Reklama

W Niemczech straciłem radość z gry. Teraz nie brakuje mi entuzjazmu

redakcja

Autor:redakcja

30 października 2016, 14:29 • 13 min czytania 0 komentarzy

Czy Ivan Rakitić mógł mu załatwić angaż w Barcelonie? Co robiłby Felix Magath na Titanicu? Jak to jest udzielać lekcji niemieckiego Raulowi i dlaczego Hiszpan żył w strachu przed… Manuelem Neuerem? Erik Jendrisek w długiej rozmowie z Weszło opowiada o swojej karierze, rodzinie i o tym, jak udało mu się odzyskać utraconą radość z gry w piłkę.

W Niemczech straciłem radość z gry. Teraz nie brakuje mi entuzjazmu

Tęsknisz czasem za regularną grą jako typowa dziewiątka?

Moja sytuacja zaczęła się zmieniać, gdy drużyny przestawały grać na dwóch napastników i przestawiały się na grę jednym. Dużo trenerów nie widzi mnie na szpicy, mimo że ja tam się czułem najlepiej. Pokazałem to zresztą w poprzednim sezonie, gdzie bodaj dziesięć z trzynastu bramek strzeliłem właśnie na pozycji numer dziewięć. Na razie czekam na swoją szansę w tym miejscu boiska, bo nie wiem, czy naliczyłbym w tym sezonie dziewięćdziesiąt minut na dziewiątce.

W Freiburgu, co mówiłeś otwarcie, nie lubiłeś grać na boku pomocy.

No tak, a ostatni sezon pokazał, że właśnie na tej pozycji, w ataku się czuję najlepiej. Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni. Albo inaczej – że pokażę na boisku, że ta pozycja mi odpowiada jak żadna inna i z powrotem wrócę do strzelania bramek.

Reklama

Gdy przyszedłeś do Krakowa, Robert Podoliński widział cię właśnie na dziewiątce. Gdyby powiedziano ci wtedy, w momencie transferu, że w Cracovii niedługo potem staniesz się skrzydłowym, to zastanowiłbyś się nad tym ruchem drugi raz?

Na pewno byłaby to nieco inna rozmowa. Wcześniej dyskutowałem z trenerem Podolińskim otwarcie, on sam mówił, że widzi mnie właśnie na pozycji numer dziewięć. Ale też sporo dobrego słyszałem o fanach Cracovii, o wysokich celach tej drużyny, co mi się spodobało, bo cenię sobie ambicję. Nie ma powodu robić teraz spekulacji, co by było gdyby, bo faktycznie – chciałem grać w Krakowie na dziewiątce, ale to nie był jedyny powód mojego przejścia tutaj.

Z tego co widziałem w paru skrótach, u trenera Jarabka w Trnawie nie byłeś typowym sępem, łowcą goli. Często schodziłeś głębiej.

Tak, taki jest mój styl gry. Ale w ustawieniu na mecz byłem zawsze napastnikiem. Za moimi plecami grał Jan Vlasko z Lubina, bardzo fajnie nam ta współpraca wychodziła. Grając z przodu, wszystko przychodzi mi bardziej naturalnie, łatwiej dochodzę do sytuacji bramkowych. Ale na razie chcę pomóc drużynie niezależnie od pozycji, na której gram. Później zobaczymy.

Słyszałem, że jesteś bardzo rodzinnym człowiekiem. To że stąd masz bardzo blisko na Słowację miało wpływ na decyzję o wyborze Cracovii?

Na pewno dla mnie i dla mojej rodziny jest to bardzo duży plus. Jak stwierdzę, że dzisiaj pojadę na Słowację, to w dwie, maksymalnie dwie i pół godziny jestem na miejscu. Chłopaki z Polski często mają dalej. Jak byłem w Niemczech to jeździłem do domu raz-dwa razy w roku, teraz jest pod tym względem dużo lepiej, widzimy się znacznie częściej.

Reklama

Radość po golach też zresztą dedykujesz swoim najbliższym.

