Reklama

Wykonać plan minimum i sprawić, by uśmiechy nie zeszły z twarzy

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

04 września 2016, 09:53 • 3 min czytania 0 komentarzy

Możemy się przekonywać, że dziś nie ma już w piłce słabych drużyn. Możemy szukać mocnych stron Kazachstanu – zachwalać kreatywność ich skrzydłowych, zgranie linii defensywnej czy gibkość bramkarza. Możemy szukać dziury w całym i argumentów za tym, że Polacy dziś z Astany nie wywiozą kompletu punktów. To wszystko jest jednak skrajną abstrakcją, bo – jakkolwiek spojrzeć – podopieczni Adama Nawałki zmierzą się z drużyną, którą statystycznie powinni ogrywać w jakichś 95 ze 100 konfrontacji. I tego oczekujemy też dzisiaj – wyjść, zrobić swoje i z uśmiechem na twarzy wrócić do Polski.

Wykonać plan minimum i sprawić, by uśmiechy nie zeszły z twarzy

Po raz ostatni w tak błogim, spokojnym nastroju przed eliminacjami Biało-czerwonych byliśmy chyba w okresie, gdy Józef Wojciechowski odwiedzał swojego dentystę. Jesteśmy świeżo po niezwykle udanych dla nas mistrzostwach Europy, dopiero co kilku naszych kadrowiczów trafiło do czołowych lig europejskich, mamy za sobą kapitalny okres, a wokół drużyny panuje atmosfera, jakiej nie pamiętają nawet najstarsi górale. Oczywiście nieźle było już przed rozpoczęciem kwalifikacji do Euro we Francji, ale dopiero teraz czujemy taki zupełny, wewnętrzny spokój. Znamy swoją wartość i siłę, wiemy na co nas stać i aż niezdrowo byłoby tłumić optymizm.

Porównywanie obu drużyn formacja po formacji nie ma w tej chwili nawet większego sensu, bo to tak jakbyśmy zestawiali ze sobą siłę rażenia warszawskiej Legii i Ruchu Zdzieszowice. Przede wszystkim – większość reprezentantów Kazachstanu to zawodnicy z rodzimej ligi. OK, OK, wiemy, że Astana w poprzednim sezonie grała w Lidze Mistrzów, a teraz wyrżnęła w przedostatniej fazie eliminacji. Nie zmienia to jednak faktu, że tamtejsza liga jest zwyczajnie mizerna i jeśli ma bezpośrednio przekładać się na poziom reprezentacji, to wcale nie dziwimy się, że smak zwycięstwa na arenie międzynarodowej jest Kazachom tak bardzo obcy.

Spoglądamy na kluby, w których grają reprezentanci Polski – Bayern, Napoli, PSG, Wolfsburg, Rennes, Roma i tak dalej. Z drugiej zaś na marki reprezentowane przez Kazachów – Astana, Toboł Kostanaj, Irtysz Pawłodar, Okżetpes Kokczetaw, Kajrat Ałmaty…. Sami widzicie – ogromna przepaść. Możemy się dwoić i troić, ale znaleźć argumenty za tym, że dziś zapunktują gospodarze graniczy z szaleństwem. Bo przecież nie będziemy nawet zestawiać duetu Lewandowski – Milik z parą Chiżniczenko – Nusierbajew i szukać mocniejszych stron tego drugiego.

Poza tym nasi dzisiejsi przeciwnicy w poprzednich eliminacjach zanotowali katastrofalny bilans, a od tamtego czasu w drużynie nie doszło do żadnej rewolucji, która miałaby zwiastować skok jakościowy. Jedno zwycięstwo (z Łotwą), dwa remisy (z Łotwą i Islandią) oraz aż siedem porażek. Ostatecznie piąte miejsce w grupie, daleko za Holandią, Turcją, Islandią czy Czechami. Jak w tym czasie spisywali się Polacy – nawet nie musimy wspominać.

Reklama

Dlatego dziś nie będziemy tworzyć kwadratowych jaj i jakichś wymyślnych teorii – oczekujemy, że Polacy wyjdą na murawę w Astanie, pykną spokojnie ze dwie, trzy brameczki, zbytnio się nie spocą i w dobrych humorach powrócą do kraju. Projekt pod tytułem „Mundial 2018″ czas rozpocząć, a jeśli ma on się zakończyć pożądanym sukcesem, to takie przeszkody jak ta dzisiejsza pokonywać trzeba bez większego wysiłku.

fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...