Reklama

Memento Morioka czyli złom, imbir, helikopter i Burliga z zaświatów

redakcja

Autor:redakcja

01 listopada 2016, 13:56 • 10 min czytania 0 komentarzy

Wybory w PZPN, zgodnie z przewidywaniami, przebiegły w atmosferze wzajemnego niezrozumienia, „przecież widzieliście, jak było” wygrało z „przecież widzicie, jak jest, foch!”, kolacja wygrała z programami wyborczymi, a w dodatku wygrała walkowerem, bo programów nie było wcale. Na szczęście na wysokości zadania stanęła Ekstraklasa – stanęła, spojrzała w dół… i rzuciła się na główkę, wykonując dwa salta w przód z mimowolnym okrakiem. Dwadzieścia siedem bramek, trzy rzuty karne, cztery czerwone kartki, 62 tysiące widzów i poczucie, że ten weekend nie został zmarnowany, a dziś mamy jeszcze dodatkowy wolny dzień na powtórki, lekturki i kilometrowe korki.

Memento Morioka czyli złom, imbir, helikopter i Burliga z zaświatów

PIAST GLIWICE – BRUK-BET TERMALICA NIECIECZA 2:1

The future is here – powiedziały bandy reklamowe na stadionie Piasta

Że niby przyszłością polskiej piłki jest ubojnia drobiu? – przeraził się Głos Wewnętrzny.

Nie, że na przykład Tomasz Mokwa.

Reklama

Myślałem, że wymienisz Michała Masłowskiego – wetchnął Głos Wewnętrzny.

O Michale Masłowskim można powiedzieć to, co kiedyś Bronisław Geremek powiedział o Unii Wolności: „przyszłość ma za sobą”.

A Tomasz Mokwa jest tylko trzy lata młodszy.

Aha, czyli to już nie „future”, ale jeszcze nie „past” .

Perfect?

Bez przesady – mecz był przyzwoity i do końca trzymał w lekkim napięciu, ale do „perfect” brakowało mu tyle, o ile minął bramkę strzał Dawida Nowaka plus odległość, o jaką posłał piłkę obok bramki Patryk Miśak Misiak Mišak Misak yyyy… Vladislavs Gutkovskis plus odległość, o jaką „przesunęli” rzut wolny piłkarze Piasta, a trener Michniewicz dostał szału.

Reklama

KORONA KIELCE – LEGIA WARSZAWA 2:4

Sport w wersji czystej: słabszy ambitnie walczy, gra momentami porywająco, prowadzi, widowisko tworzy emocjonujące… a na koniec i tak wygra lepszy. I byłby piątek naprawdę „Super”, gdyby nie Miguel Fernandez, któremu odbiła Palanca i postanowił pobawić się w Curro Jimeneza, walczącego z żabojadzkimi okupantami i Guilherme, którego doceniając piłkarsko, przestajemy lubić, mój sssskrabie, glum, glum, bo wyżywanie się na dzieciaku do podawania piłek jest małe, łamane przez niecenzuralne.

GÓRNIK ŁĘCZNA – ŚLĄSK WROCŁAW 0:3

To się nie mogło skończyć inaczej – dziewięcioosobowa linia pomocy Śląska zdominowała…

Dziewięcio?

Alvarinho, Gonçalves, Morioka, Gąsalawesz, Grajciar, Gonczawes, Kokoszka, Gonwelsasz i Gącwelasz. Zdominowali oni środek pola, w polu karnym Górnika Sergiusz Prusak i Gerson odprawiali jakieś misteria eleuzyjsko-podlubelskie, prosząc się o bramkę.

Proszzzzz… – Śląsk był bardzo uprzejmy i zapakował trzy.

Mori… Mori… Mori!… – mementowali zawodnicy z Wrocławia, dając dowód, że zaduma nad przemijaniem i marnością świata doczesnego jest w okresie Święto Zmarłych tak powszechna, iż nie omija nawet futbolistów.

