Zarówno o Mariuszu Rumaku po przyjściu do Śląska, jak i o Michale Probierzu po gorszym okresie zapoczątkowanym zeszłoroczną wyprzedażą w Jagiellonii można dziś z pełnym przekonaniem powiedzieć, że odwalili w swoich miejscach pracy kawał porządnej roboty. Że obaj teraz mogą się na swoich stanowiskach czuć dość pewnie, bo przede wszystkim podnieśli zespół po gorszym dla niego okresie. I jeden, i drugi jednak wciąż mają problem, by robić to w okresie dużo krótszym – ograniczonym przez gwizdek rozpoczynający i kończący mecz.
Daleko szukać nie trzeba. Ostatni mecz Śląska, 1:2 z Ruchem. Ćwielong strzela na 1:0, na co wrocławianie nie znajdują odpowiedzi aż do karnego Morioki, gdy jednak na tablicy wyników przy napisie „goście” widnieje już dwójka. W Gdyni było zresztą jeszcze gorzej, bo dwie bramki Arki pozwoliły drużynie znad morza nie tylko przytulić trzy oczka, ale też zanotować czyste konto.
Mimo że dzisiejszy rywal Śląska lideruje tabeli, również ma z tym problem. Dwa razy, gdy to rywale otwierali wynik, rezultat nie ulegał już zmianie, przez co białostocczanie przegrali dwa spotkania z rzędu w połowie sierpnia. Jedyny punkcik ugrany w chwili, kiedy trzeba było gonić od 0:1, to ten na Legii, gdy bramka Cernycha pozwoliła złapać kontakt. To by było na tyle.
W przypadku Probierza niestety robi się z tego niepokojąca tendencja, bo już w poprzednim sezonie strata pierwszej bramki przez Jagiellonię bardzo rzadko wróżyła happy end. Procentowa zdobycz punktowa Jagi w minionych rozgrywkach, gdy już znalazła się w takiej sytuacji (a miało to miejsce aż 19 razy) była 4. najgorszą w lidze:
Jagiellonia – 14% (8/57 pkt)
Korona Kielce – 13% (5/39 pkt)
Ruch Chorzów – 12% (7/60 pkt)
Górnik Łęczna – 11% (7/63 pkt)
Obaj spadkowicze z ligi – Podbeskidzie i Górnik – mogły się pochwalić w tym względzie lepszymi osiągami, nie wspominając już o Legii (36% – 13/36 pkt), Piaście (35% – 17/48 pkt) czy Zagłębiu (29% – 15/51 pkt).
Zaskakujące może być jednak to, że losów meczu odwracać w sezonie 16/17 nie umie w żadnym stopniu zespół Mariusza Rumaka, bo pamiętamy przecież wszyscy choćby tę niezmordowaną pogoń od 0:1 do 2:1 w 93. minucie za Cracovią w ostatniej kolejce fazy zasadniczej minionych rozgrywek, która to odebrała drużynie z Kałuży miejsce w pierwszej czwórce. A razem z nim – możliwość rozegrania czterech meczów fazy finałowej na własnym stadionie. Zresztą Rumak po przejęciu Śląska przegrał wtedy tylko jedno spotkanie, w którym wrocławianie tracili gola jako pierwsi, wypracowując znakomity bilans – 5 zdobytych punktów na 12 możliwych w tego typu meczach. 42% skuteczność, wyższą od któregokolwiek zespołu Ekstraklasy na przestrzeni całego sezonu.
Pytanie numer jeden na dziś brzmi więc – który z tych panów będzie miał okazję poprawić swój bilans, a który z drugiej strony udowodnić, że gdy już wychodzi na prowadzenie, to trzyma je kurczowo i nie daje sobie wydrzeć za żadne skarby świata? O ile w ogóle któryś, bo patrząc na historię meczów we Wrocławiu po wznowieniu rozgrywek, można mieć co do deszczu bramek pewne wątpliwości:
GRAFIKA MECZOWA WKRÓTCE
fot. FotoPyK