Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

05 października 2016, 09:58 • 5 min czytania 0 komentarzy

Gdy Polska przegrywa mecz, od razu wiemy, że zawiódł system szkolenia w naszym kraju, który nie potrafi dostarczyć reprezentacji utalentowanych zawodników. Gdy Polska mecz wygrywa, to w pierwszej kolejności zasługa zachodnich szkoleniowców, którzy prowadzą naszych piłkarzy w klubach. Gdy polski trener odnosi sukcesy, to zazwyczaj efekt wysokich umiejętności jego piłkarzy, gdy zagraniczny – zasługa jego nowatorskiej wizji i świeżych pomysłów taktycznych. Wymieniać tak można by jeszcze długo, kończąc na sprawie obecnie szeroko dyskutowanej w całej Polsce.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Gdy na stadionie dochodzi do złamania prawa, winny jest Bogusław Leśnodorski. Gdy jest spokojnie, to się po prostu dzieje, bez niczyjego wkładu, bez niczyich zasług.

W świetle konfliktu między Bogusławem Leśnodorskim a Dariuszem Mioduskim, w którym pretekstem do bezpośredniego starcia stały się dymy na meczu z Borussią Dortmund po raz kolejny Polska zastanawia się, jak poradzić sobie z kibolami. Generalnie linię sporu można by zakreślić mniej więcej tak jak poniżej.

Po jednej stronie są badania prof. Clifforda Stotta, angielskiego autorytetu w kwestii bezpieczeństwa, wielkiego propagatora polityki mądrego dialogu z tłumem. Po drugiej przekonanie, że z bydłem się nie dyskutuje. Po jednej stronie są lata praktyki dr. Dariusza Łapińskiego z PZPN-u, który przyłożył rękę między innymi do organizacji Euro 2012, po drugiej przekonanie, że z bydłem się nie dyskutuje. Po jednej stronie są naukowcy z Uniwersytetu Gdańskiego, z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, dr Seweryn Dmowski, obecnie pracujący w Legii, którzy za każdym razem podkreślają negatywne skutki polityki bezwzględnej wojny z kibicami, po drugiej – sami wiecie.

Po jednej stronie są doświadczenia polskiej policji podczas Euro 2012, gdy udało się poskromić nawet niepokornych Chorwatów (przede wszystkim przez umiejętne schodzenie z pola widzenia tamtejszych chuliganów, co okazało się wpływać na nich kojąco). Doświadczenia klubów, które doskonale radzą sobie z bezpieczeństwem na swoich stadionach, by wspomnieć poznańskiego Lecha. Doświadczenia naukowców, którzy przebadali Europę od Anglii po Słowację, a którzy to podkreślają – wyrozumiała nawet dla porywczych fanatyków polska policja podczas Euro 2012 działała lepiej niż bezwzględna i bezlitosna francuska policja cztery lata później.

Reklama

Po drugiej stronie są wielcy zwycięzcy sporów z kibicami, Radosław Osuch, Jacek Bednarz, ITI i wiele innych podmiotów, które doskonale poradziły sobie z wymianą „chuliganów” na „rodziny z dziećmi”. Ba, po tej stronie możemy dać nawet West Ham United, który po przeprowadzce na Stadion Olimpijski zaczął ostrzej respektować regulamin stadionowy wywołując dwie przepychanki w pierwszych czterech meczach (nota bene – chyba brutalniejsze niż na Legii, bo tam zamiast biegania w kominiarkach były trzy szybkie cepy między kibicami). W efekcie klub obiecał zwiększyć starania o utrzymanie poziomu zadowolenia u wszystkich kibiców, nie tylko „klientów”, jak określano widzów w poradnikach dla nowej załogi stewardów na obiekcie. Polityka „zero tolerancji dla kibiców, stadiony dla klientów” na meczach „Młotów” utrzymała się niecały miesiąc.

Niechętnie przyznaje to nawet policja, przyznają to nawet lewicowi komentatorzy wskazując, że mniej zdecydowana postawa policji wobec zakapturzonych uczestników Marszu Niepodległości w 2015 roku okazała się rozładować napięcie i zmniejszyć liczbę incydentów wokół manifestacji.