POGOŃ SZCZECIN – RUCH CHORZÓW 2:1

Talent. Praca. Dyscyplina i co jeszcze? Co jest bardzo ważne we współczesnym sporcie? No, kto powie?

Powtarzalność – powiedział Januszek z trzeciej ławki pod oknem.

Tak jest, drogie dziatki, powtarzalność. I dlatego Jarosław Fojut już trzeci raz z rzędu znalazł się w „Kontrowersjach kolejki” w rubryczce: „Że żółta, to oczywiste, ale czy tu jednak nie powinno być czerwonej?”

Nie, nie powinno – orzekli eksperci.

No właśnie – ćwiczenie czyni mistrza. Parę kolejek temu powinna być ewidentna czerwona plus proces cywilny, tydzień temu coś między żółtą, a pomarańczową, teraz już tylko wyraźna żółta, za tydzień będzie „sędzia wybroniłby się chyba, gdyby dał żółtą kartkę”, a potem kolejno „zwykły faul”, „no, ewentualnie faul, ale za gatunku takich ‘miękkich’”, aż wreszcie doczekamy się okrzyku „Ależ fantastyczna interwencja Fojuta!”. Praca czyni powtarzalność, powtarzalność czyni mistrza.

Ruch Chorzów też jest powtarzalny – kolejny raz przegrał 1:2.

LECH POZNAŃ – WISŁA PŁOCK 2:0

Graj szybko – namawiały bandy reklamowe.

Niestety, grali wolno i aż 93 minuty. Znaczy, tak formalnie grali krócej, bo tu aut, tam róg, ówdzie leży sfaulowany zawodnik i można sobie postać minutę… O, właśnie – obliczył ktoś kiedyś, ile wynosi efektywny czas gry w meczu piłkarskim?… Wyniki mogłyby być ciekawe, a wyniki dla Ekstraklasy – wręcz pasjonujące.

Poznaj Zjednoczone Emiraty Arabskie – bandy reklamowe były niezmordowane, a znudzeni drugą połową widzowie sięgali po komórki, gotowi poznawać nie tylko emiraty, ale nawet Pojezierze Brodnickie i najnowszą kreację Maffashion.

Może nie strzelamy celnie na bramkę, ale jest blisko – dyszał Dominik Furman.

Nie było blisko.

Podłogowa Ekstraklasa – podsumowały bandy reklamowe.

CRACOVIA – JAGIELLONIA BIAŁYSTOK 1:3

To był mecz przez duże „M” i paradoksalnie, wtopy pana sędziego Marciniak pomogły widowisku, dodając mu pieprzu, gałki muszkatołowej, cynamonu i imbiru. Swoją drogą, największe pretensje do sędziego powinni mieć piłkarze Cracovii i to nie za pierwszą jedenastkę, podyktowaną w okolicznościach lekkopółśmiesznych, a za drugą, podyktowaną już kompletnie od czapy.

Co ty bredzisz? – zdziwił się Stanisław Wyspiański z pomnika przed muzeum – Przecież to był karny da Cracovii.

No właśnie. Gdyby sędzia go nie podyktował, piłkarze i kibice mogliby narzekać, że ich „przekręcił”, że trzymał stronę Jagiellonii, że znowu wszyscy przeciwko nim, hurrr hurrr, chlip, chlip…

Jak przekręcił? – zdziwił się ponownie piąty wieszcz – Przecież pierwszy karny był ewidentny, drugiego nie było, przepisy i fakty mówią…

A od kiedy do narzekania i szukania spisków potrzebne są fakty? Ale OK, dość już, nie znęcajmy się nad „Pasami”, a doceńmy Jagiellonię: zagrała futbolowy koncercik pod batutą Michała Probierza, któremu w uznaniu zasług taktycznych odpuszczę czepianie się na co najmniej dwie kolejki.

