Reklama

Piłkarz jak samochód z komisu? Za kulisami testów medycznych

redakcja

Autor:redakcja

04 października 2016, 14:43 • 17 min czytania 0 komentarzy

„Zawodnik przechodzi testy medyczne w klubie X”. Często taki krótki komunikat, jeszcze przed ogłoszeniem podpisania umowy transferowej, dla kibica klubu X oznacza ni mniej ni więcej, a to, że kroi się długo oczekiwane wzmocnienie składu. I w większości przypadków dokładnie tak jest. Wraz z doktorem Krzysztofem Pawlaczykiem, członkiem zespołu medycznego PZPN i lekarzem koordynatorem w Lechu Poznań postanowiliśmy więc zajrzeć za kulisy tych osławionych testów medycznych i dowiedzieć się, jak to wszystko wygląda z bliska. Co można zrobić, by zapobiec takim tragediom jak te Marca-Viviena Foe czy Antonio Puerty sprzed lat? A co może zadecydować o wstrzymaniu się z transferem, jak to było tego lata choćby w przypadku niedawnego uczestnika finału Ligi Mistrzów Nevena Suboticia, który jednak oblał podobne testy w beniaminku Premier League Middlesbrough.

Piłkarz jak samochód z komisu? Za kulisami testów medycznych

IMG_0113doktor Krzysztof Pawlaczyk

W artykule na temat testów medycznych w Four Four Two porównywano kupno zawodnika do kupna samochodu z komisu. Jeśli sprawdzimy go dobrze w autoryzowanym salonie, jest szansa, że nie damy się naciągnąć na bubel.

Nie przepadam za uprzedmiotawianiem zawodników, bo to są przede wszystkim fantastyczni ludzie, pasjonaci, a tylko najlepsi odnoszą sukces w zawodowej piłce nożnej. Ale tak, w taki sposób można zobrazować to ryzyko, każdy z transferowanych zawodników ma za sobą kilka lub kilkanaście lat gry, dziesiątki lub setki rozegranych meczów. Nie mamy tak komfortowej sytuacji, jak normalni konsumenci, którzy kupują w sklepie nowy, nie używany wcześniej sprzęt elektroniczny. Nikt nie da nam żadnej rękojmi, gwarancji, niczego takiego. W naszym gronie niedawno dyskutowaliśmy, że nie ma dużego ryzyka przy zakupie sprzętu firmy A bo istnieje możliwość zwrotu do sklepu i zakupu sprzętu firmy B. Niestety, jeśli zaryzykujemy zakup zawodnika A, to nie możemy go zwrócić, wymienić, bo jednak wolimy zawodnika B.

Jest w ogóle możliwe, by do polskiego klubu trafił zawodnik bez jakichkolwiek problemów zdrowotnych? Czy transfer to bardziej kwestia oceny, na ile poważne są te, które ma?

Reklama

Nie ma zawodnika, który wszedł w seniorską piłkę i nie miał nigdy żadnego urazu w bliższej lub dalszej przeszłości, nie ma żadnej dolegliwości. Chyba, że zaczął grać miesiąc temu (śmiech). I to nie jest kwestia budżetu transferowego Lecha Poznań w porównaniu na przykład do Barcelony. Wszyscy znamy przypadek Messiego, kiedy przez kilka tygodni dyskutowano o tym, czy ma alergię pokarmową. Kwestia słynnych wymiotów w trakcie meczów. To pokazuje, że zdarzają się podobne problemy na każdym poziomie. Tylko że na jednym będzie nim złamanie nogi, bo na mniejsze rzeczy nie zwraca się uwagi, a na innym będzie to przykładanie wagi do tego, czy piłkarz być może jest uczulony na jakiś rodzaj pokarmu, mąki. W lidze hiszpańskiej różnice będą najprawdopodobniej na poziomie ułamka procenta, a na niższym poziomie w okolicach kilku, kilkunastu procent. Im większa wartość zawodnika i wyższe jego umiejętności, tym jakakolwiek niesprawność, dolegliwość fizyczna powoduje bardziej widoczny defekt. Porównywał pan to do samochodu, więc zostając przy tej analogii – są auta, które nie mają klimatyzacji i to nikomu nie będzie przeszkadzało. Ale jeśli samochód miał sprawną klimatyzację i porosła grzybami, przez co zaczynamy kichać jadąc takim samochodem, to raczej lepiej udać się do serwisu i tę klimatyzację odgrzybić.

