Nad klubem z Reymonta zbierają się czarne chmury. Nie można wykluczyć scenariusza, że w najbliższym czasie zespół zostanie wycofany z rozgrywek ekstraklasy. Kiedy 29 lipca ogłoszono, że Wisłę SA odkupił od Tele-Foniki Jakub Meresiński, a w zasadzie jego spółka Projekt-Gmina.pl, burza wokół krakowskiego klubu nie ustaje ani na moment – czytamy dziś w Przeglądzie Sportowym.
FAKT
Człowieku, oddaj wreszcie jakiś strzał! Nie tylko nam piątkowy mecz Śląska zrył psychikę.
W meczu z Wisłą Płock dramatycznie spisał się Bence Mervo, którego oficjalne statystyki przygotowywane na zlecenie Ekstraklasy SA są wręcz zatrważające – przez 65 minut (bo potem trener się zlitował i zdjął go z boiska) zaledwie cztery razy zagrywał piłkę. I to wszystko! Żadnych strzałów, żadnego zagrożenia. Rozpaczliwie szukał sobie miejsca na boisku, ale nic z tego. Nie potrafił skutecznie powalczyć o piłkę, ale też koledzy mu nie pomagali. Trudno się dziwić, że Śląsk znowu nie zdołał zdobyć bramki, a jedyną naprawdę dobrą okazję strzelecką miał po stałym fragmencie gry, kiedy piłką w słupek trafił Lasza Dwali, czyli obrońca.
W ramkach:
– Pechowa stłuczka w Lubinie
– Lechia liderem ligi
– Pogoń wygrywa dzięki Japończykowi
– Covilo idzie na króla strzelców
Trzęsienie ziemi w Legii.
Tak ostrej reakcji po ligowej porażce nie było w Legii od dawna. Zawodnicy mistrza Polski skompromitowali się w spotkaniu z Arką, a pierwsi do krytyki ich postawy byli prezes klubu Bogusław Leśnodorski i trener Besnik Hasi. (…) – Nie każdy z naszych zawodników chciał wygrać z Arką. Pytanie, czy oni dalej chcą grać dla tej drużyny? Nasza lewa strona była autostradą dla przeciwników – grzmiał szkoleniowiec. W przerwie z boiska zszedł Jakub Rzeźniczak, który zawinił przy pierwszym golu. Z informacji Faktu wynika, że to właśnie on razem z Tomaszem Brzyskim i Stojanem Vranjesem znaleźli się na cenzurowanym.
GAZETA WYBORCZA
Łzy i śmiech Neymara.
Ani Usain Bolt, ani Michael Phelps – dla Brazylijczyków największym wydarzeniem igrzysk w Rio de Janeiro był złoty medal piłkarzy. Bohaterem finału z Niemcami nie mógł być nikt inny. Mówił o Bogu, dramatycznych chwilach finału, wielkich oczekiwaniach i traumatycznym początku drogi po złoto. Podziękował rodakom za wsparcie, choć akurat w tych słowach można było się doszukać ironii. Łzy ciekły mu po policzkach i dopiero na koniec pojawił się uśmiech. Neymar jest gwiazdą brazylijskiej piłki od co najmniej sześciu lat, ale dopiero teraz stał się legendą. Choćby ktoś się dziwił, że można wstąpić na Olimp za sprawą turnieju do lat 23. Ani Brazylijczycy, ani Niemcy nie mieli dotąd olimpijskiego złota. Dwie największe piłkarskie nacje, które mundiale wygrywały 9 razy, na igrzyskach były przeciętniakami. Piłkarze niemieccy zdobyli jedyny medal (brąz) w Seulu, po czym przez następne 28 lat nie udało im się zakwalifikować na igrzyska. Mimo wszystko olimpijska niemoc mocniej bolała Canarinhos, będąc dla nich powodem głębokiej frustracji. W ostatnim ćwierćwieczu Brazylia rzucała na igrzyska wszystko, co najlepsze: Romario, Ronaldo, Bebeto, Ronaldinho, Rivaldo, Roberto Carlos – a także sam Neymar cztery lata temu w Londynie – mają w CV nieudaną próbę zdobycia złota. Po drodze przegrali trzy finały (1984, 1988, 2012).
Liga niemego geniusza, czyli Dariusz Wołowski pisze o starcie La Liga.
Hat trickiem Luisa Suareza i dwoma golami Leo Messiego Barcelona rozpoczęła marsz w obronie tytułu mistrza Hiszpanii. Stołeczne kluby – Real i Atletico – mają powstrzymać katalońską maszynę. – Będzie musiało upłynąć 20 lat, byśmy zdołali docenić to, co się wydarzyło – mówił Michel, jeden z symboli “Quinta del Buitre” (Piątki Sępa). W latach 1986-90 prowadzony przez Leo Beenhakkera i Johna Toshacka Real wygrał ligę pięć razy z rzędu. Mimo wszystko w Madrycie dominował niedosyt. Królewscy czuli się panami własnego podwórka, ale nieustannie wzdychali do lat 50., gdy mieli u stóp całą Europę. Słowa Michela, dziś już trenera, można traktować jak klątwę. W ostatniej dekadzie XX w. Real stracił pozycję hegemona Primera Division. Nastała era dream teamu rozpoczynająca wielkie lata Barcelony. Od tamtej chwili w rywalizacji ligowej Katalończycy biją Królewskich 14-7. W maju jeden z dziennikarzy dziennika “Marca” napisał z nostalgią, że co prawda w Pucharze Europy Real znalazł ostatnio ukojenie, ale nie wytrzymuje tempa narzuconego przez Barcelonę w kraju.
