Reklama

“Nie chcę decydować zza biurka, ale jeździć w teren po Warmii i Mazurach i rozmawiać”

redakcja

Autor:redakcja

05 września 2016, 15:06 • 14 min czytania 0 komentarzy

– Postawiliśmy na komunikację mailową z klubami, wcześniej było tak, że w związku tworzyły się kolejki i wchodząc o ósmej, żeby rejestrować swoich zawodników, działacze musieli czekać do 16-tej. Nasze województwo jest spore, więc ludzie musieli jeździć, Elbląg jest stąd 100 kilometrów, Ełk 150. Teraz mogą to zrobić przez internet, nie muszą tracić dnia pracy i pieniędzy, kluby to zauważają i chwalą – mówi Marek Łukiewski, prezes Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej. Rozmawiamy między innymi o wyzwaniach jakie czekają związek, o tym co już udało się zrobić i karierze sędziowskiej prezesa. Zapraszamy!

“Nie chcę decydować zza biurka, ale jeździć w teren po Warmii i Mazurach i rozmawiać”

Lubi pan tytuł barona?

Taki funkcjonuje w środowisku i myślę, że nie ma co lubić-nie lubić, tak się przyjęło, powoli się przyzwyczajam, ale tytułami człowiek nie żyje. Bronią go czyny i to co robi.

Trochę to się odbyło bez walki, bo nie było rywala, ale za to zebrał pan wszystkie głosy.

Nie miałem kontrkandydata, ale cieszę się, że było to zwycięstwo jednogłośne, bo działacze piłkarscy docenili robotę jaką wykonałem – czy jako dyrektor, czy wcześniej, gdyż ze związkiem jestem związany od siedmiu lat jako pracownik etatowy, ale zaczynałem w wieku 17-lat jako sędzia piłkarski.

Reklama

To nie jest dowód na słabość związku, że nie znalazł się ktokolwiek, kto ma inną wizję działania?

Myślę, że wręcz przeciwnie – siły, bo większość poprzedniego zarządu została, mnie wybrano na prezesa, by kontynuować rozwój związku, który był w ostatnich latach. To dowód zjednoczenia środowiska.

Ale było też tak, że zgłaszano kandydatów do zarządu, którzy nie mieli pańskiego poparcia.

Z kandydatów z którymi ja chciałem współpracować, to większość weszła do tego zarządu. Są to ludzie sprawdzeni, miałem z nimi wcześniej do czynienia, zdaje sobie sprawę, że była część kandydatów wartościowych, ale nie byłem w stanie ze wszystkimi się zapoznać, poznać w boju i dotychczasowej działalności. Jednak większość z tych, która chciała trafić do zarządu, została włączona do pracy w związku w innych wydziałach i komisjach. Chcemy, żeby te osoby, które wyraziły akces pracy mogły się pokazać i być może za cztery lata wystartować w nowych wyborach.

Kandydował też Grzegorz Lech ze Stomilu, nie byłoby dobrze mieć w zarządzie kogoś kto bardzo dobrze zna problemy największego klubu w regionie?

Z tego co wiem, Grzesiek zaczyna przygodę związaną z trenerką i na tym polu będziemy na pewno współpracować. Uważam, że do związku warto wchodzić małymi kroczkami, pokonując kolejne etapy, niekoniecznie od razu do zarządu.

Reklama

Z poprzednim prezesem ma pan kontakt?

Nie, tutaj wszelki kontakt się urwał.

Była taka sytuacja, że przekroczył budżet na galę o 100 tysięcy złotych.

Tak i zimą odbyło się nadzwyczajne zebranie, kluby oceniły, że tak nie powinno być i prezes został odwołany.

Pan jako dyrektor biura nie miał szansy zareagować?

Zostałem postawiony przed faktem dokonanym, o rzeczach które mnie bolały powiedziałem i sprawa nabrała swojego rozpędu.