Mamy więc dwie wizje, albo raczej: mamy jedną wizję i brak wizji. Wizja jest niedoskonała, bo skoro mniejsze czy większe dymy dotyczą Premier League (wspomniany West Ham United), Bundesligi (chuligani Koeln biegający w kominiarkach po murawie, podobny rajd w kierunku kibiców gości na meczu Eintrachtu z Darmstadt, dym Schalke z Borussią pod stadionem, to są incydenty tylko z ubiegłego roku!) czy ligi włoskiej, to z pewnością będą się zdarzać w biedniejszej Polsce. Czy to znaczy, że środowisko piłkarskie jest bezradne? Nie. To znaczy, że może ograniczyć incydenty, na przykład tak, jak Bogusław Leśnodorski ograniczył incydenty związane z wywieszaniem flag z zakazanymi symbolami, albo może spróbować „rozwiązać problem raz na zawsze”. To drugie rozwiązanie wprowadził na przykład chorwacki związek piłkarski, ten sam, który nawet podczas Euro 2016 musiał cierpieć za kibiców bombardujących murawę racami na złość działaczom.

Gdy policjant poprosi: „przepraszam, czy mógłby pan zejść z jezdni” prawdopodobnie delikwent przeniesie się na chodnik (byłem świadkiem). Gdy jego kolega rzeczowo zakomunikuje, żeby „kurwa wypierdalać z tej jezdni”, to za moment miał na jezdni nie dziesięć, a sześćdziesiąt osób (byłem świadkiem). Gdy klub wymierzy zakazy zidentyfikowanym ludziom, którzy dopuścili się bójek na stadionie, prawdopodobnie kibice co najwyżej zbiorą na adwokata dla nich. Gdy klub – jak kiedyś Wisła – będzie chciał rozdać zakazy wszystkim obecnym na sektorze, w którym doszło do zadym – wkrótce nawet „pikniki” poczują sympatię do tych „niesłusznie wyrzuconych”.

Warto przy tym pamiętać – polityka dialogu nie polega na tym, że dilerzy narkotykowi nakazują prezesowi klubu przygotowanie specjalnych klubowych torebek na amfetaminę. Polityka dialogu to nie klęczki przed „grupami kibicowskimi”, co udowadnia ilość zakazów rozdanych przez Legię i po Jagiellonii, i po Borussii. Polityka dialogu ma swoje granice i – jak to dialog – często opiera się na kompromisach, czasem bardzo kosztownych dla obu stron.

Może wszyscy się mylimy, może Bogusław Leśnodorski nie ogranicza, ale potęguje wybryki, tworzy im sprzyjający klimat, może daje palec, a oni (albo raczej my, kibole) pożerają rękę. Niewykluczone, wiem że bywamy patologiczni, jestem świadomy wielu wad środowiska, którego częścią się czuję. Ale sęk w tym, że w swoich działaniach dotyczących kibiców prezes Legii opiera się na badaniach naukowców z międzynarodową renomą, na pozytywnych doświadczeniach ludzi z PZPN-u idących tą ścieżką, na tym, co od lat głoszą ci, którzy zdecydowali się na badanie środowiska kibiców w sposób naukowy. Innymi słowy – nawet jeśli jego decyzje są intuicyjne i oparte na fascynacji postacią wytatuowaną na ręce, bez trudu znajdzie dziesiątki źródeł i fachowych argumentów uzasadniających ten krytykowany dialog.

Reklama

Druga strona może się oprzeć co najwyżej na refleksjach najsłynniejszych wojowników z kibolstwem. Niestety, na razie jeszcze niewydanych przez żaden z uniwersytetów.

Najnowsze

Felietony i blogi

1 liga

Chłopak z Bronksu. Jakub Krzyżanowski to nowy diament Wisły Kraków

Szymon Janczyk
23
Chłopak z Bronksu. Jakub Krzyżanowski to nowy diament Wisły Kraków

Komentarze

0 komentarzy

Loading...