Reklama

Pala, von Heesen, Straka i Hasi. Najgorsi zagraniczni trenerzy w XXI wieku

redakcja

Autor:redakcja

21 września 2016, 08:52 • 10 min czytania 0 komentarzy

Besnik Hasi obrywa z każdej strony i bardzo słusznie, bo trudno powiedzieć coś o jego pracy dobrego, a przecież nie pracował tu jako wolontariusz. W pewnym momencie ta krytyka przybrała tak dużych rozmiarów, że zaczęliśmy się zastanawiać, czy w XXI wieku widzieliśmy sporo więcej słabych trenerów zza granicy w naszej lidze? Jeśli spojrzeć statystycznie, paru gagatków się znalazło, ale Albańczyk wciąż jest wysoko.

Pala, von Heesen, Straka i Hasi. Najgorsi zagraniczni trenerzy w XXI wieku

Stworzyliśmy ranking szkoleniowców zza granicy, którzy w tym wieku punktowali w lidze najsłabiej. Pod uwagę wzięliśmy tylko tych trenerów, którzy prowadzili swój zespół w takiej samej liczbie meczów ligowych co Hasi (dziewięć), lub większej, albo prowadzili więcej niż jeden klub, co daje już pogląd na ich warsztat. Ważne – do średniej zaliczają się tylko punkty na poziomie ekstraklasowym.

10. Quim Machado, Lechia Gdańsk (sezon 14/15, 9 meczów) – Średnia punktów na mecz: 1,33

Od niego miała zacząć się budowa nowej Lechii, zamiast tego od niego zaczęła się beka z Lechii. – Wierzę w swoją pracę i swój warsztat. Pochodzę z dobrej portugalskiej szkoły trenerów, która jest uznana na świecie, czego dowodem jest choćby fakt, że sześciu moich rodaków jest trenerami drużyn, które grają w Lidze Mistrzów – przekonywał Machado, a miało to tyle samo sensu, co gdyby każdy portugalski napastnik twierdził, że jest zajebisty, bo Ronaldo też. Machado świetny nie był, a zespół z Gdańska przez niego prowadzony to już w ogóle. Trener w lidze wygrała jeden mecz u siebie, z Podbeskidziem, kiedy to Richard Zajac chciał przelobować Makuszewskiego, ale zamiast tego trafił go w głowę i piłka wturlała się do bramki. Tak, niezwykle stylowe zwycięstwo, dobrze naoliwionej przez fachowca maszyny.

MECZ TOWARZYSKI: LECHIA GDANSK - PANATHINAIKOS ATENY 4:0 --- FRIENDLY FOOTBALL MATCH: LECHIA GDANSK - PANATHINAIKOS ATHENS 4:0

Reklama

Machado zwolniono po 9. kolejce, kiedy przegrał z Pogonią u siebie, co było trzecim meczem bez zwycięstwa Lechii. Co ciekawe, zrobił potem wynik w portugalskiej Tondeli, z którą awansował do tamtejszej ekstraklasy, ale w elicie już jej nie prowadził, bo skusił się na Vitorię Setubal. Tam też zaczął dobrze, jednak w pewnym momencie coś pękło i zespół nie wygrał już niczego do końca sezonu, notując 15 (!) meczów ligowych bez zwycięstwa. A Machado po sezonie zwolniono i teraz jest bez pracy.

9. Stanislav Levy, Śląsk Wrocław (sezon 12/13 i 13/14, 50 meczów) – Średnia punktów na mecz: 1,30

Zaskoczeni? Raczej sporo ludzi kojarzy Staszka jako gwiazdę internetowych produkcji i dość przeciętnego trenera, ale nie na tyle słabego, by znaleźć się w tym zestawieniu. A jednak, pod maską pijackiego eldorado krył się słabo punktujący szkoleniowiec, pod koniec jego Śląsk przez osiem meczów nie potrafił odnieść zwycięstwa. Choć pierwszy sezon miał co prawda dobry, bo przecież skończył go na podium, a zaraz na początku kolejnego ogolił Brugię, to jednak bliżej prawdy jest obraz Czecha walącego w ławkę i wyzywającego piłkarzy od pozorantów niż ten, kiedy wpada w ekstazę po pokonaniu Legii.