Podstawowy budżet na Galę 70-lecia związku wyniósł 100 tysięcy złotych. To i tak nie za dużo? Związek nie jest bogaty i pewnie można było te pieniądze wydać lepiej.

Myślę, że każdą złotówkę powinniśmy oglądać z dwóch stron. Zawsze lepiej wydać pieniądze na szkolenie młodzieży i bieżącą organizację niż rzeczy czysto wizerunkowe. Promować się trzeba, ale za odpowiednią cenę i nie może to być priorytet.

Jak działał związek po odwołaniu prezesa?

Mieliśmy wakat i zaplanowane wybory. Startować miał Andrzej Królikowski, wyrażał taką chęć, ale ostatecznie zrezygnował i przekazał mi swoje poparcie na walnym zgromadzeniu.

Wie pan dlaczego zrezygnował?

Zrezygnował, ale miał iść z nami do zarządu, niestety nie okazał się osobą lojalną, próbował kopać dołki, więc nie widziałem z nim dalszej współpracy. Powiedziałem to z mównicy i delegaci przyznali mi rację, bo nie dostał się do zarządu.

Jakie to były dołki?

Nie chciałbym tego rozwijać, to są wewnętrzne sprawy i nie do końca trzeba o tym mówić publicznie. Nie grał w jednej drużynie, mówiąc piłkarskim sloganem.

Jedną z pańskich decyzji po nominacji było zlikwidowanie stanowiska dyrektora biura. Złośliwie można powiedzieć, że piastował pan niepotrzebną funkcję trzy lata, bo teraz jej się pozbył.

Widzę dwie opcje funkcjonowania naszego związku – on nie jest duży patrząc na realia innych województw, do wyboru mamy więc dwie koncepcje. W pierwszej jest dyrektor biura etatowy, a prezes pracuje społecznie i tak było wcześniej, albo że stanowisko dyrektora i prezesa sprawuje jedna osoba, zatrudniona na etacie w związku. Wybrałem tę drugą.

Jaki był rozdział kompetencji w tamtym układzie?

Dyrektor biura był odpowiedzialny za bieżące funkcjonowanie, prezes nie pobierał wynagrodzenia i pełnił funkcję czysto reprezentacyjną. Tutaj pracował społecznie, a obok miał firmę i z tej działalności się utrzymywał, więc trochę to było wszystko z doskoku.

Udało się panu znaleźć oszczędności w związku, tak jak Boniek zrobił to w PZPN-ie?

Jeśli chodzi o sprawy finansowe, to dużo zrobiliśmy przez poprzednią kadencję i to jest kwestia kontynuacji i pozyskiwania funduszy z PZPN-u. Tak jak pan powiedział, Boniek wyprostował wiele spraw, uszczelnił finanse, dzięki temu środki generowane przez związek trafiają też do nas, na przykład do futbolu amatorskiego, wiosną przekazano sprzęt i zdecydowano, że PZPN będzie dofinansowywał sędziów w trzeciej lidze.

A jaka jest główna rzecz, z której jest pan najbardziej dumny z pracy w związku?

Zmiana funkcjonowania biura związku. Przeszliśmy metamorfozę technologiczną i organizacyjną, postawiliśmy na system Extranet do zarządzania rozgrywkami. Postawiliśmy na komunikację mailową z klubami, wcześniej było tak, że w związku tworzyły się kolejki i wchodząc o ósmej, żeby rejestrować swoich zawodników, działacze musieli czekać do 16-tej. Nasze województwo jest spore, więc ludzie musieli jeździć, Elbląg jest stąd 100 kilometrów, Ełk 150. Teraz mogą to zrobić przez internet, nie muszą tracić dnia pracy i pieniędzy, kluby to zauważają i chwalą. To główna rzecz, a druga jest taka, że poprawiliśmy wizerunek związku, wygląda coraz lepiej.