Tylko że z samochodami używanymi jest tak, że jeśli kupi pan od dealera sprzedającego samochody nowe i używane marki A, on też daje jakąś gwarancję. Owszem, przy używanym krótszą niż na nowy, ale w przypadku transferów jej nie ma. Jakąś formą zabezpieczenia jest na pewno wypożyczenie. Patrząc z punktu widzenia lekarskiego, medycznego, jeżeli jest jakieś ryzyko bo zawodnik w ostatnim czasie mało grał, leczył kontuzję, to taka formuła transferu mocno ogranicza ryzyko klubu.

Z tej strony tak, ale podwyższa ryzyko, że zawodnik po roku, gdy dobrze się zaprezentuje, znajdzie sobie lepszego pracodawcę.

A i z opcją pierwokupu nie zawsze jest to wariant pewny, bo sam Piast Gliwice się niedawno przekonał, że ona nie zawsze coś daje. Bo piłkarz to nie niewolnik. Ryzyko po prostu jest przerzucone gdzieś indziej. Ale nadal jest. U nas takim zawodnikiem wypożyczonym był Darko Jevtić. Wiedzieliśmy już dzięki okresowi wypożyczenia, jakie problemy się pojawiają i jak to wygląda w perspektywie czasu, dlatego ryzyko transferu definitywnego z perspektywy medycznej było mniejsze.

Jak często zdarza się, że transfer nie dochodzi do skutku ze względu na „oblane” testy medyczne?

Mimo wszystko rzadko, w ciągu roku czasem nie zdarzy się nawet jeden przypadek „oblanych testów medycznych”. Częstość takich sytuacji to około jeden na trzy lata. Z bardzo prostej przyczyny – jeśli zawodnicy są obserwowani przez dział skautingu, a to polega między innymi na informacji o tym, ile zagrał meczów na ile możliwych, czy był kontuzjowany. Jeżeli już trafia do nas piłkarz, taka informacja jest bardzo istotna.

Reklama

Testy medyczne są z założenia objęte tajemnicą medyczną, dotyczą zawodnika testowanego i zainteresowanych klubaów. Nie ma możliwości abym podawał konkretne nazwiska zawodników, ale było kilka sytuacji, w których pojawiały się ważne znaki zapytania. Coś, czego zawodnik nie zgłaszał, świadomie lub nieświadomie, a co podczas testów wykrywaliśmy. Niekoniecznie zawsze taki transfer kończył się podpisaniem kontraktu.

Czy lekarze mogą postawić w takim przypadku weto?

Możemy, musimy zgłosić, że jest bardzo duże ryzyko urazu lub że w naszej ocenie w przeciągu roku-dwóch lat coś się może wydarzyć, ale decyzja ostateczna należy do klubu. My jesteśmy organem doradczym. Podam pewien przykład, ale bez posługiwania się nazwiskami, dobrze?

Jasne.

Parę lat temu trafił do nas zawodnik, który był po dość ciężkiej kontuzji. Okazało się, że wiedział o niej tylko zawodnik i jego menedżer, nie miał o tym pojęcia nawet jego poprzedni klub, bo wydarzyła się pod koniec sezonu. Podjęliśmy ryzyko jako klub. On grał cały czas, był jednym z twardszych zawodników, z jakimi miałem do czynienia. Takim, któremu musiałoby „urwać nogę”, żeby nie wyszedł na boisko. Dobrze się z nim współpracowało, bo jak tylko coś mu dolegało, od razu to zgłaszał. Aczkolwiek często podejmował ryzyko – do którego miał prawo – świadom tego, że przykładowo może powstać np. staw rzekomy. Nie jesteśmy w stanie takiego zawodnika powstrzymać, możemy mu teoretycznie wstrzymać zdolność do gry, ale to jest jego kariera, jego zdrowie. Dopóki trening, udział w meczu nie grozi ciężkimi powikłaniami, zawodnik jak każdy z nas ma prawo podjąć ryzyko. Tego zawodnika nie ma od dłuższego czasu w Lechu, został wytransferowany, ale tak jak mówiłem – ryzyko było początkowo bardzo duże.

