Reklama

Frankowski: Łudziliśmy się, że możemy wyeliminować Real

redakcja

Autor:redakcja

18 października 2016, 08:39 • 5 min czytania 0 komentarzy

Rok wcześniej osłabiona kadrowo Wisła nie dała rady Anderlechtowi. Cupiał wyciągnął jednak wnioski i na sezon 04/05 znowu przy Reymonta zmontowano polskie galacticos, gdzie nawet na ławce potrafili siedzieć kadrowicze. Choć Biała Gwiazda w decydującej fazie trafiła na Real Madryt, to wiara w drużynę była tak wielka, że nawet Królewscy nie przerażali. Rzeczywistość zweryfikowała marzenia, ale wstydu nie było. O dwumecz Wisła – Real zapytaliśmy Tomasza Frankowskiego. Zapraszamy.

Frankowski: Łudziliśmy się, że możemy wyeliminować Real

***

Była nuta ekscytacji po losowaniu, że za chwilę zagra się z wielkim Realem, czy jednak głównie rozczarowanie, bo tak mocny rywal w walce o Ligę Mistrzów?

Raczej to drugie. Dopiero co graliśmy o Ligę Mistrzów z Barceloną, a teraz z kolei Real. Jak pech to pech, znowu najtrudniejszy możliwy przeciwnik. Znacznie radośniej wspominam dwumecz z Barceloną, bo choć tam też odpadliśmy, to jednak walczyliśmy jak równy z równym. Z Realem w Krakowie może i utrzymywał się długo remis bezbramkowy, ale nie mieliśmy wielu szans, a końcówka należała do nich. Zszedł Ronaldo i wydawało się, że będzie trochę łatwiej, ale wchodzący Morientes udowodnił klasę i nas załatwił.

Reklama

Przed tamtymi meczami bodajże Maciej Żurawski powiedział – to tylko ludzie. Można ich pokonać.

Oczywiście, że mieliśmy wiarę w zwycięstwo, szczególnie, że prowadził nas świetny szkoleniowiec. Henryk Kasperczak zawsze umiał nas ustawić i mentalnie nastroić.

To jak was wtedy ustawił i nastroił?

Trener Kasperczak na każdym rywalu koncentrował się w jednakowo dokładny sposób, do bólu ingerując w taktykę i zaangażowanie każdego piłkarza, bez względu na to czy był to Puchar Polski z Tłokami Gorzyce czy Real Madryt. Jeśli przegrywaliśmy z kimś niżej notowanym, to nie była to wina Kasperczaka, tylko nasza. Wtedy z autentyczną wiarą zaczęliśmy mecz, ale w miarę upływu czasu widać było, że to nie nasz kaliber. W lidze wygrywaliśmy po 4:0, łatwo było złapać pewność siebie, ale zawodnicy pokroju Roberto Carlosa, Zidane’a, pokazywali nam miejsce w szeregu. Chcieliśmy walczyć, ale gdzieś zawsze dawali nam piłkarsko odczuć, że są lepsi od nas, przynajmniej ja tak to odebrałem grając na Waltera Samuela i Helguerę.

Screen Shot 10-18-16 at 09.36 AM

Źródło: 90minut.pl

Reklama

Trochę musiał się pan wtedy przestawić. Zamiast okazji za okazją, wyczekiwanie na jedną jedyną.

Żyłem zawsze z podań napastników, a nasi ofensywni gracze musieli ciężko pracować w obronie. Na przykład Mirek Szymkowiak rzadko mógł sobie pozwolić na ofensywne wejścia, bo po prawym skrzydle biegał Figo – nie mogliśmy kogoś takiego zostawić 1 na 1 samemu Mijailoviciowi. Z lewej to samo, ktoś musiał pomóc Marcinowi Baszczyńskiemu. Z tego powodu cierpiała gra ofensywna i nie przypominam sobie, bym oddał choć jeden kąśliwy strzał na bramkę Casillasa. Zdecydowanie lepsze wspomnienia mam ze starć z Interem czy z Parmą, gdy bronił tam jeszcze Buffon.

277861377_2_1000x700_bilet-wisla-krakow-real-madryt-2003-4-dodaj-zdjecia

Źródło: OLX.pl

Który zawodnik Galacticos zrobił na panu największe wrażenie?

Figo. Szczególnie w rewanżu robił co chciał, szalał. Dwie bramki na Bernabeu strzelił Ronaldo, on więc również. No i doceniam również wspomnianych Samuela i Helguerę, nie dali mi pograć. Szacunek dla nich.

A obecny trener „Królewskich”, Zidane?