I na kolejnej stronie Przemysław Zych pyta w podsumowaniu kolejki: czy Wisła spływa ku katastrofie?
Zbudował potęgę Wisły, ale ostatnio musiał ją sprzedać. Wygląda na to, że Bogusław Cupiał, któremu klub z Krakowa zawdzięcza osiem tytułów mistrza Polski, nie mógł popełnić większego błędu. (…) Kilka lat temu rozpowszechnił się zwyczaj przejmowania klubów za pożyczki, które później właściciel spłacał z pieniędzy należnych klubom z praw telewizyjnych (każdy klub ekstraklasy otrzymuje 5-15 mln zł za sezon). Tak było w przypadku Polonii Warszawa, która upadła przez Ireneusza Króla. Właściciel klubu i znajdującej się wtedy w stanie upadłości firmy Ideon nie płacił pracownikom klubu przez rok. A pieniądze z praw telewizyjnych wyparowały. Polonia spadła do IV ligi. Król nie poniósł żadnych konsekwencji. Więcej na temat nowej sytuacji Wisły dowiemy się pod koniec roku. Wtedy za zadłużenie klub z Krakowa może zostać ukarany odebraniem punktów. Kolejna chwila prawdy o Wiśle nastąpi na koniec rundy wiosennej 2017 r., wtedy kluby nie mogą mieć długów już za cały 2016 r. Szczególnie ten drugi termin jest istotny, bo będzie dotyczyć rządów Meresińskiego. Do tego czasu możemy się nie dowiedzieć, co dzieje się z finansami Wisły. Czy za rok nie będzie jednak za późno? Wyrzuty sumienia mogą mieć Cupiał i Tele-Fonika (była właścicielem Wisły od 1997 r.)
Co zostało w głowie z weekendu?
1. Pogoń wygrywa poza Szczecinem
2. Piłkarzom Legii nie zależy?
3. Cracovia bez dopingu
4. Śląsk nie strzela
SUPER EXPRESS
Kilku piłkarzy nie może już grać w tej drużynie – tytuł, tak jak i po części tekst, oparty na tweecie Bogusława Leśnodorskiego.
– Dobrze, że Legia wchodzi do Ligi Mistrzów. Będą pieniądze na odprawę dla Hasiego – komentowali po meczu z Arką Gdynia zawiedzeni kibice mistrzów Polski. Legia, tak jak zazwyczaj pod wodzą Albańczyka, znów zagrała bez ambicji, pomysłu i woli walki. – Liga Mistrzów to priorytet – powtarza trener Besnik Hasi. To wygodne alibi, bo po tym, co prezentują legioniści w Ekstraklasie, powinien wylecieć z roboty. Legia grała źle, a trener usprawiedliwiał roszady w składzie tym, ze we wtorek drużyna gra rewanż z Dundalk. Zamiast budować formę zawodników na boisku, ze strachu przed amatorami z Irlandii po pierwszym wygranym 2:0 meczu w polskiej lidze Albańczyk dał odpocząć najlepszym. A rezerwowi zawali mecz z Arką, która w tym sezonie na wyjazdach od każdego zbierała baty.
Obok tekst o tym, że Lewy trafił z formą na urodziny. Przypomnijmy, że trzy gole i asysta z Carl Zeiss Jeną miały miejsce w piątek.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka.
Najpierw pojawiają się tematy z igrzysk, dopiero potem – piłka. Tę otwierają felietony Rudzkiego i Dudka. Czytamy tego drugiego, niezwykle odkrywczego już w tytule: Dla Legii każdy punkt w grupie będzie cenny.