To problem dla związku, że tutejsze klubu robią mało transferów, prawda? Każdy z nich to 2 % wpływu, ale nie ma zbytnio z czego czerpać.

Jeśli chodzi o województwo to na piłkarskiej mapie Polski jesteśmy kopciuszkiem. Trzeba się cieszyć, że Stomil pozostaje w I lidze, mimo problemów organizacyjnych i finansowych. Na szczebel centralny wróciła Olimpia Elbląg po dwóch sezonach pobytu w trzeciej lidze, więc jakieś światełko w tunelu jest. Jesteśmy regionem generalnie biednym, nie patrząc tylko na piłkę nożną, ale też liczbę przedsiębiorstw i bezrobocie, raczej dołujemy w Polsce. Nie możemy nagle spodziewać się, że będziemy w czołówce futbolowej naszego kraju, ale chcemy ten sport rozwijać, żeby jeszcze jeden-dwa kluby na szczebel centralny weszły, ale to będzie długotrwały proces.

Czytałem, że był pan wcześniej sędzią?

Skończyłem sędziowanie jak byłem w II lidze, dlatego, że dostałem tutaj propozycję prowadzenia biura i po dwóch miesiącach zdałem sobie sprawę, że nie jestem w stanie pogodzić jednej i drugiej rzeczy tak, żeby robić to dobrze. Postawiłem na związek i poświęciłem sędziowanie, musiałem zrezygnować.

Ale były też sukcesy, bo powołano pana na obóz w Turcji?

Tak, dostałem powołanie, poprowadziłem dwa mecze i miałem realną szansę na awans do I ligi, jednak tak w życiu bywa, trzeba na coś postawić i dokonywać wyborów. Patrząc po rozwoju sytuacji, sądzę, że wybrałem dobrze.

Może pan powiedzieć coś więcej o tym obozie?

On jest organizowany corocznie, zabiera się tam sędziów z dwóch najwyższych lig, z trzeciej zapraszani są ci wyróżniający i przez tydzień czasu trwają szkolenia, był człowiek z FIFY, prowadziliśmy też dużą liczbę meczów, bo wtedy był akurat okres przygotowawczy i wiele zespołów miało tam obóz. W jednym z meczów obserwował mnie szef Kolegium Sędziów, Przesmycki i oceny były dobre, jednak zrezygnowałem. To było 3-4 lata temu.

Było widać po Szymonie Marciniaku, że ma papiery na duże sędziowanie?

Jednego z wieczorów zrobił jako doświadczony sędzia wykład młodym arbitrom, jak powinniśmy się zachowywać, żeby w piłce utrzymać się jak najdłużej. Poświęcił kilka godzin i wprowadził nas w organizację. Miał czucie piłki, charyzmę, było widać, że chce osiągnąć coś więcej, ale mimo tego nie gwiazdorzył i był normalnym człowiekiem.

Czuł się pan mocniejszy z gwizdkiem, czy jako pracownik związku?

Na pewno to mi się podobało, potrafiłem sędziować coraz bardziej, najwięcej nauczyła mnie II liga, czego efektem był obóz w Turcji. Jeśli chodzi o obecną działalność też mi się podoba, bo jestem cały czas związany z piłką, to jest najważniejsze. Przez jakiś czas po zostawieniu gwizdka byłem obserwatorem, ale na chwilę obecną jestem tylko w związku.

To, że był pan sędzią, pomaga teraz w pracy?

Pomaga, bo gdy jako 17-latek zaczynałem sędziować, gwizdałem w B-klasie i ligach młodzieżowych. Byłem więc w większości klubów z naszego województwa osobiście, widziałem boiska, poznawałam ludzi i dzięki temu poznawałem też problemy. Natomiast, gdy jako pracownik związku miałem roczny epizod w PZPN-ie, poznałem specyfikę centrali i piłki zawodowej, teraz to wszystko razem się przydaje.