Generalnie trudno jest przyjąć zawodnika z przewlekłą kontuzją, ale jak spojrzymy na przypadek Paulusa Arajuuriego, gdzie byliśmy świadomi, że jest po poważnym zabiegu, w trakcie rehabilitacji, ale mimo wszystko nasza ocena była taka, że jeśli się wyleczy, to przebyty zabieg nie powinien być większą przeszkodą w systematycznej grze na wysokiej intensywności. No i Paulus gra w Poznaniu, myślę że patrząc na przestrzeni ostatnich dwóch lat, jest jednym z równiej grających zawodników. Zdarzają mu się kontuzje, ale nie takie, które eliminują go na trzy czy sześć miesięcy.

A sytuacje odwrotne? Gdy ryzyko było oceniane jako małe, zawodnik grał, a jednak, mówiąc kolokwialnie, się „posypał”?

Tu możemy się posłużyć przykładem Sisiego, który w Korei grał cały czas i nie było z jego zdrowiem problemów, choć w badaniach – wykonano rezonans magnetyczny – kolano nie było w najlepszym stanie. Ale podjęliśmy decyzję o podpisaniu z nim krótkoterminowego kontraktu. Okazało się jednak, że w naszej ekstraklasie obciążenia były dużo większe niż w przypadku ligi koreańskiej i miał przez to dużą trudność. Dlatego mimo wszystko łatwiej nam transferować zawodników z ligi polskiej, bo mamy z reguły dużo lepszą możliwość wglądu w przeszłość tego zawodnika.

W tej kwestii jest między lekarzami klubowymi pewnego rodzaju przepływ informacji?

Może nie tyle między lekarzami klubowymi bo obowiązuje nas tajemnica lekarska, ale każda drużyna ma swoich analityków, statystyków, którzy są w stanie prześledzić ostatnie np. trzy lata. Jak często ten zawodnik grał, nie grał, czy było to spowodowane kontuzjami. Musimy mieć świadomość tego, że Lech kupując piłkarzy z polskich klubów, zwykle ściąga zawodników z przeszłością reprezentacyjną, którzy przewinęli się przez kadrę seniorską czy kadry młodzieżowe.

Jak takie badania mogą wpłynąć na kwotę transferową? Jest szansa obniżyć ją, jeśli dowiadujecie się czegoś, co nie było wiadome do tej pory, a jest kwestią problematyczną?

My podając informację: podczas badań stwierdzamy, że jest większe ryzyko, albo już doszło do kontuzji, o której nie mówiono, chyba dajemy możliwość negocjacji kwoty transferowej. Jednakże to nie jest pytanie do mnie.

Jako lekarze macie wpływ na to, kiedy klub opublikuje wiadomość, że zawodnik jest na testach? Bo wiadomo, że jeśli miałby ich nie przejść, a poszła już informacja, że mają one miejsce, to jest to skaza na jego CV.

W Lechu Poznań mamy prostą zasadę,  informujemy, że jest jakaś wątpliwość, ale tylko i wyłącznie klub i samego zawodnika. Wykonujemy wtedy dalszą diagnostykę, ale nie decydujemy o kwestiach komunikacyjnych. Naszym zadaniem jest pomagać zawodnikom, przekazać informację o jego stanie zdrowia przede wszystkim jemu, w relacji lekarz-pacjent, a także do klubu, który decyduje, co dalej. Na swoje nazwisko jako lekarz pracuję od dwudziestu lat i nie czuję potrzeby, by wyrabiać je sobie przez  „przecieki informacji” do mediów. Dla pracy lekarza, zarówno w szpitalu w warunkach klinicznych jak i w klubie najważniejsze jest dobro pacjenta, a szum medialny, czy czasem szukanie sensacji nie pomaga pacjentowi i nam lekarzom.

