Lechia jest na czele Ekstraklasy i wydawałoby się, że szaleństwem byłoby wytykanie jej trenerowi rzeczy do poprawki, ale… dobrze wiecie, że nie jesteśmy najnormalniejszą redakcją. Oto cztery zadania, na które które – naszym zdaniem – trzeba w drużynie Lechii zwrócić szczególną uwagę, jeśli na poważnie patrzy się tam w stronę mistrza (a patrzy).
Panie Piotrze, by myśleć o mistrzostwie powinien pan…
OBUDZIĆ MARCO PAIXAO
Wprawdzie Portugalczyk w swoich oczach transferuje się właśnie do Realu Madryt i nieco go martwi, że przez niemrawy początek barierę 40 goli w Ekstraklasie przeskoczy dopiero w maju, ale rzeczywistość nieco różni się od jego wyobrażeń. Niech przemówią za niego liczby.
Bramki: 4 (zaznaczmy: nie najgorszy bilans)
Asysty: 1
Zmarnowane sytuacje: 1252
Zmarnowane sytuacje przez to, że nie podał do lepiej ustawionego kolegi: 623
Noty: 6, 3, 6, 4, 3, 4, 5, 6, 4, 2, 3
Statystycznie dużo częściej Marco był oceniany poniżej noty wyjściowej, a to przecież duża sztuka, kiedy jest się ofensywnym piłkarzem drużyny, która wygrywa mecz za meczem. Paixao kojarzy nam się w tym sezonie z nonszalancją, niedokładnością, zdolnością do nieszablonowego zagrania, ale i skłonnością do marnowania setek. Marco, czas się ocknąć, bo Kuświk nie śpi.
SPRAWIĆ, BY WOLSKI CZĘŚCIEJ MIEWAŁ PRZEBŁYSKI
Nasze wspomnienie Wolskiego z czasów Wisły Kraków? Profesor co mecz. Lider. Gość, który ciągnie drużynę za uszy i co chwilę jeśli nie daje asysty, to sam kończy akcję, którą zazwyczaj samemu też rozpoczął. Wolski w Lechii? Sytuacje, o których napisaliśmy wciąż mu się zdarzają, jasne, ale raczej incydentalnie. Być może pies jest pogrzebany w głowie piłkarza – nie od dziś wiadomo, że pewność siebie nie jest najmocniejszą cechą Rafała. Wolak jest w stanie prawdopodobnie patrzeć z góry na innych piłkarzy Ekstraklasy tylko w sytuacji, gdy przerasta swoich kolegów z drużyny o głowę. Wśród piłkarzy o podobnym potencjale blednie. Rolą Nowaka będzie zbudowanie Wolskiego tak, by ten w kluczowych momentach brał na siebie odpowiedzialność, a nie zapadał się pod ziemię.
DOBRZE ZARZĄDZAĆ NIEGRAJĄCYMI
Idziemy o zakład, że Piotr Wiśniewski w takiej Koronie Kielce czy Górniku Łęczna robiłby za reżysera gry. W Lechii Gdańsk świętem jest, gdy w ogóle załapie się na ławkę. Haraslin czy Kovacević? Podobna sytuacja, żaden z nich nie miałby najmniejszych problemów z regularną grą w 80% klubów, a w gdańskim zespole muszą liczyć co najwyżej na wejścia z ławki. Możemy sobie wyobrazić, że w przeludnionej kadrze zespołu Piotra Nowaka, znacznie więcej osób ma wymalowaną w oczach frustrację niż zadowolenie. A że szeroka kadra nie zawsze jest atutem i trzeba umiejętnie nią zarządzać – przekonał się już niejeden trener.
Nowak musi trzymać tę ekipę w ryzach, by nie przydarzył mu się na pokładzie żaden bunt, który mógłby rozwalić mu szatnię. Przy większości trenerów Ekstraklasy takie zadanie to i tak pewien luksus.
ZRYWAĆ Z TAKTYCZNYM HARAKIRI
W zasadzie ciężko tu mówić o konieczności zmian, bo Nowak zrobił już w tej kwestii bardzo dużo, raczej chodzi nam o kontynuację tego procesu. Jaka jest największa różnica pomiędzy Lechią z tamtego sezonu a obecną? Ogarnięcie taktyczne. Luki, które tworzyły się w tyłach gdańskiego sezonu, były mniej więcej takie jak terytorium Rosji. Doskonale pamiętamy przecież mecze, w których Nowak posyłał do boju tylko trzech zawodników potrafiących bronić – w 3-5-2 za defensywnego pomocnika robił przecież Chrapek (piłkarz ofensywny), a za wahadłowych Peszko i Flavio (piłkarze ofensywni). Oglądało się to kapitalnie, ale podejrzewamy, że Nowak w pewnym momencie mógł powiedzieć dość i zamiast kolejnych spektakli z zerowym dorobkiem, wybrać nieco mniej widowiskowe zdobywanie kompletu punktów. Ostatnio przekonał się do systemu z czwórką obrońców, pozycję w jedenastce zbudował sobie także odpowiedzialny za przecinanie akcji i zachowanie balansu Sławczew – Lechia z każdym kolejnym meczem coraz rzadziej gra na hura, wybiera raczej spokój i stabilizację.
I wygląda na to, że jeśli Lechia myśli o mistrzostwie, musi tę rozsądniejszą taktykę kontynuować.
Fot. FotoPyK