Powiedział pan kiedyś, że film „Gwizdek”, gdzie pokazano pracę sędziego w niższych ligach, jest przerysowany jeśli chodzi o patologię.

Nie, raczej nie ma takich patologii, to są incydentalne przypadki. Mecze są kulturalne i dobrze prowadzone. My też się staramy jako związek edukować zawodników, trenerów, działaczy i szkolić sędziów. W naszej organizacji sędziowskiej wprowadziliśmy dużo młodych arbitrów, odświeżyliśmy kadry i nie ma takich patologii jak z tamtego filmu.

Ale jakieś przygody na pewno były?

Na początku, gdy jako 17-latek pojechałem na B-klasę, młody wśród starych chłopów. Biegnę za akcją i nagle słyszę za sobą „łup!”, odwracam się, a tam na środku murawy kibic tłucze zawodnika. W jakimś instynkcie czysto ludzkim pobiegłem i zacząłem go odciągać, pewnie też nieświadomy, że mogę dostać.

Obyło się bez siniaków?

Na szczęście tak, wszystko skończyło się ok.

Dlaczego sędziowanie, a nie po prostu gra w piłkę?

Lubiłem piłkę, grałem w reprezentacjach klasy, na podwórku, nie zawsze z bramkami, czasem je coś imitowało. Jednak w klubie nigdy nie grałem i w końcu z kolegą pomyśleliśmy, że fajnie by było zostać sędzią, poszliśmy do związku i zadaliśmy pytanie, co trzeba zrobić by tam arbitrem być.

Co takiego?

Trzeba się zapisać na kurs, zdać egzamin kondycyjny, po cyklu szkoleń egzamin teoretyczny i zaczynasz, ale najwięcej człowiek się nauczy, kiedy jedziesz z doświadczonymi kolegami na mecze.

Teraz jest podobnie?

Podobnie, tylko że wtedy młodzian był wrzucony na głęboką wodę, do B-klasy gdzie sędziował sam, teraz staramy się wprowadzać, że tak powiem, bardziej cywilizowane warunki. Najpierw jedzie się na A-klasę w trójce sędziowskiej, a gdy się otrzaskają, to sami jeżdżą na B-klasę.

Mówił pan też o problemie piłki młodzieżowej i amatorskiej w województwie. Jakie one są?

Na Warmii i Mazurach, ale też w całej Polsce jest taki problem, który dotyka nas coraz bardziej – niż demograficzny. To wyzwanie, musimy tak reformować rozgrywki młodzieżowe, żeby mimo spadku urodzeń, liczba drużyn nie zmniejszała się. A co do piłki amatorskiej, to szczególnie w naszym województwie jest problem wyludniania się małych wsi i miejscowości. Ludzie uciekają za pracą do większych miast i mamy problem w A,B-klasie z liczbą drużyn i też trzeba pomyśleć o reformie, tak by umożliwić seniorom grę na mniejszych boiskach czy orlikach, niekoniecznie w 11, a pięciu-sześciu. Ciężko jest w małej miejscowości zebrać jedenastu i rezerwowych, ale pięciu już szybciej.

To już inny sport.

Niby tak, ale to wciąż piłka nożna. Świat się zmienia i powinniśmy się do tych zmian dostosowywać, bo jak komuś powiemy – nie macie jedenastu to nie gracie, zaraz zniknie nam B-klasa i zostajemy z A-klasą.

A co z piłką młodzieżową, jaka to reforma?

Od tego sezonu podzieliliśmy rozgrywki na odrębną rundę jesienną i wiosenną, do tej pory od września do czerwca był jeden sezon. Teraz zimą w lidzie juniorów i trampkarzy będziemy mieli awanse i spadki, ci w drugich ligach walczą o awans do pierwszej, ci z pierwszej nie mogą spać, bo muszą powalczyć, żeby nie spaść. Wprowadzi to większą rywalizację, a dwa – pozwoli uniknąć pauz. Mieliśmy taki problem, że w trakcie sezonu sporo drużyn się wycofywało, a że on trwał, trzeba było wpisać pauzę. Jeśli była taka jedna w sezonie – jeszcze ok, ale dwie? Wtedy robi się problem, a teraz po awansach i spadkach na nowo ustalimy składy ligi młodzieżowych i unikniemy dodatkowych pauz.