To teraz kwestia najważniejsza – jak takie przykładowe testy przebiegają?

Pierwszy punkt, który jest punktem nieodzownym, to ocena ryzyka sercowo-naczyniowego. Każdy zawodnik transferowany do pierwszej drużyny przechodzi dokładne badania układu sercowo-naczyniowego. I nie robi tego przypadkowy lekarz w jakimś ośrodku prowadzącym diagnostykę chorób serca i naczyń, tylko od dłuższego czasu grupa wyselekcjonowanych lekarzy specjalistów, którzy mają do czynienia z profesjonalnymi sportowcami, mająca świadomość tego, że jak spojrzymy na serce sportowca, to ono wygląda inaczej niż serce kogoś, kto dla przykładu amatorsko uprawia jogging.

Podstawą naszego badania jest typowe badanie lekarskie – wywiad, badanie przedmiotowe. Każdy piłkarz przychodzący do Lecha Poznań ma bardzo dokładne badanie serca, wykonywane echo serca, EKG, próbę wysiłkową. Sprawdzamy w warunkach, nazwijmy to,„nieboiskowych”, co się dzieje z sercem i układem krążenia w momencie, w którym pojawia się wysiłek fizyczny. Staramy się odtworzyć warunki podobne do tych na placu gry – oczywiście nie będziemy nikogo trzymać na bieżni przez 90 minut, ale możemy stwarzać sytuacje, w których jest coraz ciężej, zmęczenie narasta. Sprawdzamy reakcję układu sercowo-naczyniowego na ten wzmożony wysiłek.

Jeśli mamy jakieś dodatkowe wątpliwości, to dzięki uprzejmości szpitali klinicznych w Poznaniu wykonujemy również badania wysoce specjalistyczne, na przykład rezonans magnetyczny serca, uzupełniające badanie naczyń i struktury serca. W razie konieczności, jesteśmy też przygotowani do wykonania koronarografii czyli innych badań. Na całe szczęście nie mieliśmy dotychczas przesłanek aby je wykonać, ale jeśli miałoby to zawodnikowi pomóc, to jesteśmy na toprzygotowani.

Czy możliwe jest, żeby takie badanie przed podpisaniem kontraktu dało stuprocentową pewność, że nie dojdzie do tragedii takich jak te Marca-Viviena Foe czy Antonio Puerty przed paroma laty?

Stuprocentowej pewności nie daje żadne badanie, to powie panu każdy lekarz. Tak jak medycyna idzie do przodu, tak pojawiają się nowe, innowacyjne metody. Przykładowo jeszcze kilka lat temu nie mówilibyśmy o użyciu rezonansu magnetycznego w diagnostyce samego serca, naczyń wieńcowych. W grę wchodzi bowiem coś, co nazywamy elementem czasu. To, co jest standardem w polskiej piłce, to w większości przypadków badania transferowe. To, co narzuci nam niedługo UEFA i to, nad czym pracuje obecnie zespół medyczny przy PZPN-ie pod kierownictwem doktora Jaroszewskiego, to kwestia badań okresowych. Może nie w aż tak rozbudowanej formie, ale będą wymagane dokładne badania od piłkarzy ekstraklasy, później niższych lig. Czyli będziemy sprawdzać, czy coś się nie wydarzyło, w trakcie ostatniego pół roku, roku, czy ryzyko, które w trakcie badań transferowych oceniamy jako niskie, nie wzrosło.

Takie badania dają nam poczucie bezpieczeństwa, że nie podejmujemy niekontrolowanego ryzyka, bo już coś się dzieje. Natomiast to, co się wydarzy po jakimś czasie, nie stanowi może wielkiej niewiadomej, ale jest  pewien procent przypadków, których współczesna medycyna nie jest w stanie zdiagnozować czy wykryć przed „zdarzeniem”. Tak, jaki będzie postępować rozwój medycyny, tak my będziemy się starać jak najdokładniej badać naszych zawodników, żeby ich zdrowie i życie było bezpieczne. Zawsze musimy też pamiętać o tym, że jest to określenie stanu na chwilę obecną. Załóżmy, transfer odbywa się 30 sierpnia 2016 roku, to jesteśmy w stanie ocenić stan zdrowia zawodnika na ten dzień, 30 sierpnia 2016 roku. Nie jesteśmy w stanie dokładnie określić, jak zachowa się stan kolanowy , gdy zawodnik zostanie poddany obciążeniom w okresie przygotowawczym. Oceniamy ryzyko na ten konkretny dzień, powiedzmy że jest małe, bo wszystkie kwestie relacji anatomicznych, pewnych struktur, są prawidłowe, a wcześniej zawodnik nie miał urazu tegoż stawu kolanowego.