Mój mały synek teraz już bardzo się interesuje piłką, zaczął zresztą trenować w Cracovii Kids. Na początku po golach jeździłem na kolanach, teraz serducha mu wysyłam. Zmienia się to w zależności od tego, jak się z nim dogadam, w każdym razie zawsze wie, że te gole strzelam dla niego. Mam też sporo tatuaży, które dotyczą mojej rodziny. Bliscy bardzo dużo dla mnie znaczą i chcę, żeby to wiedzieli.

Bliskość rodziny pomaga w aklimatyzacji?

No tak, w Niemczech z żoną na początku było nam ciężko nie znając języka. Tutaj nie ma takiej dużej różnicy języka. Teraz jest u nas kilku chłopaków ze Słowacji, kilku słowackich hokeistów z Cracovii. Żona bardzo szybko złapała kontakt, bardzo często się spotykamy z kolegami z drużyny, którzy mają rodziny i dzieci, nawet sylwestra planujemy spędzić razem. To pokazuje, że czuję się w Krakowie bardzo dobrze. Atmosfera w szatni jest podstawą.

Jest różnica w zażyłości piłkarzy w Cracovii, a na przykład w takim Schalke?

Jest, zdecydowanie. W Schalke traktowało się to na zasadzie: idziesz do pracy, a po pracy zabierasz się do domu, do rodziny. Rzadko spotykało się całą drużyną, czasem wyszło się gdzieś w dwójkę. Ja na przykład miałem bardzo dobry kontakt z Ivanem Rakiticiem, chodziliśmy razem na obiady. W Cracovii z kolei jest spora zażyłość. Zawsze w nieco mniejszych klubach jak Kaiserslautern, Cracovia czy Rużomberok czułem się doskonale. Rodzinna atmosfera w nich mi bardzo odpowiadała.

Jaki był Rakitić poza boiskiem?

Bardzo kontaktowy. Słowacy z Chorwatami zawsze dobrze się dogadają, nie ma takiej dużej różnicy kultutowej. Trzymaliśmy się razem wtedy, ale i ostatnio, jakichś parę miesięcy temu dzwoniłem do niego, rozmawialiśmy dłużej, cały czas staramy się nie urywać kontaktu.

Trzeba było zagadać o angaż w Barcelonie, potrzebowali kogoś na zmiennika trio MSN.

Wiesz, tylko że oni chyba szukają trochę innych napastników (śmiech).

Jesteś kibicem Realu, prawda?

Tak, zgadza się.

Co czułeś wchodząc do szatni Schalke i po raz pierwszy widząc w niej Raula?

Szok. W gazetach niemieckich pisano wcześniej, że Schalke interesuje się Raulem. Mieszkałem wtedy jeszcze w hotelu przylegającym do budynków klubowych, wszedłem do szatni, patrzę… Raul już tam jest. Mówię: o, chyba jednak nie jest to tylko plotka z gazety, tylko rzeczywistość. Pokazał klasę w drużynie, szybko zyskał sobie szacunek, nieprzypadkowo później został nawet kapitanem. Zostawił dużo serca na boisku, kibice go uwielbiali. A przy tym to był bardzo inteligentny gość, zero gwiazdorzenia z jego strony, na zasadzie: ja jestem superstar, a ty dopiero wchodzisz do Bundesligi. Wszystkich traktował tak samo, co pokazuje jego klasę jako człowieka. Bardzo przyjemnie wspominam czasy, kiedy byliśmy w jednej drużynie.

Podobno dawałeś mu też jego pierwsze lekcje niemieckiego.

Na początku chodziliśmy razem na obiady, mieszkając razem w tym samym hotelu. Później było inaczej, ten kontakt nie był tak częsty, bo Raul przeprowadził się do Duesseldorfu i dojeżdżał stamtąd na treningi do Gelsenkirchen. Przyjechała do niego rodzina, tam było łatwiej znaleźć dzieciom szkołę. Ale myślę, że gdybym dzisiaj się z nim spotkał, tak moglibyśmy usiąść, porozmawiać, powspominać…

Czyli gdybyśmy teraz zadzwonili do Raula, to odbierze?

No nie wiem, nie mam chyba jego aktualnego numeru (śmiech).

Ciężko się na treningach strzelało Neuerowi?

Bardzo ciężko. Już wtedy było widać, że to bramkarz na światowym poziomie i teraz to tylko potwierdza w kadrze i w Bayernie. To chyba najlepszy bramkarz, jakiego w życiu widziałem.