Jesteśmy bardzo skupieni na rozgrywkach stricte dla dzieci, czyli Młodzik, Orlik, Żak. Tak je zorganizowaliśmy, że na 600 drużyn zgłoszonych do wszystkich lig, ponad 300 jest z tych trzech kategorii wiekowych. To jest nasz pomysł na przełamanie niżu demograficznego, żeby rodzice chętniej zgłaszali swoje dzieci.

olsztyn1

Sukcesów w piłce seniorskiej brakuje, ale w młodzieżowej już są.

Tak. W poprzednim sezonie awansowaliśmy do finałów ogólnopolskich z reprezentacjami wojewódzkimi U-16 i U-14 chłopców, oraz U-16 dziewcząt. Jak na nasz związek to naprawdę spore osiągnięcie.

To jest chyba pana pomysł, prawda? Żeby sobie samemu wychować piłkarzy, bo najlepsi tutaj nie przyjdą.

Myślę, że tak – województwo jest biedne, nie ma tu wielkich firm i nie będzie bogatych sponsorów, jeśli nie zrobimy czegoś własnymi siłami, to trudno będzie ściągnąć klasowych zawodników. Patrząc na system Pro Junior, wprowadzany przez PZPN, to dla takiego Stomilu jest bardzo dobry sposób, żeby pozyskać pieniądze.

Na czym ten system polega?

Na premiowaniu gry zawodników młodzieżowych – własnych wychowanków. W zależności od minut spędzonych na boisku dostają punkty, PZPN dzieli pieniądze i jeśli na koniec Stomil znalazłby się w pierwszej trójce, to dostałby około miliona złotych, a teraz jest wysoko. To realne i ogromne wsparcie, myślę, że nasze województwo powinno pójść tą drogą.

Organizujecie warsztaty dla trenerów?

Tak, na tym się skupiamy, bo twierdzimy, że szkolenie dzieci i młodzieży to przede wszystkim szkolenie trenerów. Organizujemy rocznie trzy kursokonferencje dla trenerów młodzieżowych, dodatkowo po jednej dla wszystkich trenerów, oraz dla tych najbardziej wyróżniających z całego województwa. Jeśli dobrze wyszkolimy trenerów, oni wrócą do swoich miejscowości i dobrze wyszkolą dzieci.

Przyjeżdżają trenerzy z uznanymi nazwiskami?

Tak, staramy się zapraszać trenerów reprezentacji narodowych i tych z Ekstraklasy. Oni chętnie dzielą się swoją wiedzą w bardzo przystępny sposób i ściągają swoim nazwiskiem.

Jakieś przykłady?

Dorna, Stępiński, Janas, Pasieka czy Zalewski.

Zapowiadał pan cykliczne spotkania z klubami. Odbyło się już takie?

Już jedno się odbyło, teraz zorganizujemy takie jesienią, gdy już ruszą wszystkie rozgrywki. Chcemy więcej rozmawiać z klubami i konsultować decyzje, choćby w zakresie systemu rozgrywek. Przed tym sezonem, kiedy odbyła się reorganizacja rozgrywek młodzieżowych i B-klasy, to wszystko konsultowaliśmy z klubami, czasem nawet na ostatnią chwilę wprowadzaliśmy zmiany do regulaminu. Na przykład w rozgrywkach amatorskich, klasie A i B, zwiększyliśmy liczbę zmian z czterech do sześciu, by więcej zawodników mogło pograć. To było na wniosek klubów, staramy się ich słuchać – chcę iść tą drogą, żeby nie decydować bez świadomości zza biurka, ale pojechać w teren i rozmawiać.

