Tak jak od rybaka wymaga się, by z morza wrócił z sieciami pełnymi ryb, a od piekarza, by codziennie rano zapewniał świeży chleb, tak od napastników mamy pełne prawo oczekiwać bramek. Jest to ich zawód? No jest. I gdy spojrzymy na bilans bramkowy Wisły Płock, teoretycznie nie byłoby się do czego przyczepić, nie? 5 goli w 3 meczach – jak na beniaminka wynik bardziej niż przyzwoity. A jednak snajperzy „Nafciarzy” nie mają w nim żadnego udziału.
Wygląda to kompletnie na opak:
– 2 gole środkowego obrońcy Szymińskiego
– 1 gol środkowego obrońcy Bozicia
– 1 gol skrzydłowego Recy
– 1 gol środkowego pomocnika Furmana
Z zawodników o inklinacjach typowo ofensywnych strzelił tylko Reca. W dodatku – ze spalonego.
Gol Wisły na 1:0 w Gliwicach, w momencie podania od Lebedyńskiego, Reca jest na minimalnym spalonym
Fakty są takie, że prawidłowego gola z gry Wisła jeszcze nie strzeliła. Oczywiście trzeba chwalić to, że trener Marcin Kaczmarek stałe fragmenty dopracował do perfekcji, bo jego zespół dwie bramki (obie z Legią) zdobył po rzutach rożnych Furmana, jedną z rzutu wolnego pośredniego (z Lechią), również w wykonaniu byłego pomocnika Legii, a jedną z karnego (także z Lechią) wykonywanego przez „Furmiego”. Ale już indolencja piłkarzy na wskroś ofensywnych musi martwić.
Najlepszy w poprzednim sezonie Lebedyński? Nic. Kante? Nic. Iljew? Hemeha? Merebaszwili? Kriwiec? Piotrowski? Kun? Zero, zero, zero, zero, zero i jeszcze raz zero. Dobra, w przypadku Kante nieszczególnie nas to dziwi, ale żeby każdego z pozostałych w większości przypadków musieli wyręczać stoperzy (3 bramki) lub defensywny pomocnik (1 gol)?
I gdyby jeszcze ci piłkarze dochodzili do sytuacji strzeleckich, to wszystko byłoby w miarę w porządku. Wiadomo – jeśli są sytuacje, to i bramki powinny przyjść. Ale trio nominalnych napastników: Lebedyński, Iljew, Kante, oddało w trzech meczach ledwie 2 celne strzały (statystyki za Ekstrastats):
Mikołaj Lebedyński – 1 strzał/1 celny
Dimitar Iljew – 3 strzały/0 celnych
Jose Kante – 3 strzały/1 celny
Dziś jest szansa do poprawy, Wisła składa bowiem wizytę drużynie grającej kompletnie bez defensywy, którą tydzień po tygodniu kompromitowała najpierw Jagiellonia, a później Arka. Trzeba to powiedzieć wprost: panowie, jeśli nie teraz, to kiedy?
fot. FotoPyK