Jaki jest Neuer?

Mega pogodny, a przy tym kompletnie nie trzyma powagi. Jak opowiadać dowcipy, jak robić komuś żarty w szatni, był do tego pierwszy. On i Klaas-Jan Huntelaar to była dwójka dbająca w Schalke o humor, co pięć minut komuś wycinali jakiś dowcip. Pamiętam, że jak Raul wchodził do drużyny i jeszcze nie do końca znał język, to lubili go z innymi chłopakami straszyć na tej zasadzie, że udawali, że kopali piłkę w jego kierunku i krzyczeli coś po niemiecku, pokazywali że do niego leci. On biedny się kulił, skręcał, nie wiedział, co się dzieje.

Do tych klasowych bramkarzy, z którymi grałeś w jednym klubie miałeś szczęście, bo grałeś też choćby w Kaiserslautern z Kevinem Trappem.

Wtedy był jeszcze bardzo młody, gdy wchodził do pierwszego zespołu Kaiserslautern, ale też było po nim od początku widać, że warunki i talent ma. Bardzo się cieszę, że tak dobrze mu idzie, że mógł zagrać w takiej drużynie jak PSG.

Był w ogóle w tamtym, „twoim” Schalke ktoś, komu nie udało się zrobić kariery?

Powiem ci, że jak tak sobie przypomnę, to chyba każdy grał później w dobrych klubach, czy to w Bundeslidze, czy poza nią. Julian Draxler, Joel Matip, sporo było tych utalentowanych chłopaków. Można powiedzieć, że miałem z jednej strony pecha, bo trafiłem na aż tak mocną ekipę, że szanse wywalczenia sobie miejsca w jedenastce dla mnie były bardzo mało. No nic, zdarza się. Tego, że dzieliłem szatnię ze światowej klasy zawodnikami z drugiej strony nikt mi nie odbierze, to będzie we mnie siedzieć do końca życia.

Zawodnicy zawodnikami, ale waszym trenerem w tym czasie był Felix Magath. Kat, dyktator, Saddam, które określenie najbardziej do niego pasowało?

W tych określeniach jest trochę przesady, głównie Brazylijczycy, piłkarze mniej chętni do pracy tak się o nim wyrażali w wywiadach. Ja nie mogłem na niego narzekać. Parę lat byłem już wtedy w Niemczech, przyzwyczajony do dyscypliny, do ciężkich treningów. Nie przeczę, u Magatha te zajęcia momentami były bardzo wymagające. Ale też w trakcie sezonu, gdy grało się mecze co trzy dni, nie było czasu na wiele takich sesji, więc aż tak się tego nie odczuwało. Nawet jak odchodziłem z klubu, to pożegnaliśmy się z pełnym respektem do siebie, podaliśmy sobie ręce i nie było problemów.

Magath był bardzo wybuchowy w szatni, gdy drużynie nie szło?

Największa awantura, jaką pamiętam, to akurat nie taka przy okazji meczu, tylko gdy któryś z zawodników w wywiadzie powiedział, że jak Schalke nie awansuje do Ligi Mistrzów, to odchodzi. Było o tym bardzo głośno, Magath się wściekł i ten zawodnik koniec końców odszedł. Ale już nie dlatego, że chciał. Magath nie chciał go po prostu więcej widzieć na oczy.

Jego były piłkarz, Norweg Fjortoft powiedział kiedyś o nim: „Nie wiem, czy Magath uratowałby Titanica, ale cała załoga na pewno byłaby w dobrej formie”.

To na pewno! (śmiech) Dzięki temu stał się w Niemczech tak znany, to pozwoliło mu zdobyć mistrzostwo kraju z Wolfsburgiem. Wiadomo, że treningi siłowe, z piłkami lekarskimi, to u Magatha standard. Mnie to zresztą nie ominęło.

KRAKOW 14.10.2016 EKSTRAKLASA PILKA NOZNA SEZON 2016 / 2017 12 KOLEJKA CRACOVIA KRAKOW - WISLA PLOCK NZ ERIK JENDRISEK CRACOVIA PATRYK STEPINSKI PLOCK FOT MICHAL STAWOWIAK / 400mm.pl FOOTBALL EKSTRAKLASA SEASON 2016 / 2017 ROUND 12 CRACOVIA KRAKOW - WISLA PLOCK MICHAL STAWOWIAK / 400mm.pl

Czułeś się wtedy najlepiej fizycznie?