ARKA GDYNIA – LECHIA GDAŃSK 1:1

Derby w stanie czystym: najebka na rozgrzewkę przed meczem, emocje, faule, faule jeszcze raz, race, helikopter (chyba z jakiegoś demobilu, bo zagłuszał nawet wymianę uprzejmości między kibicami) bramki, race ponownie, faule constans, nokaut, dwie niezadowolone z wyniku drużyny i adrenalina kipiąca w trójmiejskich nadnerczach do bladego świtu.

E, tam – „kipiąca”… – wzruszył molem Sopot, któremu było wszystko jedno, kto wygra.

ZAGŁĘBIE LUBIN – WISŁA KRAKÓW 2:2

Nabywca złomu… – zamigotały bandy reklamowe.

Petar Brlek poczuł się chyba urażony, bo po raz pierwszy w Ekstraklasie pokazał, czym mogli się kierować ludzie, ściągający go do Wisły. Ciekawe, czy to tylko przypadek kury z problemami gastrycznymi, czy może Brlek się „odkorkował” i zacznie grać na poziomie swojej pensji. Powyżej swojej pensji zagrał natomiast Jakub Bartosz, ratując Wiśle remis.

A skąd wiesz, ile zarabia Bartosz? – zapytała zaniepokojona księgowość.

Kamaaan, przecież to Wisła, a Bartosz to prawie wychowanek, więc ile może zarabiać? Zaryzykowałbym tezę, że połowę tego, co Brlek, ale nie zaryzykuję, bo nie chciałbym, żeby okazało, iż zarabia zaledwie jedną trzecią.

Punkty dla Zagłębia „zrobił” nie „prawie” ale „całkiem” wychowanek – Arkadiusz Woźniak. Który zarabia więcej od Bartosza, a po meczu powinien dostać jeszcze dodatkową wypłatę od Martina Polačka, przez którego nie dostanie premii za zwycięstwo.

BRAMKA KOLEJKI

Rywalizację w 14. kolejce zaczął Patryk Miśak Misiak Mišak Misak… szzzfak… Michał Masłowski. Do poniedziałkowego meczu wygrywał Ryota Morioka przez Spasem Delewem, ale potem na boisko wyszli krakowiacy i górnicy, więc wyróżnienie wędruje do Petara Brleka.

KIKS KOLEJKI

Wyróżnienie za konsekwencję otrzymuje Sergiusz Prusak, który koniecznie chciał zaliczyć asystę przy golach Śląska i a to podawał do Morioki, a to w klipę grał w polu bramkowym, a to z Gersonem bawił się w „kontemplaczki” i „dunderowca”. O nagrodę główną Dawid walczył z Goliatem Dawidem (Dawid Nowak z 86. minuty z Dawidem Sołdeckim z minuty 20), ale ostatecznie wyrwał im ją Martin Polaček. Po czym przepuścił między nogami.

ASYSTA KOLEJKI

Sporo ładnych podań oglądaliśmy, a i rewelacyjnych nie trzeba specjalnie szukać, bo same się pchają. Że Konstantin Vassiliev podaje, że proszę siadać, bo się samo strzeli – wszyscy wiedzą, że Radosław Majewski umie jednym podaniem wpędzić napastnika w histerię pt. „Łobosiu, jak nie tego strzelę, to mi auto spalą” – też wiadomo. Ale że Paweł Abbott potrafi stworzyć koledze 200% okazję, albo że Adam Kokoszka umie wystawić jak Mirosław Szymkowiak – tego się nie spodziewałem. Wygrywa Adam Kokoszka za podanie do Kamila Bilińskiego, na miejscu drugim Takafumi Akahoshi, na trzecim Tomasz Mokwa ex-aequo z Pawłem Abbottem.

INTERWENCJA KOLEJKI

Siedmiu bramkarzy – fruwających, rzucających się, wystawiających ręce, nogi i inne niezbadane do końca narządy. Jakub Szmatuła dwukrotnie, Grzegorz Sandomierski ze trzy razy, w tym dwukrotnie malowniczo, świetny zaczynający po powrocie do bramki Zbigniew Małkowski, znowu Libor Hrdlička… A ja bym wyróżnił Konrada Jałochę, reagującego instynktownie, ale z takiej odległości, w takich okolicznościach, w takim meczu… Jeden (od)ruch ręki po rykoszecie i uratowane derby Trójmiasta.

