– Potrzebowałem trochę czasu, żeby to przetrawić. Obrazy musiały się utrwalić w mojej głowie. Na pewno Euro to był dla mnie emocjonalny rollercoaster. Cały czas to we mnie w jakiś sposób siedzi. Mam świadomość, że zagraliśmy bardzo dobre mistrzostwa Europy i brakowało niewiele, żeby były jeszcze lepsze. Z drugiej strony, tak jak nie rozpamiętuję zbyt długo dobrych rzeczy, tak staram się patrzeć do przodu, gdy coś mi nie wyjdzie – mówi w dzisiejszym “Fakcie” i “Przeglądzie Sportowym” Jakub Błaszczykowski.
FAKT
“Fakt” rozmawia z Kubą Błaszczykowskim. Oto wątek kadry i Euro:
W czasie mistrzostw Europy 2016 był pan centralną postacią polskiej drużyny. Miał pan już czas, by spokojnie przemyśleć to, co się działo w trakcie tego turnieju, łącznie z niewykorzystanym rzutem karnym?
Oczywiście, myślałem o tym wszystkim. Potrzebowałem trochę czasu, żeby to przetrawić. Obrazy musiały się utrwalić w mojej głowie. Na pewno Euro to był dla mnie emocjonalny rollercoaster. Cały czas to we mnie w jakiś sposób siedzi. Mam świadomość, że zagraliśmy bardzo dobre mistrzostwa Europy i brakowało niewiele, żeby były jeszcze lepsze. Z drugiej strony, tak jak nie rozpamiętuję zbyt długo dobrych rzeczy, tak staram się patrzeć do przodu, gdy coś mi nie wyjdzie. (…)
Po Euro był jeszcze mecz z Kazachstanem. Traktuje go pan jako przydatny zimny prysznic?
Kiedy wygrywasz 2:0, a mimo to remisujesz, to naprawdę bardzo boli. Tego typu mecze wywołują sportową złość. Chciałoby się od razu zrewanżować. Z jednej strony można mówić, że to zimny prysznic, który był nam potrzebny, z drugiej – bardzo szkoda dwóch punktów. Szkoda, że spotkanie z Kazachstanem od kolejnego w eliminacjach oddziela miesiąc, w trakcie którego nie jesteśmy razem. Wydaje mi się jednak, że selekcjoner będzie wiedział, jak do nas dotrzeć po tym meczu. Pokazywał to zresztą wiele razy. Zapracował, żeby mieć do niego zaufanie.
Aco Vuković ma porachunki z Wisłą. Kiedyś omal nie doszło do rękoczynów z Radosławem Sobolewskim.
– Jakoś tak jest, że do największych “wrogów’ człowiek ma największy sentyment. Radek Sobolewski, drugi trener Białej Gwiazdy, to mój kolega z kursu trenerskiego. Postaram się, żeby tego meczu miło nie wspominał – mówi szkoleniowiec. Vuković przyznaje, że jest w stałym kontakcie z trenerem Magierą. – Ale za mecz z Wisłą biorę odpowiedzialność. Zrobię wszystko, by prezes nie musiał zwalniać trenera, który wygrał wszystkie mecze – dodaje z uśmiechem.
GAZETA WYBORCZA
FIFA dopytuje się o doping w Rosji.
Po lekkoatletach, ciężarowcach, kajakarzach i paraolimpijczykach przyszedł czas na piłkarzy. Państwowa agencja TASS poinformowała, że do związku przyszło pismo z FIFA z prośbą o wyjaśnienie afery dopingowej z udziałem 11 rosyjskich futbolistów. Ich nazwiska znalazły się w raporcie Richarda McLarena przygotowanym dla światowej agencji antydopingowej (WADA). Specjalna komisja, na której czele stanął kanadyjski prawnik, przed igrzyskami badała informacje o masowym stosowaniu dopingu w rosyjskim sporcie. Według jej ustaleń w latach 2012-15 zatuszowano 643 przypadki stosowania zabronionych środków w 30 dyscyplinach. Z tego powodu od występu na igrzyskach w Rio odsunięto ponad 130 zawodników i wykluczono całą reprezentację paraolimpijczyków.
Okazuje się, że wśród ujawnionych dopingowych oszustów są też piłkarze. Jiri Dvorak, szef departamentu medycznego FIFA, potwierdził, że federacja dostała z WADA informację o wykrytych oszustwach, ale ma zbyt małą wiedzę, by wyciągnąć ewentualne konsekwencje. Dlatego o wyjaśnienie zwróciła się do rosyjskiego związku. – Dotyczy to 11 zawodników – ujawnił Dvorak.
Wspaniały świat według Pepa Guardioli.