Zidane’a spotkałem pierwszy raz w barwach Strasbourga. Graliśmy w pucharze, wchodził wtedy dopiero do wielkiej piłki w barwach Bordeaux, ale od razu widać było, że będzie świetnym piłkarzem. Z nami nie zapadł mi może w pamięć jakimiś spektakularnymi akcjami, ale klasę boiskową się zauważało. No i wymiana koszulki meczowej – od potu była tak mokra, jakby właśnie rozegrał nie mecz piłki nożnej, tylko wodnej.

Jak do was podeszli? Była pełna uwaga, czy jednak pojawiała się jakaś nuta lekceważenia?

Nie sądzę by nas lekceważyli. To była ostatnia runda gry o Ligę Mistrzów, także nie wyobrażam sobie, żeby poluzowali sobie choć trochę. Może gdy prowadzili rewanżu dało się wyczuć u nich pewne rozprężenie, ale to normalne kiedy wynik jest ułożony. Póki jednak w Krakowie było 0:0, grali na sto procent możliwości. Trochę chronili ich też sędziowie, ale to normalne, że arbitrzy bronią najlepszych. Pamiętam przy jednym faulu na Beckhamie sędzia podbiegł do naszego pomocnika i pogroził w stylu: „uważaj co robisz! Nie grasz przeciwko jakiemuś ogórkowi!”. Nas w lidze też starali się chronić, bo byliśmy najlepsi, tak samo jest w piłce światowej – trzeba chronić tych, którzy dają spektakl co tydzień.

Jaka była atmosfera w szatni po porażce w Krakowie?

Dotarło do nas, że łudziliśmy się, że da się wyeliminować Real Madryt. Sprowadzili nas na ziemię.

Z jakimi myślami jechaliście na Bernabeu?

U zawodowego sportowca zawsze jest nadzieja. Myślało się, że może coś wpadnie, a strzelony gol wprowadzi panikę w szeregach rywala. Mecz rewanżowy okazał się jednak tylko potwierdzeniem różnicy klas, szybko wybili nam z głów marzenia o sukcesie.

Zgodzi się pan, że to była najmocniejsza Wisła za czasów Cupiała?

Myślę, że tak. Choć bliżej awansu byliśmy z Panathinaikosem, to ta z 2004, która wciągała ligę nosem, wygrywała mecze w cuglach i stawiła czoła Realowi, miała największy potencjał.

Ale wkrótce pucharowa przygoda zakończyła się klęską z Dinamem Tbilisi.

Przegraliśmy wtedy głowach. Przed dwumeczem z Realem graliśmy z mistrzem Gruzji i wygraliśmy 11:3, więc byliśmy przed Dinamem stuprocentowo przekonani, że ich wyeliminujemy nawet na stojąco, nie biegając. Pojawił się element lekceważenia i przespaliśmy pierwszą połowę w Krakowie, gdzie powinniśmy rozstrzygnąć wszystko. Absolutnie nie mam pretensji do trenera Kasperczaka, pamiętam odprawę przed Dinamem i poprowadził ją w tym samym tonie, co przed Realem Madryt.

Jakie ma pan przewidywania przed Real – Legia?

Kontrowersji nie będzie, gdy powiem, że wiele nie oczekuję. Chciałbym, żeby to była honorowa porażka, po walce. Mam nadzieję, że nie będzie powtórki z BVB.

Na konferencji prasowej Zidane powiedział: „Gramy z Legią w tych samych rozgrywkach, wiec jesteśmy na tym samym poziomie. Szanse 50 do 50.”

Wielka kurtuazja, chyba, że chce dać szansę drugiemu zespołowi, może wtedy byłoby 50 na 50. Nie sądzę jednak żeby Ronaldo chciał z Legią usiąść na ławce. Jestem przekonany, że będzie chciał wejść od początku i strzelić co najmniej trzy bramki. Morata i Benzema, jeśli dostaną szansę, też będą przecież chcieli postrzelać. Ale w sporcie zdarzają się sensacje, niespodzianki, grając przeciwko słabszemu nie zawsze wszystko wychodzi. Całym sercem będę dziś za Legią, by wyrwali remis, ale oni muszą grać nie tylko sercem – przede wszystkim nogami.

Źródło zdjęcia czołówkowego: kolekcjabiletow.pl

Najnowsze

Anglia

Duński piłkarz walczył z depresją. Teraz jest znanym ekspertem

Patryk Stec
5
Duński piłkarz walczył z depresją. Teraz jest znanym ekspertem

Komentarze

0 komentarzy

Loading...