Kibice Legii mogą się obrażać, gdy w mediach wyraźny jest niepokój co do wyników drużyny w fazie grupowej, ale przecież ten niepokój jest jak najbardziej uzasadniony. W czwartej rundzie eliminacyjnej nie dało się łatwiej trafić. Para Legia-Dundalk to prawdopodobnie najsłabsze starcie w historii tego szczebla rozgrywek. Legia potrafiła wykorzystać swoje szczęście i za to należy jej się szacunek, ale nawet w tym meczu wygranym 2:0 chwilami grała tak, że nie da się być optymistą. Teraz, nawet jak znów w losowaniu będzie miała mnóstwo szczęścia, trafi na trzy drużyny, z którymi każdy zdobyty punkt będzie wielkim sukcesem. Często mówi się, że lepiej trafić na mocniejszego rywala, bo wtedy wychodzisz na boisko dużo bardziej zmotywowany. Poza tym chcesz się pokazać, bo na mecz patrzy cały świat, wielu agentów. Coś w tym jest, w przypadku Legii może to być prawdą, ale raczej nie w sytuacji, gdy trafi na przykład na Barcelonę i będzie z nią grać w trzeciej i czwartej kolejce, przez co rywal nie będzie jeszcze pewny awansu i wystawi najlepszych piłkarzy. Właśnie sobie wyobrażam, jak, patrząc na różnicę potencjału i aktualną formę tych drużyn, mogłoby dziś wyglądać takie starcie. Chyba wiecie jak. Napastnicy Barcelony mogliby bardzo sobie poprawić statystyki strzeleckie.
Relacje pomeczowe? Odpuszczamy. Po drodze mijamy m.in. rozmowę z Mateuszem Szwochem, który mówi: Biegaliśmy za trzech.
Pan także zanotował spory progres. Nie ma już tego Mateusza Szwocha z Legii – nieco zagubionego na boisku. Jest chłopak, który nie boi się brać na siebie odpowiedzialności za grę drużyny.
– Regularna gra na pewno mi pomaga. Każdy wie, że siedząc na ławce czy na trybunach, albo rok nie grając w piłkę, jak to było w moim przypadku, nie da się być formie. Nie można osiągnąć odpowiedniego poziomu. Jestem bardzo zadowolony, że podjąłem decyzję o powrocie do Arki. Najpierw awansowaliśmy do ekstraklasy, co też było bardzo fajnym przeżyciem. Teraz dobrze sobie radzimy, ale twardo stąpamy po ziemi. Nie możemy nagle być hurraoptymistami. Dużo w lidze było takich zespołów, które dobrze zaczynały, a potem dołowały. Pamiętam, że kiedyś Bełchatów był nawet liderem, a potem spadł. Trzeba wyciągać wnioski.
Jesteście w czołówce. Co dalej?
– Spokojnie. Nie za bardzo spoglądamy na tabelę, choć każde dobre miejsce cieszy. Rozegraliśmy dopiero sześć meczów, do końca sezonu jeszcze długa droga przed nami.
Czas ucieka, zamieszanie trwa.
Nad klubem z Reymonta zbierają się czarne chmury. Nie można wykluczyć scenariusza, że w najbliższym czasie zespół zostanie wycofany z rozgrywek ekstraklasy. Kiedy 29 lipca ogłoszono, że Wisłę SA odkupił od Tele-Foniki Jakub Meresiński, a w zasadzie jego spółka Projekt-Gmina.pl, burza wokół krakowskiego klubu nie ustaje ani na moment. Szybko okazało się, że nowy właściciel został skazany za sfałszowanie świadectwa maturalnego, a poza tym ciążą na nim zarzuty związane z unikaniem płacenia podatku VAT oraz przywłaszczeniem mienia. Od Meresińskiego odwrócili się potencjalni sponsorzy, którzy mieli wspomagać go w finansowaniu Wisły. Prawdziwy cios otrzymał w czwartek od swojego najbliższego współpracownika Marka Citki, który miał w Wiśle odpowiadać za sprawy sportowe. Citko na portalu weszlo.com opublikował oświadczenie, w którym poinformował, że zrywa współpracę z Meresińskim. Przyznał też, że znalazł osobę, która była gotowa odkupić klub. Miał to być zachodniopomorski biznesmen Grzegorz Smolny, który przez dziewięć lat zarządzał Pogonią Szczecin, odbudowując pozycję tego klubu. Smolny pod koniec roku z powodów osobistych zrezygnował z funkcji wiceprezesa i dyrektora sportowego Pogoni, ale zachował udziały w szczecińskim klubie. Nie są one jednak znaczące – 6,15 procenta akcji. Według pojawiających się informacji oferta, którą złożył Meresińskiemu, nie została przyjęta. Sam zaprzecza, że interesowało go nabycie Wisły.
Wszyscy chłoszczą Legię, a kto pochwali Arkę? Ano pochwali Antoni Bugajski.
W publicznym chłostaniu Legii wszyscy zapominamy trochę o Arce, której wyczyny w tym sezonie imponują. Zupełnie nie wyszedł jej jeden mecz, kiedy poległa w Białymstoku. Zdawało się, że po porażce 1:4 cichutko wróci do szeregu i już nie będzie faworytów targać za wąsy. Mecze na obcych boiskach ją przerastały, potrafiła „fikać” tylko u siebie. Po wizycie u mistrza Polski wiele się zmieniło. Zespół Grzegorza Nicińskiego odkrył w sobie nowe możliwości i teraz powinien być jeszcze groźniejszy. Oczywiście w Gdyni muszą pamiętać, że entuzjazm beniaminka mija równie szybko, jak się pojawia. Ale póki jest, trzeba się nim cieszyć. I wyrywać punkty, komu tylko się da.