Bodaj najładniejszy hołd złożył Pepowi Guardioli brytyjski dziennikarz, który zapytał go niedawno na konferencji, czy zamierza zdobyć w bieżącym sezonie cztery trofea. Trener City żachnął się i poprosił o umiar, przypominając, że rozmowa dotyczy klubu z jednym ledwie półfinałem Ligi Mistrzów w swojej historii. A przecież mógłby jeszcze komentarz rozszerzyć. Przypomnieć, że w poprzednim sezonie piłkarze City ledwie wczołgali się na czwarte miejsce w Premier League, że z Pucharu Anglii odpadli w 1/8 finału (fakt, wystawili wówczas na Chelsea zgraję dzieciaków), że zatriumfowali jedynie w najmniej prestiżowym Pucharze Ligi, w dodatku nie zderzyli się tam z nikim z czołówki. Przeciętność. A jednak wystarczyło kilka tygodni, by wyspiarze ogłosili narodziny potęgi. Kilka tygodni i komplet dziewięciu zwycięstw, czyli rekordowa seria w dziejach klubu.
Kiedy Guardiola przylatywał do ligi angielskiej, słyszał, że podejmuje najtrudniejsze wyzwanie w karierze, spróbuje się bowiem z rozgrywkami morderczo konkurencyjnymi, w których każdy mecz jest bojem na śmierć i życie. I rzeczywiście, w wielkim futbolu zdecydowanie wyróżniają się one nieprzewidywalnością – tylko tam w minionych czterech latach mistrzostwo zdobywały cztery różne kluby (w Niemczech, Francji czy Włoszech wszechpanowały w tym okresie Bayern, Juventus i Paris Saint-Germain, w Hiszpanii Barcelonę tylko na chwilę zdetronizowało Atlético). Zwycięzcom Premier League rywale odbierali aż 29 proc. możliwych do uzbierania punktów, obrońcy tytułu staczali się do środka tabeli. Witano też Guardiolę trochę jak awangardowego artystę chcącego podbić umysły miłośników rozrywki prostej, oczywistej, znanej na pamięć. Czy jego podwładni zdołają nauczyć się piosenek, których jeszcze nie słyszeli? Czy w ogóle pojmą, o czym filozofuje?
SUPER EXPRESS
W “SE” także wywiad z Kubą Błaszczykowskim.
Kiedy ty przechodziłeś z Wisły do Borussii Dortmund, cała Polska żyła tym transferem. A teraz takie transfery polskich piłkarzy trochę spowszedniały, bo jest ich bardzo dużo.
To oznacza, że idziemy do przodu. Teraz polski piłkarz jest wreszcie doceniany. Z drugiej strony musimy sobie też zdać sprawę, że każdy zawodnik, który wyjeżdża za granicę, swoją postawą na boisku i poza nim będzie pracował na przyszłość innych zawodników. Świadomość u tych młodych piłkarzy jest inna niż wcześniej. Ci piłkarze wiedzą już, że cały czas muszą nad sobą pracować i mieć świadomość, że nigdy nie dojdą do doskonałości. Zawsze będzie coś do poprawienia. Cały czas będziesz miał poczucie, przynajmniej ja tak mam, że możesz być jeszcze lepszy.
Vuko przejdzie do historii Legii?
“Vuko” podkreśla, że jego rolą było, aby natchnąć piłkarzy wiarą i pewnością siebie. – Gdy w Krakowie dojdzie do sytuacji, że trzeba będzie pójść za przeciwnikiem do końca, to na pewno nie odpuszczą. Jesteśmy w lekkim dołku, ale Legia to Legia i jedziemy pod Wawel po trzy punkty. Jesteśmy jedynym klubem w Polsce, którzy nawet mając słabszy okres, potrafi awansować do Ligi Mistrzów. Poza tym myślę, że Wisła jest w jeszcze większym kryzysie niż my, bo oprócz problemów boiskowych mieli ostatnio ogromne kłopoty właścicielskie – dodał. Jeśli Legia Vukovicia wygra z Wisłą, to Serb zapisze się w historii stołecznego klubu jako szkoleniowiec ze stuprocentową skutecznością. Jeden mecz – jedna wygrana. Tyle że najpierw mistrzowie Polski muszą zwyciężyć.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
W “PS” rozszerzona wersja wywiadu z Kubą Błaszczykowskim. Jak zwykle – pełna klasa.
Nieczęsto się jednak zdarza, że nowy zawodnik dostaje opaskę kapitańską. Był pan zaskoczony?
Tak. Nie spodziewałem się, że trener Hecking od razu mi tak zaufa. Jednak po kilku rozmowach ze szkoleniowcem już wiedziałem, że złapaliśmy naprawdę dobry kontakt. Czułem zaufanie, a to dla zawodnika bardzo ważne, żeby mógł pokazywać swoje umiejętności. Zostałem wybrany do rady drużyny, a z powodu absencji dwóch zawodników byłem w ostatnich meczach kapitanem. To duże wyróżnienie, bo faktycznie nie zdarza się często. Pewnie miało znaczenie, że rozegrałem już sporo meczów w Bundeslidze i trener zapewne widzi we mnie jednego z liderów drużyny.
Sezon zaczął pan jako prawy obrońca. Była to dla pana niespodzianka?
Najważniejsze, że gram regularnie. Na początku sezonu, gdy kontuzjowany był Vierinha, trener powiedział, że chce, bym zastąpił go na prawej obronie. Dostosowuję się do potrzeb szkoleniowca i taktyki.