8. Bohumil Panik, Lech Poznań (sezon 02/03, 15 meczów) i Pogoń Szczecin (sezon 04/05, 9 meczów) – Średnia punktów na mecz: 1,29

– To doskonały teoretyk futbolu. Każdy, kto choć godzinę porozmawia z nim na temat piłki nożnej, jest po takim spotkaniu zauroczony jego wiedzą i fachowością – zachwalał trenera Radosław Sołtys, w tamtym czasie wiceprezes Lecha Poznań. Wszystko byłoby fajnie, gdyby praca szkoleniowca rzeczywiście polegała na przyjmowaniu gości i rozmawianiu o futbolu, wtedy wybór Czecha mógłby być trafny. Ale niestety, trener to niewdzięczna fucha i powinien mieć wyniki, a tych jakoś nie było – Panik przejął zespół na 11. miejscu i ani trochę sytuacji nie poprawił, bo Lech również na tej słabej pozycji finiszował. Współpracę więc zakończono, gdyż ten świetny teoretyk futbolu okazał się być słabym praktykiem.

Reklama

Choć z Liborem Palą (o nim później) chyba by się dogadał, a propos metod szkoleniowych. Kiedyś kazał piłkarzom na obozie w Hiszpanii spoglądać w bezruch Ocanu Atlantyckiego, co miało nauczyć ich koncentracji…

7. Besnik Hasi, Legia Warszawa (sezon 16/17, 9 meczów) – Średnia punktów na mecz: 1,00

Wszystko zostało powiedziane i napisane, ale zanim zostanie przetrawione minie jeszcze sporo czasu – dlatego teraz tylko w telegraficznym skrócie. Legia wymyśliła sobie trenera, którego rozszyfrowałby researcher z gimnazjum, bo wystarczyło prześledzić opinię o nim z Belgii i na pewno nie pojawiał się obraz człowieka, który może pociągnąć mistrza Polski do sukcesów. No i rzeczywiście, cudów nie było – Hasi nie zbudował sobie autorytetu, pieprzył głupoty w czasie wywiadów, a skład losował wrzucając karteczki do czapki. Awans do Ligi Mistrzów to z kolei zasługa współczynnika budowanego przez poprzedników i losowania. Żegnamy i prosimy nie wracać.

6. Drażen Besek, Zagłębie Lubin (sezon 04/05 i 05/06, 31 meczów) – Średnia punktów na mecz: 1,00

Podobno jeśli dzisiaj odwiedzi się Drażena Beska na Malcie (tam teraz pracuje) i powie mu: „Wisła Kraków”, to schowa się w szafie i nie wyjdzie z niej przez tydzień. Dlaczego? Za jego kadencji w Zagłębiu Lubin, Biała Gwiazda karciła go bez litości, w dwóch meczach ligowych ładującym Miedziowym 13 (!) goli, a tracąc przy tym jednego. Jeśli dodać do tego sześć sztuk od Cracovii, to Besek stolicy Małopolski chyba nigdy nie odwiedzi.

Jego pracę można podzielić na dwa etapy – na zapleczu umownej elity poradził sobie zgrabnie i pomógł Zagłębiu awansować, oraz po awansie, kiedy umiejętności mu zabrakło. Trudno coś więcej o Chorwacie powiedzieć – był, nie dal rady na naszym najwyższym poziomie, wyjechał pracować w ojczyźnie i w Chinach, teraz jest na wspomnianej Malcie. Słyszeliśmy o bardziej imponujących karierach trenerskich.

5. Thomas von Heesen, Lechia Gdańsk (sezon 15/16, 11 meczów) – Średnia punktów na mecz: 1,00

Facet chciał być kozakiem, mówić o wszystkim bez ogródek i tym budować swój autorytet, ale nie dość, że przesadzał, to poza groźnymi minami i ostrym językiem nie miał żadnego pomysłu na Lechię. Każda minuta z nim za sterami klubu była kompletną stratą czasu, punktów i pieniędzy. Kto wie, gdyby władze Lechii szybciej wpadły na Nowaka, zamiast najpierw forować Niemca, a potem jeszcze sprawdzać Banaczka, to na koniec zespół mógłby wdrapać się w tabeli jeszcze wyżej niż to ostatecznie zrobił. Nad morzem wolano jednak trwać prawie do końca roku przy Heesenie, który żegnał się z Lechią pięcioma porażkami z rzędu. Najbardziej z jego zwolnienia cieszył się chyba Sławomir Peszko, który nie miał u niego za łatwo, momentami trener był dla niego bezlitosny.

