Dawno nie widziałem Paolo Rivera. Nie żebym tęsknił, ale zastanawiałem się cóż on sądzi o Legii, i o Lidze Mistrzów. I jak zwykle mnie nie zaskoczył. Bo nie tylko wie co jest, ale i co będzie. I zaprosił na seans – uwaga, będą grzybki…
– Wyobraź sobie, że mamy Rok Pański 202… Rozpada się Unia Europejska, ale Europejska Unia Piłkarska ma się dobrze. Okradła już wszystkich i ze wszystkiego, ale nieoczekiwanie Legia Warszawa, po powrocie z trzeciej ligi awansuje do pucharów…
Łąka pod lasem. Kiedyś miała tam być Akademia, teraz pasą się krowy. Trawa wyjedzona, polana zresztą końskim mocznikiem – baby zbierają tam dzikie pieczarki na strawę i szczaw. Ale na puchary sołtys przegania. Stawiamy słupki, poprzeczka zwisa ale z drugiej połówki ją widać, kałuże zasypuje się piachem. Chłopaki już są. Tylko siedmiu, reszta nie dostała wolnego z obory u bauera. Juniorzy są, ale mają wszawicę i weterynarz nakazał kwarantannę. To nasz klubowy doktor, chodzi ze stetoskopem i potrafi składać połamaną nogę…
Trenerem jest sędziwy pan Lucjan. Sprzęt mamy, koszulki jak cię mogę nawet, starczy rękawy podwinąć do łokci. Majty gorzej, przewiązane sznurkiem. Jedna piłka, sfatygowana, ale są chłopcy z nagonki, twarze przewiązane szmatami, przyniosą nawet zza rzeczki. Lubią demonstrować, bo ma przyjechać telewizja z powiatu. Piszą na brzuchach: ja chcę do Niemiec, ja chcę na roboty, dajcie mi wizę, jestem głodny, nie płacą… Ale to margines, bo kibiców mamy wspaniałych. Jak się dowiedzieli, że będą gościć UEFA, to przygotowali transparenty: przepraszamy za Jedwabne, za zbombardowanie Berlina, za Wołyń, przepraszamy i błagamy o wybaczenie… Błędów nie ma, pisze nauczyciel ze szkoły, co to ją zamknęli. Mamy wsparcie niebios – mułła zawsze błogosławi, a my krzyczymy allah akhbar. To pomaga, krowy się lepiej doją. Dla sędziego przygotowane siano, Jadźka wymyta, a my szczęśliwi bo ona tryprem zaraziła już wszystkich w gminie. Jak nic wygramy zresztą walkowerem – pekaes nie dochodzi, bo most w remoncie, zresztą i drogi nie ma, ten Real nie ma szans, nie dojedzie. Może przez las, ale tam gajowy nie puści, są zresztą nasi z widłami. Ale i tak będzie święto – obrodziły kartofle i samogon… Pyzy… Zresztą w karczmie na kartkę dają piłkarzom, jest nawet wychodek elegancki!
*
Na tym przerwałem słuchanie Rivera, on zresztą poprosił, by każdy sobie sam dopisał, co będzie się działo z naszą piłką kochaną, jeśli dalej wszystko toczyć się będzie jak teraz, i nikt w porę nie zareaguje. Był zresztą smutny. Bo widzi, jak wszystko się wali, choćby człowiek na głowie stanął z europejskim złodziejstwem nie wygra, i skończy w gumofilcach, kufajce, z machorką w garści. I będzie dmuchany jak nie tylko Jadźka.
Ma rację. Jak zawsze zresztą.