Thomas Tuchel, trener Borussii, powiedział ostatnio, że odszedł pan z Dortmundu, ponieważ nie chciał rywalizować z Łukaszem Piszczkiem, swoim przyjacielem, o miejsce na prawej obronie. To prawda?
Nie wiem, skąd się wzięło to zdanie trenera Tuchela. Tym bardziej, że nie rozmawiałem z nim od ponad roku, czyli momentu, kiedy poszedłem do Fiorentiny. Moje zdziwienie, gdy przeczytałem tę wypowiedź, było dość duże. Ale komentowanie tego to nie moja rola.
Dalej mamy tekst o Jacku Magierze. Jak w każdym innym tekście, nikt nie wypowiedział złego słowa o trenerze Legii.
Podobno nie ma człowieka, o którym nikt nie powie ani jednego złego słowa, ale ci, których denerwuje nowy trener mistrzów Polski dotąd się nie ujawnili. – Zaczynam nowy rozdział i nie wiem, co będzie. W myśl powiedzenia “człowiek planuje, Bóg się uśmiecha” – mówił ponad rok temu Magiera. Odchodził rozgoryczony, ale z obietnicą, że kiedyś wróci i poprowadzi pierwszy zespół. Dziś jest to przesądzone, dlatego na nowego trenera Legii z każdej strony płyną komplementy. Gdyby wyniki drużyny zależały od pochwal, 39-latek z Częstochowy nie przegrałby meczu. Za chwilę nastąpi zderzenie z rzeczywistością. Magiera podpisze kontrakt, pomagać mu będzie Aleksandar Vuković. Obaj mają Legię w DNA. – Dzięki niej mam to, co najcenniejsze. Na stadionie poznałem żonę, z którą mam dwoje dzieci. Największe skarby mojego życia zyskałem dzięki Legii i dlatego sentyment do tego klubu będę miał do końca życia. Nie wstydzę się, że wielu piłkarzy było ode mnie lepszych. Ale i głupszych. Dlatego nie dostali nagród, które mam ja. Jako piłkarz, w Polsce, wygrałem wszystko. Moje CV to powód do dumy – mówił Magiera.
Wdowczyk został zapytany o to, czemu jego drużyna nie gra jak… Polonia Ireneusza Króla.
Żałuje pan przedsezonowych deklaracji, że Wisła będzie walczyła o mistrzostwo? Teraz jest na ostatnim miejscu i trochę dziwnie brzmią tamte słowa…
Mam żałować tego, że Wisła powinna bić się o tytuł? Jeżeli w czubie tabeli jest – przy całym szacunku – na przykład Bruk-Bet Termalica, to równie dobrze powinna tam być Wisła.
(…) Jak to możliwe, że – jak sam pan zauważył – dysponująca całkiem solidnym składem, Wisła mogła przegrać w lidze siedem meczów z rzędu?
Długo by o tym mówić. Klub przechodził przez swoje problemy i my razem z nim.
A pamięta pan Polonię Warszawa za czasów niesolidnego właściciela Ireneusza Króla? Im gorzej było z finansami, z tym większą pasją zespół walczył na boisku.
Oczywiście historia zna takie przypadki, ale generalnie to są naczynia połączone. Jeśli klub jest dobrze zarządzany, dobrze funkcjonuje też drużyna. Problemy Wisły przełożyły się na grę zespołu. Do tego mieliśmy trudny kalendarz. Przegraliśmy raz, drugi, a kiedy się już wpadnie w dołek, to można się w nim zakopać, tym bardziej, że atmosfera wokół klubu nam nie pomagała.
Patryk Lipski opowiada o swojej nietypowej pasji, czyli o… malowaniu po murach.
Grafitti – skąd u 22-latka tak nietypowa pasja?
Brat mojej mamy, starszy ode mnie o sześć lat, jest w tym naprawdę dobry. Często maluje na murach, któregoś dnia, gdy miałem 17 lat, poszedłem razem z nim. Wzięliśmy puszki, znaleźliśmy opuszczony budynek, wtedy po raz pierwszy namalowałem napis “kawior”. Od tamtej pory coraz częściej chodziłem z nim na takie wyprawy.
Dlaczego “kawior”?
Wołano tak na mnie w Szczecinie. Na jednym z obozów nie chciałem nic jeść, trener stwierdził, że pewnie mamusia podaje mi w domu kawior. Tak już zostało. W Chorzowie to zanikło, zaczęli wołać na mnie “Lipa”. Początkowo w ogóle mi się to nie podobało, potem się przyzwyczaiłem. Na ścianach pozostał jednak “kawior”.
Można go zobaczyć na Śląsku?
Kiedy przyjechałem do Chorzowa, nie miałem już nikogo, z kim mógłbym się tu wybrać malować na murach, żaden z moich znajomych nie ma takich zainteresowań, dlatego czasem chodzę sam. Za obrazki się nie biorę, jeszcze jestem w tym za słaby. W tym roku wykonałem na Walentynki dla mojej dziewczyny napis “Żaneta”. Może nie był najlepszy, ale zrobiłem jej dużą przyjemność.