Załóżmy że badanie sercowo-naczyniowe nie daje żadnych powodów do obaw, co dalej?

Dokładna ocena internistyczna. Dowiadujemy się o tym, czy ktoś w rodzinie chorował na choroby przewlekłe, dopytujemy o częstość infekcji. Zawsze staramy się dowiedzieć, czy zawodnik nie prowadzi „ryzykownego stylu życia”, kiedy zwiększa się ryzyko zachorowań np. na różne wirusy. U każdego z piłkarzy przeprowadzamy też bardzo dokładne badania krwi. Często słyszymy wręcz, jak piłkarze mówią, że tak dokładnych badań nigdy nie mieli. Jeśli na podstawie  przeprowadzonego wywiadu lekarskiego okazuje się, że piłkarz ma problemy z anginami, z zapaleniami ucha, jakieś problemy stomatologiczne, to wtedy organizujemy dodatkową konsultację stomatologiczną, laryngologiczną…

Ktoś zapyta: jak to, co ból zęba może mieć wspólnego z tym, że ktoś kopnie w piłkę prosto, czy krzywo?

Czasami wystarcza jeden martwy ząb, który jest źródłem stanu zapalnego w organizmie, żeby piłkarz nie był w stanie znieść wysokiego wysiłku, bo przy obniżonej odporności organizmu ten stan zapalny się uaktywnia. Piłkarz, każdy z nas, to składowa wielu małych elementów, które stanowią dopasowaną całość, jeśli choćby najmniejsza cząsteczka jest uszkodzona to rzutuje na funkcjonowanie organizmu jako tej całości. Zęby są w pewnym stopniu wykładnikiem stanu zdrowia ogólnego, własnego dbania o zdrowie i higienę osobistą. Nie jest tak, że każdy nasz piłkarz idzie do stomatologa, żeby to było zrozumiałe. Robimy to jeżeli mamy wątpliwości przy badaniu internistycznym lub gdy mamy jakieś dane z wywiadu. Ale to jest kwestia tego, że chcemy pomóc. Nie szukamy czegoś, co zdyskwalifikuje transfer, bo problem zębów da się w kilka dni rozwiązać. Wolimy  wiedzieć od początku jak najwięcej o zawodniku, wszystko o ile to kiedykolwiek jest możliwe, bo mamy świadomość, na co zwracać uwagę w trakcie sezonu.

W trakcie badań transferowych oceniamy też znajomość języka angielskiego, staramy się dowiedzieć o chęci nauki polskiego, próbujemy się dowiedzieć jak najwięcej o nawykach żywieniowych. Wbrew pozorom wywiad lekarski jest ukierunkowany na wiele aspektów. Jeśli widzimy, że ktoś zna słabo angielski, zgłaszamy to, jako przesłankę, że może mieć problem w komunikacji z drużyną i że jednym z priorytetów jest praca nad tym.

Co dalej?

Kolejnym etapem jest analiza ortopedyczna i tutaj mamy bardzo fajną sytuację, ponieważ współpracuje z nami wysoce specjalistyczny ośrodek. I jeśli piłkarz, przykładowo, miał kontuzję stawu barkowego, to mamy możliwość skorzystania z konsultacji jednego z najlepszych specjalistów w Polsce, docenta Lubiatowskiego z Rehasportu. Jeśli okaże się, że są problemy z kolanem, to również korzystamy nie z przypadkowego ortopedy, który ma czas i jest dostępny, tylko ze specjalisty wysokiej klasy, jednego z najlepszych w skali kraju.