Nie. W Freiburgu byłem w dużo lepszej formie pod tym względem. W Schalke mój problem polegał na tym, że tak jak mówiłem wcześniej – co trzy dni graliśmy mecz, a że siedziałem na ławce, to nie byłem w grze, treningów nie było tak wiele. Nie da się kondycji dogonić w takich warunkach. Z kolei w Freiburgu treningi były naprawdę bardzo mocne. Do dziś pamiętam wybiegania, mam je nawet w aplikacji na iPadzie zapisane, bo aż ciężko uwierzyć, że można tyle biegać. To wyszło później w lidze, kiedy zrobiliśmy awans do Europa League, zajęliśmy czwarte czy piąte miejsce.

W Freiburgu też nie byłeś jednak pierwszym wyborem, miałeś kolejnego rywala wagi ciężkiej.

No tak, tam był Papiss Cisse. Nie zawsze trafiałem z transferami, tutaj też miałem trochę pecha. Nie udało się zrobić takiej kariery zagranicznej, o jakiej marzyłem. Pod tym względem, biorąc pod uwagę zaufanie trenera, możliwość gry w pierwszym składzie, zdecydowanie najlepiej było w Kaiserslautern. No i tutaj, w Cracovii.

Kto był najcięższym rywalem z czasu gry w Niemczech?

Zdecydowanie Amerykanin Steven Cherundolo, jeszcze gdy jako młody, dziewiętnastoletni chłopak wchodziłem do Hannoveru. Nie było u niego taryfy ulgowej, dał mi odczuć na każdym treningu, że ja dopiero będę piłkarzem, a on jest już doświadczonym graczem. Na pierwszych treningach po kilka razy lądowałem poza boiskiem po pojedynkach z nim, poobijany, skopany jakbym właśnie zagrał najcięższe dziewięćdziesiąt minut w życiu. Ale z każdym dniem dzięki niemu starałem się grać agresywniej, dużo mi to dało.

Mimo że mówisz o tym, że w Niemczech bardzo ciężko się trenowało, czytałem wywiad, w którym wspominałeś, że zaskoczyło cię w Polsce to, ile czasu spędza się na siłowni.

Z trenerem Podolińskim na siłowni pracowaliśmy bardzo dużo nad stroną siłową, to prawda. Ale gdy zespół przejął trener Zieliński, to sam nam powiedział, że byliśmy perfekcyjnie przygotowani pod względem fizycznym. Później właśnie z tego wzięły się dobre wyniki, sukcesy. Byłem zaskoczony, to prawda, ale taki był warsztat trenera – bazował na pracy nad aspektami fizycznymi.

Pod okiem Jacka Zielińskiego w Cracovii mocno do przodu poszli Kapustka, Dąbrowski, formę życia złapał Cetnarski. Ale czy taki zawodnik jak ty, z dużą przeszłością w Niemczech też może na tym etapie kariery coś jeszcze wnieść do swojej gry właśnie dzięki trenerowi?

Na pewno trener Zieliński bardzo mi pomógł pod tym względem, że dał mi zaufanie. Od chwili, kiedy przyszedł do Cracovii, zdecydowanie odżyłem. Czasami wystarczy niewiele i piłkarz potrafi się natychmiast zmienić. Miałem parę takich lat, kiedy tego zaufania nie było, przez co grało mi się dużo trudniej.

Grałeś w Niemczech, wiesz jakie są tam wymagania. Kogoś z Cracovii poleciłbyś klubowi Bundesligi?

Pewnie. Miro Covilo świetnie by się odnalazł z tymi swoimi stałymi fragmentami, z grą w środku pola. Byłby moim zdaniem w stanie wskoczyć na ten poziom. Damian Dąbrowski też by sobie poradził. Marcin Budziński teraz pokazuje bardzo wysoką klasę. Nie mówię, że od razu graliby w pierwszym składzie, ale zginąć, to na poziomie Bundesligi by nie zginęli.