RANKING SĘDZIOWSKO-OKULISTYCZNY

Pan sędzia Gil (PG-BBTN) gwizdał dość „chwiejnie” i czasem nawet sami zawodnicy byli zdzwieni jego decyzjami – nie ci „poszkodowani” decyzjami, ale ci nimi „obdarowani”. Minus pięć dioptrii.

Pan sędzia Musiał (KK-LW) – nie porwał go patos naszych czasów ani atmosfera meczu, był uważny, spokojny, czerwone kartki słuszne, spalone idą na konto liniowych, a reszta wypada gdzieś między minus jedną a minus dwiema dioptriami, więc na  „welcome back” i „na zachętę” – zaokrąglam do minus jednej.

Pan sędzia Złotek (GŁ-ŚW) – minus dwie dioptrie, bo decyzja „wolny czy karny” w 14 minucie była bardzo trudna i chyba tylko liniowy mógł to dobrze „wycenić”. A zresztą i tak padł wtedy gol, więc…

Pan sędzia Raczkowski (PSz-RCh) miał parę niezbyt szczęśliwych decyzji, ale ponieważ tylko parę i raczej lżejszych gatunkowo – minus dwie dioptrie.

Pan sędzia Jakubik (LP-WP) – licznik dioptrii „cykał” ułamkami powoli, ale konsekwentnie, a w końcówce zapiszczał alarmowo. Minus pięć za rzut karny, minus trzy dioptrie za resztę.

Pan sędzia Marciniak (C-JB) prosi się o „urlop w celu podreperowania” – najpierw przepały przy ewidentnym karnym po łokciu Covilo, potem odczapistyczna jedenastka po czystej interwencji Kelemena, w międzyczasie seria dziwacznych decyzji, które pochwalić mógł tylko Piotr Polczak, bo dzięki nim dokończył mecz… Minus dziesięć dioptrii.

Pan sędzia Kwiatkowski (AG-LG) łatwo nie miał, zwłaszcza Sławomir Peszko przysparzał mu kłopotów i dioptrii, prosząc się o pierwszą, a potem drugą i trzecią żółtą kartkę (dostał wreszcie jedną, ale ta akurat był od czapy). Sporo decyzji co najmniej dyskusyjnych, choć ta o wyrzuceniu Flavio akurat wcale. Ale i tak minus pięć dioptrii.

Pan sędzia Stefański (ZL-WK) momentami był rozkojarzony, decyzje podejmował bardziej na krzyk niż na podstawie wydarzeń i był ogólnie „jakiś taki…” (a liniowi mu nie pomagali). Minus trzy dioptrie.

CYTAT KOLEJKI

Tomasz Smokowski: „…i później Malarz zaczyna mieć myślenie w głowie”
Pytanie, gdzie Malarz miał myślenie wcześniej, jest pytaniem… na które chyba nie chcę znać odpowiedzi.

Zbigniew Małkowski: „Głowa jest narządem ludzkim nie do końca zbadanym”
W mojej, na przykład, jest zielono i fiołki w niej kwitną na klombach mych myśli sadzone za młodu.

Sergiusz Prusak: „Jest 0:3, nie ma się co załamywać”
„Znaczy, mam niewyjaśnione dolegliwości żołądka i wątroby, przeziębione miedniczki nerkowe, zapalenie płuc, zapalenie ucha i krtani, ale, znaczy, poza tym jestem zupełnie zdrów.”

Kazimierz Węgrzyn: „Druga strona boiska, wygląda jak wybieg dla słoni” …o czym wnioskujemy na przykładzie biegających tam zielonych osobników z kokardkami na ogonach.