Kolejnym elementem oceny ortopedycznej jest ocena fizjoterapeutyczna. Tutaj nasze podejście zmieniało się na przestrzeni ostatnich kilku lat, ponieważ w klubie był taki zwyczaj, że przynajmniej raz w ciągu roku była dokładna ocena stanu układu ruchowego, kostno-stawowo-mięśniowego u wszystkich zawodników. Taką ocenę wykonywaliśmy również u zawodników transferowych, jednak obserwując zdarzenia w ciągu ostatnich kilka lat, musieliśmy wziąć pod uwagę, że niektórzy zawodnicy na badania medyczne przyjeżdżali w trakcie lub po okresie urlopowym, nieprzygotowani w żaden sposób do submaksymalnego wysiłku. Większość piłkarzy próbowała podejść do tego dając z siebie wszystko i w tych sytuacjach od czasu do czasu zdarzały się przy ocenie drobne urazy, które np. eliminowały zawodnika częściowo z okresu przygotowawczego. Dlatego też doszliśmy do wniosku, że ocena dynamiczna możliwości zawodnika, musi być uzależniona od tego, czy zawodnik jest w treningu, rozpatrujemy każdy przypadek indywidualnie. Jest typowa ocena fizjoterapeutyczna, staramy się poznać historię urazów piłkarzy i tutaj w razie potrzeby możemy wykonać badanie ultrasonograficzne danego stawu czy też rezonans magnetyczny. Jednakże zdarza się, jak to u lekarza, czasami pacjenci pewne rzeczy może nie tyle starają się ukryć, ale nie zawsze chcą o wszystkim powiedzieć. Transferowany piłkarz może przemilczeć, że miał ciężki uraz stawu skokowego, a trudno też wykonywać skan całego ciała, bo nie jest to badanie na zasadzie osłuchania płuc, tylko rezonans magnetyczny. Nie wiem jak pan, ale ja nie chciałbym być badany rezonansem na przykład jadąc do trzech klubów po kolei i za każdym razem pozwolić skanować całe ciało. Skupiamy się więc na tym, co wiemy z historii kontuzji zawodnika i tym, co stwierdzamy w badaniu lekarskim.

badania

Czym różnią się testy bramkarza od zawodników z pola?

Jeśli chodzi o ogólny stan zdrowia, badanie jest zawsze to samo. Możemy uznać, że bramkarz nie będzie biegać 10 kilometrów w trakcie meczu, ale będzie mieć za to sytuacje, w których trzeba wybiec, szybko zareagować. Różnice są dopiero na poziomie analizy wyników badań, którą mamy później, patrząc na przykład na stan masy ciała, zawartość tkanki tłuszczowej, bo inne predyspozycje będzie mieć skrzydłowy, inne zawodnik środka pola, jeszcze inne stoper, czy bramkarz… Dopuszczamy to, że bramkarz będzie mieć więcej tkanki tłuszczowej niż lewoskrzydłowy.

Przy badaniu ortopedycznym u bramkarzy dużo uwagi kładzie się na dłonie, nadgarstki, stawy barkowe, ale nie wolno nam zapominać o pachwinach, kolanach. Bramkarz coraz częściej nie tylko ma kopać piłkę, ale musi to umieć robić. Myślę, że Matus Putnocky na przykład umiejętnościami czysto piłkarskimi bardzo pozytywnie nas zaskoczył. To jest niezły technik i myślę, że bez problemu dałby radę w polu.

Sprawdzani są tylko nowi zawodnicy z innych klubów, czy na przykład junior włączony do kadry pierwszego zespołu też?

