Reklama

Chaotyczny trening na pożegnanie 2016 roku

redakcja

Autor:redakcja

14 listopada 2016, 23:06 • 3 min czytania 0 komentarzy

Życie to nie Championship Manager. Nie możesz wystawić jedenastu chłopów, którzy nigdy ze sobą nie grali, a potem patrzeć jak wymieniają no look passy raboną. Mecz we Wrocławiu przypomniał nam, jak istotne na boisku jest zgranie, a także pośrednio pokazał, jak dobrze wygląda w tym elemencie pierwsza jedenastka. Rezerwiści starali się jak mogli, ale i tak w najlepszym wypadku przypominało to otwarty trening, gierkę, mało udanego dziada, a nie pełnoprawny mecz.

Chaotyczny trening na pożegnanie 2016 roku

Powiedzmy sobie jasno: kabaretowe popisy wygrały z dogodnymi okazjami jakieś 15:2. A to w obronie Pazdan i Góralski wybijali piłkę ala bracia Tashibana, a to Kapustka leciał jak dzik w żołędzie. Były podania do – na oko – Bogdana Zająca, było wpadanie na siebie, strzały naruszające przestrzeń powietrzną nad Wrocławiem. Drużyna Nawałki w eksperymentalnym zestawieniu grała jak drużyna z castingu – niby widać było, że ten i ów umie grać w piłkę, ale żeby zawiązać akcję? Nie, to za wysoki poziom trudności. W końcu ograniczająca się do solidnej murarki Słowenia strzeliła gola tak, jak uwielbiają strzelać murarze – po stałym fragmencie i jednak błędzie Boruca, bo naszym zdaniem to nie był strzał nie do obrony.

Przejście na dwóch napastników niby nieco rozruszało biało-czerwonych, dogodną okazję Teodorczykowi stworzył Wilczek, ale potem znowu wszystko zlało się w chaos, w poniedziałkowy mecz Ekstraklasy. Symbolem popisów naszych był Wszołek: jemu naprawdę zależało, walczył jak mógł. W zasadzie za samą determinację trudno określić jego występ jako zły. Ale ile z jego zagrań przekładało się na konkretne korzyści dla zespołu w ofensywie? Oczywiście i tak więcej, niż Kapustki, bo ten wyglądał jakby przyjechał nie z drużyny mistrza Anglii, tylko gdzieś z jakiejś pasztetowej ligi U23. A, no tak, zapomnieliśmy, już wszystko jasne.

Ostatecznie Nawałka musiał sięgnąć po żołnierzy frontowych. Najwięcej obiecywaliśmy sobie po Zielińskim. Wchodził z innym statusem – nie jako młody do ogrywania się, nie jako wzmocnienie szyków, ale potencjalnie ktoś, kto weźmie ten mecz na plecy. Przyspieszy, zagra piłkę na nos, zrobi coś z niczego. Po prostu go wygra, może to już ten moment? Niestety, w takiej roli Zielu się spalił, ciężar odpowiedzialności go przygwoździł. Nie mogła jednak jakaś Słowenia o nic przytłoczyć Kuby i to on z wprowadzonych dał najwięcej. Akcja bramkowa to jednak koncert na trzy głosy: doskonałe podane równo grającego Bereszyńśkiego, Błaszczykowski ucieka obrońcy i dokładnie dogrywa, a Teodorczyk sprytnym strzałem mija bramkarza. Kawał solidnego futbolu. Niestety, te prawdziwie piłkarskie epizody pływały w niestrawnej, rzadkiej zupie.

Chcielibyśmy zakończyć świetny 2016 rok z przytupem, ale dajcie spokój – 1:1 ze Słowenią to nie powód do rozdzierania szat, to nawet nie powód do wzruszenia ramion. Razi nas w zasadzie tylko jedno: jak bardzo to mecz pozbawiony wagi. Ktoś się wyróżnił, ktoś się spalił? Jakie to ma znaczenie, skoro znowu kadra zagra za kilka miesięcy i każdy może być w zupełnie innej formie, a nawet innym klubie? Odbębnili, pobiegali, dobrze, że nie przegrali. A teraz byle do wiosny.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
10
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...