– Reprezentant Polski nie może grać na tym poziomie. Nie wiem, co się z nim dzieje. Albo zacznie grać swoje i koncentrować się na Lechii, albo zaczną grać za niego nasi młodzi zawodnicy.

Rozczarowujące były też zmiany, szczególnie Sławomir Peszko powinien wnieść więcej jakości, ale tak się nie stało.

Peszko był w kosmosie.

Jasne, pomocnik grał wtedy słabiutko, ale dziś z pomocą fachowca się odbudował. Niemcowi do takiego tytułu daleko.

MECZ 1/8 FINALU PUCHAR POLSKI SEZON 2015/16 --- 1/8 FINAL OF POLISH CUP FOOTBALL MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - LECHIA GDANSK

4. Josef Csaplar, Wisła Płock (sezon 05/06 i 06/07, 40 meczów) – Średnia punktów na mecz: 0,90

Początkowo pełen sukces – facet rozsądnie przekalkulował sobie, że w lidze na nic specjalnego Wisła Płock nie ma szans, więc przerzucił wszystkie siły na Puchar Polski. To zawsze trofeum, tym wypełnia się klubowe gabloty, a nie ósmym i dziewiątym miejscem. Csaplar swojego dopiął, bo Puchar Wiśle przyniósł, a jeszcze chwilę potem poprawił Superpucharem, który Wisła zdobyła na Legii, wygrywając tam pierwszy raz w swojej historii. Niestety, po tych sukcesach bańka prysła.

– Winę za spadek ponosi trener Josef Csaplar, oraz my, że nie potrafiliśmy szybciej się z nim pożegnać. Tak jak wcześniej wszystko zaplanował, odpuścił ligę by wygrać Puchar, tak potem się pogubił. Otoczył się przeciętnymi Czechami, nie reagował na to co się dzieję. Mieliśmy też pecha w kilku spotkaniach – ale tak to jest, gdy dobrze grasz szczęście ci pomoże, gdy grasz źle, to jeszcze kopnie w dupę – mówił rzecznik prasowy Wisły, Maciej Wiącek, który z klubem nie jest związany tylko zawodowo, ale po prostu od lat mu kibicuje.

Csaplar w drugim sezonie punktował słabiutko, rzeczywiście pożegnano go za późno, bo dopiero po 23. kolejce i Wisła z ligi spadła. Jak się później okazało – to był wjazd na spory zakręt dla tego klubu.

3. Frantisek Straka, Arka Gdynia (sezon 10/11, 11 meczów) – Średnia punktów na mecz: 0,82

CV przed przyjściem do Arki miał przyzwoite, bo trenował Spartę Praga, Viktorię Pilzno i reprezentację Czech – jasne, były to króciutkie epizody (choćby reprezentację prowadził jednokrotnie), ale zawsze, w sam raz na rolę strażaka. Niestety, zamiast wody facet używał oliwy. Na Arkę nie miał pomysłu i nie potrafił jej poukładać na tyle mądrze, żeby ta potrafiła wygrać więcej niż dwa mecze, a przecież była na to szansa, jeśli prowadzi się w derbach 2:0 w 88. minucie. Co można mu zapisać na plus to zaangażowanie, bo przy linii szalał, a na konferencji po spadku po prostu się popłakał.

Co ciekawe, po Arce znów zahaczył o przyzwoite kluby – Slavię Praga i Slovan Bratysława, z którym grał nawet w Lidze Europy.

2. Libor Pala, Lech Poznań (sezon 03/04, 5 meczów) i Pogoń Szczecin (06/07, 3 mecze) – Średnia punktów na mecz: 0,50

Pal sześć, kiedy trener jest dziwakiem, ale ma wyniki – dużo gorzej kiedy pod kopułą ewidentnie coś nie gra, a jeszcze rezultatów specjalnie nie widać. Czech w Polsce zawodził między innymi w Lechu, Pogoni, a Wisłę Płock to nawet spuścił do drugiej ligi. Jednak jego umiejętności trenerskie nie byłyby zaskoczeniem, bo wielu parodystów widziały nasze boiska, ale Pala wyróżniał się swoimi metodami pracy. Nie tolerował na przykład graczy niskich, poniżej 180 centymetrów wzrostu, więc Xavi, Messi i Iniesta nie stworzyliby u niego tria. Wierzył również w energię z kosmosu, co najlepiej obrazuje anegdotka, kiedy piłkarzowi skarżącemu się na ból żeber kazał przykleić pieniążek, który miał ściągać siły właśnie z kosmosu. Szokujące – nie, nie zadziało. Innym razem jego zawodnicy mieli wejść po kolana do morza i energię pobierać z wody. No, można byłoby te anegdotki mnożyć, ale wniosek zawsze będzie jeden – dziwak.