Staramy się juniorów objąć dość dokładną analizą i niewątpliwie każdy z nich w przypadku Lecha Poznań znajduje się, powiedziałbym, pod „nadwrażliwą” opieką sztabu medycznego – fizjoterapeutów, lekarzy. Bo ci chłopcy chcą grać, nie odstawią nogi, chcą za wszelką cenę się pokazać. A często mogą to robić z dolegliwościami, o których nie chcą mówić, bo wiedzą, że wtedy mogą być czasowo odsunięci od treningów, podczas gdy mają „teraz, zaraz” szansę wskoczyć do składu, bo ktoś wypadł z powodu kontuzji czy innych zdarzeń. Poza tym nasi juniorzy są pod troskliwą opieką w Akademii Lecha Poznań. To nie jest tak, że przychodzi junior i jako że w akademii nic się nie działo, to zakładamy z góry, że jest okazem zdrowia. Tak jak każdego roku określa się ich umiejętności, tak jest też podstawowa pula przeprowadzanych badań. Jeśli wiemy, że ciągnie się za nimi jakaś historia dolegliwości, to staramy się to kolejny raz sprawdzić, wyjaśnić. Wbrew pozorom najczęstsze nie są kłopoty z sercem. Najpopularniejsza jest w tej chwili… alergia. Wielu lekarzy z ekstraklasy, I ligi powie, że to, na co często w okresie wiosenno-letnio-jesiennym narzekają zawodnicy, to katar, łzawienie oczu w kontakcie z trawą. Banalne rzeczy, które mocno utrudniają grę.

Jak w filmie Gol, z tym że tam główny bohater cierpiał na astmę.

Alergia jest takim wstępem do astmy, jeśli nie jest prawidłowo prowadzona. Drugim aspektem, który też powoli zaczynają widzieć i doceniać zawodnicy, jest kwestia odżywiania. Wielu z nich ma alergie pokarmowe, które mogą zakończyć się dolegliwościami żołądkowymi, ale i dużo ciężej, bo choćby tym, że zawodnik będzie odczuwał silny ból głowy, może mieć świąd ciała i nie będzie mógł się skupić na grze w piłkę. To jest właśnie to dokładanie kolejnych klocków do tego, na co my zwracamy uwagę i na co zwracają uwagę piłkarze. Coraz częściej ważniejszym elementem jest kwestia zaufania piłkarza do sztabu medycznego. Świadomość, że może się ze wszystkim zgłosić, a my będziemy się starali pomóc.

Część chyba mimo wszystko boi się zgłaszać problemy ze świadomością, że może to zakończyć ich karierę?

Większość piłkarzy ma rodziny, dzieci. To, że może się skończyć kariera zawodnicza jest indywidualną tragedią, ale być może jest również szczęściem tej rodziny, bo dalej będzie mógł obserwować, jak rosną jego dzieci. Patrzymy, jak można pomóc, jak wyeliminować ryzyko. A jeśli ono jest, najpierw rozmawiamy z zawodnikiem. Z założenia w ogóle nie rozmawiamy z prasą, telewizją, bo obowiązuje nas tajemnica lekarska. Zrozumcie, że nam nie wolno informować was o pewnych sprawach. Na to musi wyrazić zgodę sam zawodnik, to jest jego zdrowie. Czasami sami piłkarze nie chcą, żeby zawodnik przeciwnika wiedział, że na przykład to jest kontuzja lewej stopy, bo tylko naraża to go na dodatkowe ryzyko, na umyślny atak w ten słaby punkt.

Jako lekarz patrzysz na takie sprawy inaczej niż na przykład trener pierwszego zespołu, który, powiedzmy, potrzebuje danego zawodnika w meczu o tytuł?

Wiadomo, że trzeba umieć ocenić sytuację pod każdym aspektem i inaczej podchodzę do piłkarza z drobnym urazem nie uniemożliwiającym gry przed ostatnią kolejką, gdy gra się o mistrzostwo czy o puchary, a inaczej do zawodnika w pełni sezonu, gdy przed zespołem jeszcze kilkanaście meczów do rozegrania. Mój punkt widzenia to: jestem lekarzem i w piłkę mogą grać ci, którym trening, udział w meczu nie grozi pogorszeniem ich zdrowia, tym że skończy się to poważną kontuzją. Patrzę z perspektywy tego, co jest najlepsze dla zawodnika. Idea jest taka, że piłkarz który ma grać zawodowo w piłkę w klubie ma być po pierwsze piłkarzem zdrowym.

Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA

Zdjęcie główne – źródło: Lech Poznań / fot. Przemysław Szyszka

Najnowsze

Weszło

Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
2
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City
Polecane

Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

redakcja
3
Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

Komentarze

0 komentarzy

Loading...