Podobno drugi sezon zawsze jest dla beniaminka trudniejszy, bo odpada element zaskoczenia, a przeciwnicy znają już wady i słabości takiej drużyny, więc wiedzą jak z nią grać. Być może jest w tym trochę prawdy, więc tym bardziej należałoby docenić wyniki wykręcane przez Bruk-Bet Termalikę, która wjechała w ten sezon z ogromną prędkością i nie zapowiada się raczej, by nagle miała zwolnić. Dość napisać, że przed rokiem – w debiutanckich i przecież nie najgorszych rozgrywkach – piłkarze z Niecieczy wygrali 10 z 37 spotkań. A po dziewięciu kolejkach nowego sezonu mają już na koncie sześć zwycięstw, a za sobą starcia ze wszystkimi papierowymi faworytami, czyli z Lechem, Legią i Lechią.
A przecież dziewięć meczów to już całkiem reprezentatywna próbka, bo podopieczni Czesława Michniewicza nie mierzyli się jeszcze tylko z sześcioma rywalami. Postęp w grze drużyny widać przede wszystkim po liczbach – w zeszłym sezonie Nieciecza wygrała 27 procent spotkań, a obecnie już prawie 67 procent. To niebywały skok, zwłaszcza w kontekście faktu, że szkielet drużyny pozostał ten sam, a większość zawodników z podstawowego składu nie została sprowadzona w ostatnim okienku transferowym. Jak pisaliśmy we wstępie, przeciwnicy mogli się gry Bruk-Betu nauczyć, tymczasem już sześć razy w tym sezonie zostali przez niecieczan zaskoczeni. A najbardziej oczywistą konsekwencją takiego stanu rzeczy jest fakt, że do dziewiątej serii gier podopieczni Czesława Michniewicza przystępowali z pierwszej pozycji i – jeżeli Lechia upora się z Lechem – również po zakończeniu kolejki utrzymają się na szczycie.
Którzy piłkarze mieli największy udział w tak dobrym wyniku z początku sezonu? Przyjrzyjmy się tym, którzy zaliczyli od lipca minimum 250 ligowych minut. Mamy tu dziesięciu piłkarzy, których miał do dyspozycji także Piotr Mandrysz: Pilarza, Fryca, Putiwcewa, Plevę, Babiarza, Kupczaka, Gutkovskisa, Misaka, Kędziorę i Juhara. A do tego trójkę sprowadzoną już za Czesława Michniewicza – Stefanika (w zeszłym sezonie spadek z Podbeskidziem), Osyrę (wiosną 200 minut na boisku we wszystkich rozgrywkach) oraz Jovanovicia. I właściwie tylko ten ostatni mógł być od początku postrzegany jako wzmocnienie, bo już od dawna mówiło się, że dobrze byłoby go zobaczyć w lepszym towarzystwie. Pytanie tylko, czy aby na pewno drużynę z Niecieczy można w ten sposób określić.
Rzecz jasna Bruk-Bet dokonał też innych wzmocnień, z których w niedługim czasie może być sporo pożytku, jak Guba, Gergel czy Guilherme. Jak dotąd ich udział w dobrych wynikach z początku sezonu nie był jednak zbyt duży, ale ich obecność w składzie świadczy o pewnym potencjale drużyny, która wcale nie musiała powiedzieć ostatniego słowa. Nie zmienia to faktu, że na ten moment 19 punktów w 9 meczach to w największej mierze zasługa piłkarzy, których Czesław Michniewicz już w klubie zastał. A mimo to Bruk-Bet Termalica to zupełnie inna i znacznie lepsza drużyna niż Termalica Bruk-Bet. Jeśli chodzi o grę i styl (który wreszcie jest), obserwujemy prawdziwą rewolucję w drużynie, dokonaną bez rewolucji w kadrze zespole.
Nie trzeba być wielkim ekspertem by wskazać główną przyczynę poprawy gry niecieczan. To oczywiście osoba Czesława Michniewicza, któremu już drugi sezon z rzędu udaje się wykręcać wynik powyżej oczekiwań. W zeszłych rozgrywkach wdrapał się z Pogonią na szóste miejsce w tabeli, a dziś “Portowcy” – którzy co prawda rozgnietli Bruk-Bet na boisku – mają porażającą średnią jednego punktu na mecz oraz ledwie trzy oczka przewagi nad ostatnią w tabeli Wisłą. Natomiast obecnie Michniewicz osiąga rewelacyjne wyniki z Bruk-Betem, który poprzedni sezon zakończył na 14. miejscu i przez wielu – w tym przez nas – był postrzegany jako główny kandydat do spadku. Jakkolwiek spojrzeć, tego typu praca trenerska – jaką obserwujemy w Niecieczy – musi być ceniona najwyżej, bo nie polega na sprowadzaniu swoich piłkarzy, a w głównej mierze opiera się na wyciąganiu z zastanych zawodników tego co najlepsze. Na piłkarskiej mapie Polski widzimy przynajmniej kilka miejsc, w których szkoleniowiec z tego typu umiejętnościami byłby na gwałt potrzebny.
Fot. FotoPyK