Kluby są skore do dyskusji?

Tak, kluby chętnie rozmawiają. Może trudniej jest to przelać na papier, ale jak się pojedzie i porozmawia z działaczami, to mają sporo pomysłów i ważne, żeby nie zapominać o tym po powrocie do siedziby, tylko zgłoszone problemy realizować.

Pomocna byłaby też większa reprezentacja związku w PZPN-ie.

Reprezentacja w PZPN-ie daje to, że ściągamy do siebie najlepsze wzorce funkcjonowania centrali. Też mamy ludzi, których się nie wstydzimy, mają wysokie umiejętności i doświadczenie, także chciałbym, żeby w kolejnych latach ta reprezentacja wzrosła.

Ile ich jest ich tam dziś?

Obecnie to są tak naprawdę 2-3 osoby.

W PZPN-ie doszło do zmian, ale zawsze się powtarza, że beton trzeba skruszyć też na dole, właśnie w związkach wojewódzkich. Ta zmiana chyba teraz idzie?

Środowisko piłkarskie na pewno się odmładza, sam wiek jednak nie jest wartością, ale czyny tych osób, bo nikt nie zostanie prezesem związku wyłącznie ze względu na taką, a nie inną metrykę. Oblicze polskiej piłki od czterech lat się jednak zmienia i mam nadzieję, że to będzie trwało. Sporo jeszcze jest do zrobienia, ale mam nadzieję, że kolejne lata będą równie obfite jak te.

Pan jest najmłodszym prezesem wojewódzkiego związku?

Podobno tak i podobno najmłodszym w historii, ale nie weryfikowałem tego.

Odbijał się pan od betonu wcześniej?

Tak, ale to już dawno temu, gdy zaczynałem tutaj pracę. Pojęcie betonu wzięło się pewnie stąd, że jest beton jest twardy i nie do ruszenia, a gdy ktoś przychodził ze swoimi pomysłami to trafia na opór i nie jest w stanie go przeskoczyć. „Ma być jak jest” – słyszałem, ale czas płynie, świat się rozwija i my musimy rozwijać się razem z nim.

Jakie stoją wyzwania przed związkiem na tę kadencję?

Kwestia demografii, wyludnianie się wsi i miasteczek – te problemy nas powoli dotykają i musimy sobie radzić. Natomiast trzy założenia – rozwój szkolenia trenerów, a przez to rozwój dzieci i młodzieży, dalsze zmiany organizacyjne w strukturze związku i współpraca oparta na słuchaniu klubów, to są filary tej kadencji.

Są pomysły na nową siedzibę? Pewnie są, ale pieniędzy nie ma?

Z tego co wiem, do końca tego roku powstanie projekt budowy nowego stadionu w Olsztynie. Tam przewidziane jest miejsce również dla nas, obecnie siedzibę mamy na dotychczasowym stadionie Stomilu, chciałbym żeby to ruszyło, bo teraz ten budynek nie jest piękny. Od lat 70. dużo się nie zmienił.

Logistycznie daje to wszystko radę, czy trzeba upychać kolanem?

Logistycznie wystarcza, gorzej z jakością – musiałem biurko przesunąć miesiąc temu, bo jak jest większa ulewa, to się woda z góry sączy. Takie są obecne realia, liczymy, że powstanie nowy stadion i będziemy funkcjonować na obiekcie z XXI wieku.

Rozmawiał PAWEŁ PACZUL

Najnowsze

Weszło

Ekstraklasa

Chciała go Legia, on wreszcie błyszczy w Lechu. „Może grać w reprezentacji Portugalii”

Jakub Radomski
31
Chciała go Legia, on wreszcie błyszczy w Lechu. „Może grać w reprezentacji Portugalii”
Piłka nożna

Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Szymon Janczyk
105
Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...