Inna sprawa, żę chyba polscy piłkarze mają za mało many, bo prowadząc drużynę z Bejrutu doprowadził ją do trzeciego miejsca w lidze Libanu.

1. Miroslav Copjak, Świt Nowy Dwór Mazowiecki (sezon 03/04, 10 meczów) – Średnia punktów na mecz: 0,40

Czech nie wygrał ze Świtem ani jednego meczu, do ekstraklasy wszedł tylko dlatego, że PZPN zweryfikował pamiętny baraż między jego zespołem, a Szczakowianką jako walkower dla tych pierwszych. Copjak i jego ekipa dostawała w elicie praktycznie od każdego, a kto zremisował ten uznawany był za największego frajera, po pięciu porażkach z rzędu trenera w końcu zwolniono.

Czech pracował później w niższych ligach i choć zanotował sukces, jak awans z Odrą Opole do drugiej ligi, to dał się poznać jako trudny człowiek. – Mam jedenastu piłkarzy na II ligę, a reszta to IV-ligowcy – powiedział po jednym ze spotkań, mimo że większość zawodników sprowadził właśnie on. Kibice mieli go dość, zadedykowali mu parę mniej lub bardziej wulgarnych piosenek (częściej bardziej), a jeden z piłkarzy po zwolnieniu głośno stwierdził, że zaraz otworzy szampana.

Ostatnio widziany był w Nadwiślanie Góra gdzie wytrzymał, a właściwie – wytrzymano z nim osiem miesięcy i pożegnano w marcu tego roku.

*

Miejsce specjalne: Martin Pulpit, Odra Wodzisław (sezon 09/10, 1 mecz) – Średnia punktów na mecz: 0

Choć nie łapie się do zasad, to trudno o nim nie wspomnieć, bo w Odrze wspominają go jako szkodnika sporych rozmiarów. Człowiek orkiestra, nie był bowiem tylko słabym trenerem, ale i fatalnym dyrektorem sportowym. Ściągnął Rodrigo Moledo, jednak zapomniał załatwić mu wizy, a za faceta trzy lata później Metalist Charków wyłożył pięć milionów euro, bo już w Polsce było widać, że jest kumaty. Dalej – sprowadził Daniela Bueno, który miał być darmowy, ale okazało się, że jego menadżer ma zarobić na tym transferze prawie 200 tysięcy euro, czyli dla biednej Odry wór pieniędzy. Poza tym, kopał dołki pod Ryszardem Wieczorkiem i specjalnie nie krył się z tym, że ma ochotę na fotel szkoleniowca.

– Pulpit miał ochotę pobawić się w trenera. Musiał pan to wyczuwać.

– Nie trzeba było czuć, wystarczyło popatrzeć jakich zawodników sprowadza. (…) Odeszli Korzym, Małkowski, jeszcze paru innych. Pulpit kilku w ich miejsce sprowadził, ale o nich już nie można było mówić jako o wzmocnieniach zespołu – mówił niegdyś w rozmowie z Weszło Wieczorek.

Pulpit dopiął swego, ale jego kariera potrwała zawrotne 90 minut – dostał w cymbał od Ruchu Chorzów i tyle go widziano. Musi mieć spore haki u siebie w ojczyźnie, bo po Odrze zanotował jeszcze cztery kluby, ostatnio zacumował w Pribramie. Bilans zabójczy – cztery mecze, cztery gongi, wszystkie do zera. Oczywiście, ciosy wymierzał rywal, nie Pulpit.

*

W takim właśnie towarzystwie wylądował były trener mistrzów Polski. Gość czerpiący energię z kosmosu, płaczący na konferencji, tyran bez warsztatu i on, Besnik Hasi. Każdy inny, wszyscy słabi, z tą tylko różnicą, że Albańczyk po nawet okrojonej odprawie pewnie będzie najbogatszy.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...