Kazimierz Węgrzyn: „Gdzieś tam Burliga wyszedł z zaświatów…”

 

Robert Skrzyński: „Tak to jest w piłce, że jeśli się nie strzela gola, to za chwilę się go traci”
A bezbramkowe remisy ze słomy zgniłej i liściów mokrych się lęgną.

Rafał Wolski: „To nie jest czas na myślenie”
Niedziela, siedemnasta, pogoda też nie dopisuje do zastanawiania się…

Mateusz Mak: „Wszyscy czekamy na premię za wicemistrzostwo”
– Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem! – burknął profesjonalizm i wrócił do bułki z podwawelską.

Tomasz Smokowski: „Istotne, czy piłka była w grze, kiedy została zagrana”
…bo gdyby nie została zagrana, kiedy była w grze, nie byłoby żadnego problemu.

 

 

„POLIGON” W „USTAW LIGĘ”

Jest dobrze? Jest źle? Hmm, powiedzmy – jest średnio. Guilherme, Vassiliev, Marco Paixao i Nikolić przynieśli trochę punktów, swoje dołożyli Runje i Guti, ale z kolei Falvio Paixao (kapitan) jednym ruchem ręki dołożył… zero, a silnik gry mógł w miejsce Rafała Murawskiego wstawić Piotra Celebana (7 punktów), ale wstawił Vladislava Gutkovskisa (-2 pkt). Po 14 kolejce LZS Poligon spadł na 1124 miejsce w klasyfikacji generalnej i na 196 miejsce w lidze „poligonowej” (kod: 432967992). O drużynie rezerw nie mówimy, bo tam na bramce zagrał Martin Polaček, a Gutkovskis wszedł w miejsce Przemysława Frankowskiego (9 pkt).

Na szczęście – jak to zwykle w lidze „poligonowej” (kod: 432967992) bywa – im gorzej idzie LZS Poligon, tym lepiej idzie samej lidze. Utrzymaliśmy miejsce pierwsze w klasyfikacji lig prywatnych, wyprzedzamy ligę R-GOL-a o 6 punktów, a Związek Radziecki o 32 punkty, jest nas już 1021, co oznacza, że jeszcze 3 drużyny i będziemy także największą liga prywatną, a nasz lider – MacMar 15 jest także liderem klasyfikacji generalnej. W której pierwszej dwudziestce mamy aż 6 drużyn /tryumfalne łomotanie kułakami w pierś grottgerowską/.

W pierwszej dziesiątce ligi „poligonowej” (kod: 432967992) zmiany zachodzą łagodnie, ale konsekwentnie. Prezes PWLGW dąży do zmonopolizowania rozgrywek: MacMar 15 lideruje, MacMar 8 zajmuje drugie miejsce, MacMar B zamyka pierwszą dziesiątkę, a kolejne dwa MacMary czają się w drugiej. Na trzecim miejscu w lidze „poligonowej” BP KIELCE FC prezesa MATNa, na czwartym Falenica prezesa Mauritiuska, na piątym IskraDretyń, której prezes, Mateusz Rokuszewski, dyszy żądzą odwetu za zeszłosezonową porażkę w lidze redakcyjnej. Pierwszą dziesiątkę uzupełniają Czar Mar Team, Levadia Tallin, SiekaTeamK87Mogiła.

Pierwszą dwudziestkę zamyka Silos Skoszewo prezesa Groszka, pierwszą setkę – surprise, surprise!MacMac 6, pięćsetkę – Drewniaki CF prezesa B3LEEka (o, dziwo – Szymona Drewniaka w składzie nie ma, ale obecność Pape Djawa i Łukasza Sekulskiego świadczy, że prezes dawno już do szatni swojej drużyny nie zaglądał). Na miejscu tysięcznym – Niemamnazwy pod dowództwem Macieja Jaraczewskiego, a tabelę ligi „poligonowej” (kod: 432967992) zamykają Strzały Znikąd, które, jak widać, nie mijają.

Andrzej Kałwa

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...