Sześć lat potrwał związek pomiędzy France Football i FIFA, którego corocznym owocem było wspólne przyznanie Złotej Piłki, jakkolwiek patrzeć najbardziej prestiżowej nagrody indywidualnej w piłce nożnej. Powiedzieć, że bywało przy kontrowersyjnie i dziwacznie, to jak rzucić, że Besnik Hasi nie do końca poradził sobie pracując w Legii. Niedopowiedzenie z rodzaju tych grubszych.
Wiadomo jakie były główne zarzuty wobec formuły, zgodnie z którą najlepszego z najlepszych wybierali kapitanowie narodowych reprezentacji zrzeszonych w FIFA, ich selekcjonerzy, a także dziennikarze z tych krajów. Po pierwsze: głosowanie na swoich ludzi zarówno z klubów, jak i z kadry, według sympatii, trochę jak na Eurowizji. Przykłady można mnożyć, ale nie szukajmy daleko, spójrzmy na trójkę wskazaną w zeszłym roku przez Roberta Lewandowskiego: Manuel Neuer, Arturo Vidal, Thomas Müller. Świetni piłkarze, bez dwóch zdań, ale szybciej byśmy uwierzyli chyba w niewinność Meresińskiego, niż w to, że “Lewy” kierował się wyłącznie kluczem jakościowym. Czy przy tak licznych wskazaniach na “swoich” można w ogóle zakładać, że głosowanie było wolne od nacisków? Śmiemy wątpić.
Po drugie: głosy z tzw. dupy. Przeglądając ich pełne zestawienie, niejednokrotnie można było natknąć się na prawdziwków, w przypadków których istniały tylko dwa wyjścia: albo brak telewizora i dostępu do internetu, co znacząco utrudnia śledzenie wydarzeń piłkarskich, albo chęć chwilowego zaistnienia w mediach. Szczególnie mowa o przedstawicielach egzotycznych federacji – taki selekcjoner Birmy w zeszłym roku postawił na trójkę: Kevin de Bruyne, Toni Kroos, Thomas Müller, jego kolega po fachu z kadry San Marino na Andresa Iniestę, Yayę Toure, Alexisa Sancheza, wg dziennikarza z Fidżi najlepszym piłkarzem na świecie był Javier Mascherano (zaraz przed Müllerem i Kroosem), a opiekun pakistańskiej reprezentacji wysunął na czoło kandydaturę Arjena Robbena (przed Benzemą i Ronaldo). Każdy ma prawo do swojego stanowiska, ale jednak suma tak niepoważnych zgłoszeń wpływała zniekształcała końcową klasyfikację.
Z tym już koniec. France Football wraca do korzeni, teraz cała władza znów będzie leżała w rękach dziennikarzy wskazywanych przez organizatora. To nie tak, że uważamy, iż ta grupa zawodowa na piłce zna się lepiej, niż trenerzy czy zawodnicy, jednak można zakładać, że FF tak zawęzi i dobierze grono głosujących, że znajdą się w nim tylko ludzie rozumiejący istotę plebiscytu.
To główna zmiana związana z odłączeniem się od FIFA (federacja przyznawać będzie swoją nagrodę, ale szczegóły jeszcze nie są znane). Ale są też inne nowinki:
– w ostatecznym głosowaniu wybierać będzie można z grona 30 piłkarzy (do tej pory liczyło one 23 nazwiska),
– organizator nie będzie, tak jak miało to miejsce do tej pory, ogłaszał finałowej trójki przed wręczeniem nagrody,
– wyniki będą ogłaszane jeszcze przed zakończeniem roku kalendarzowego, a nie w styczniu.
Nie szarżowalibyśmy ze stwierdzeniem, że nowa formuła znacząco wpłynie na układ sił, w którym głównymi faworytami do triumfu od lat są Leo Messi i Cristiano Ronaldo, aczkolwiek może być ciekawie. Na przykład na okładce “L’Equipe” wylądował ostatnio Antoine Griezmann, a przesłanie było proste: to właśnie ten gość zasłużył, by zostać wybrany najlepszym piłkarzem na świecie.