Mówiłeś w jednym z wywiadów, że pod koniec gry w Niemczech dopadła cię rezygnacja. Uporałeś się już z tym problemem?

Tak, pomógł mi szczególnie ten krótki pobyt w Spartaku Trnawa. Mogłem zostać w 2. Bundeslidze, miałem oferty, ale chciałem coś zmienić. Straciłem sporo radości z gry w piłkę, nie chciałem się cały czas kręcić w jednym miejscu, w drugiej lidze. Odbudowałem się na Słowacji, pobyłem więcej z rodziną, co przyniosło efekty. Ostatni sezon pokazał, że zdecydowanie nie brakowało mi entuzjazmu.

Widziałbyś siebie z powrotem w Niemczech, czy ten rozdział już definitywnie zamknąłeś?

Nie, ten rozdział na pewno nie jest zamknięty. Po sezonie kończy mi się kontrakt z Cracovią i zobaczymy, co będzie. Kontakty w Niemczech cały czas mam, dlatego niczego nie wykluczam. Zobaczymy, gdzie mnie los poprowadzi.

Jest jakiś mecz, do którego najchętniej wracasz wspomnieniami?

Największe emocje w piłce przeżyłem, gdy strzeliłem w Pradze na 2:1 w samej końcówce Petrowi Cechowi. To dało nam impuls, dzięki któremu awansowaliśmy na mistrzostwa świata. Tego, co wtedy czułem, nie da się opisać. Pojedynek Słowacji z Czechami jest bardzo ważny, po bardzo długim czasie udało nam się z nimi wygrać, w dodatku w Czechach. Wiele osób pamięta mnie właśnie z tej bramki. Jak na Słowacji powiesz „Jendrisek”, to wszyscy od razu przypominają sobie tego gola.

Myślisz, że masz jeszcze szansę powrotu do reprezentacji?

Jeśli po takim dobrym sezonie jak ten ostatni mi się to nie udało, to w obecnej formie nie ma na to żadnych szans. Myślę, że gdyby zmienił się trener, bo u obecnego jak widać nie mam zaufania, to prędzej pojawiłaby się taka możliwość. Oczywiście przykro mi, że nawet nie dostałem okazji pokazania się w sparingu, kiedy byłem w  świetnej formie i strzelałem sporo bramek. Ale nie obrażam się, kibicuję chłopakom, grają w mocnych ligach, zasługują na to, żeby być w drużynie. Takie jest życie. Gdy gra kadra, zawsze oglądam i trzymam kciuki.

Z Cracovią udało ci się z kolei wrócić do gry w pucharach, ale chyba nie tak sobie tę przygodę wyobrażałeś?

Na pewno nie męczyliśmy się przez cały rok w lidze, walcząc o puchary, żeby odpaść od razu w pierwszej rundzie. Ale Shkendija pokazała później, że w tym wyniku nie było przypadku, że zagrali jeden dobry mecz przeciwko nam i koniec. Z drugiej strony gdybyśmy wtedy byli w lepszej formie, gdybyśmy zagrali z nimi w innym czasie, pewnie to my przeszlibyśmy dalej.

Po Albańczykach długo nie umieliście też złapać stabilnej formy w lidze. Siedziała jeszcze w głowach ta porażka?

Na pewno pojawiło się w naszą stronę dużo krytyki, na którą zresztą w stu procentach zasługiwaliśmy. Nie wyobrażaliśmy sobie, że w lidze i Europa League ten początek będzie taki zły. Pierwszy mecz przegraliśmy, od razu szok, człowiek chce zrobić coś lepiej, nie idzie. Bartka Kapustki nam brakowało, bo był na Euro, Damian Dąbrowski jeszcze nie doszedł do siebie, brakowało paru zawodników… Sporo tych rzeczy się złożyło na to, że nie zagraliśmy optymalnie. Powiem jeszcze raz – gdybyśmy złapali Shkendiję w lepszej formie, bylibyśmy w stanie awansować. To jest przykre, bo cały rok pracowaliśmy na ten występ, a skończyło się tak, jak się skończyło.

Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA

fot. FotoPyK / 400mm.pl

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
1
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Weszło

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
16
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
39
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Boks

Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Jakub Radomski
6
Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...