’ego, Matsa Hummelsa i Arjena Robbena. Budżet płacowy to niejedyna dziedzina, w której Bawarczycy biją na głowę swojego teoretycznie najgroźniejszego rywala. W ostatnich pięciu latach wydali na transfery o ponad 130 milionów euro więcej niż Borussia. Mogli sobie na to pozwolić, bo z tytułu praw telewizyjnych zarobili o 145 milionów więcej, a od sponsorów dostali w ciągu dekady o 200 milionów euro więcej niż dortmundczycy. Nie może dziwić, że Bayern, jako pierwszy zespół w historii, zdobył cztery razy z rzędu mistrzostwo, a końca jego dominacji nie widać. Bawarski klub od 40 lat finansowo przerasta Bundesligę, ale nigdy dysproporcje nie były tak duże, jak teraz.
Dlaczego Legia to klub, który przytłacza? Widać to choćby po Macieju Dąbrowskim. Wszędzie był kozakiem, w Legii – mizeria.
Same umiejętności nie wystarczą, by spełnić wygórowane oczekiwania kibiców, trenerów i działaczy. Przy Łazienkowskiej radzą sobie tylko najsilniejsi mentalnie. – To klucz do odniesienia sukcesu w Warszawie. Tutaj zawsze są ogromne oczekiwania, nawet jeśli nie ma ku temu racjonalnych podstaw. Piłkarz, który decyduje się na transfer do Legii, musi być odpowiednio nastawiony. Ważny jest początek, bo kiedy wejdzie do drużyny w dobrym stylu, automatycznie łapie wiatr w żagle i on go niesie. Zawodnikowi z kompleksami będzie niezwykle trudno się przebić. Niewielu może liczyć na cierpliwość trenerów, fanów czy władz klubu – mówi „PS” wieloletni kapitan, a później trener Legii Jacek Zieliński. Prezes mistrza Polski Bogusław Leśnodorski wielokrotnie powtarzał, że piłkarze przychodzący do Legii z innych polskich klubów potrzebują minimum pół roku na przystosowanie się do warunków panujących przy Łazienkowskiej. Ta teoria nie zawsze się jednak sprawdza. Michał Pazdan, po transferze z Jagiellonii, szybko stał się kluczowym graczem, a jego dobre występy w stołecznej ekipie zaowocowały miejscem w podstawowym składzie reprezentacji.
Marcin Robak przez miesiąc grał z kontuzją.
Ze zdrowiem wszystko w porządku?
Teraz już tak. Mniej więcej ostatni miesiąc walczyłem z bólem palca u stopy. Wkradł się stan zapalny. Wspólnie ze sztabem szkoleniowym stwierdziliśmy, że przerwa na mecze reprezentacji była odpowiednim czasem, żeby coś z tym zrobić. Tylko wtedy mogliśmy sobie pozwolić, bym dwa dni nie trenował. W stopę zostało wstrzyknięte lekarstwo i stan zapalny został zażegnany.
Uraz nie przeszkodził panu w trzech ostatnich spotkaniach zdobyć po bramce.
Cieszę się, że strzelam kolejne gole. Akurat były to bramki zrzutów karnych, ale każda daje mi radość. Fajnie, że w spotkaniach kiedy dokuczał mi ból, udało się mi wpisać na listę strzelców. Do rzutów karnych w naszej drużynie przed każdym meczem wyznaczamy dwóch zawodników, zwykle jestem wśród nich. W ostatnich trzech spotkaniach nie znajdowałem się w tym gronie, bo nie grałem od początku. Ale tak się, złożyło, że jedenastki były dyktowane już po moim wejściu na boisko, a wtedy koledzy wyznaczeni wcześniej dawali mi szanse na powiększenie dorobku bramkowego.
PS rozmawia z Maciejem Bartoszkiem…
Lubi pan ryzyko?
Tak.
Prowadzenie Korony to ryzyko?
Na pewno spore wyzwanie. Może ryzyko to za duże słowo, ale wyzwanie na pewno. Wiadomo, które miejsce zajmujemy i jakie są stawiane przed nami zadania.
Ma pan utrzymać Koronę w Ekstraklasie?
Tak.
Obecna kadra na to pozwala?
Gdybym uznał, że nie, pewnie by mnie tu nie było. Nie jestem samobójcą. Spadek w CV nie wygląda dobrze. Stać nas na utrzymanie, choć na pewno nie będzie to łatwe.
(…) Tomasz Wilman po odejściu z klubu wspominał, że chciał ukarać kilku zawodników, ale nie mógł, bo kadra zespołu jest tak wąska, że nie miałby kto grać. Nie boi się pan, że sytuacja się powtórzy? Że piłkarze nie będą słuchać?
Nie wiem, jak było wcześniej, nie chcę się na ten temat wypowiadać. W tej chwili każdy ma czystą kartę. Zawodnika oceniam na podstawie przydatności do zespołu, a nie po sposobie bycia. Lubię charakternych piłkarzy, bo oni zostawiają zdrowie na boisku. Wiadomo, idealnie by było, gdyby wszyscy się ze sobą świetnie dogadywali, ale w dużej grupie ciężko o takie dopasowanie. Najistotniejsze jest to, żeby przekonać zespół do swojego pomysłu na grę i sprawić, że będziemy ciągnąć wózek w jedną stronę. Jeżeli między piłkarzami i trenerem będzie się tworzył mur, to koniec. Można pakować manatki.
… ale rozmową dnia w prasie jest bez wątpienia wywiad z Dariuszem Czykierem, który otwarcie mówi o swoim alkoholizmie.
Które to dziś piwo?
Czwarte. Obudziłem się koło dziewiątej, poczułem, że mam ogromną ochotę na browar. W domu nie było, trzeba było iść do sklepu, a zapomniałem, że jest zamknięty. Musiałem pójść do innego. No i zapomniałem też, że nie mam pieniędzy. Trzeba było kombinować. Poszedłem do mamusi, poprosiłem, by dała na dwa piwa. Czasami się zgadza, dziś musiałem bardzo długo prosić… Ale co zrobić, straszną miałem ochotę. Właśnie na piwo. Wódkę piję jedynie po południu, nigdy nie zaczynam od niej dnia. Najpierw muszę złapać smaka.
Chodzi o smak czy o stan po piwie?
O stan, bo smaku nie czuję. Dopiero gdy zrobię zamek (przestanę pić – przyp. red.), to po miesiącu piwo nabiera jakiegoś aromatu. Tak jest to zwykle wlewanie w siebie płynów. Kupuję wszystko jedno jakie, bo nie czuję, jak smakuje.
Kiedyś mówiłeś, że twoje życie to matrix. A dziś?
Szczerze? Super matrix. Jest jeszcze gorzej.
(…) Kim są twoi znajomi?
Wiktor to inwalida, dostał dobry spadek. Krzysiu też inwalida, pracuje u niewidomych, śmieje się z niego, że co trzeba to jednak widzi. Marek robił remonty. Teraz też się zrobił z niego inwalida. Doszedł jeszcze Kołtun, on pracuje, jeszcze inwalidą nie jest. Ale wszyscy jesteśmy alkoholikami. Szczerze ci powie, ze ja z innymi ludźmi nie przebywam. Dwa razy byłem na odwyku. W Choroszczy i w Suwałkach. Wiem, że jestem alkoholikiem.
Fot. FotoPyK