Dziś pochyliliśmy się nad poznańskim Lechem, czyli drużyną, która w tym roku jest w kraju najczęściej obijana. Pokonać “Kolejorza” jest porównywalnie trudno, jak zawiązać sznurówki czy ugotować parówkę (KLIK). Na przeciwległym biegunie mamy z kolei Śląsk, a konkretniej, Śląsk odkąd przejął go Mariusz Rumak. Od tego czasu wrocławianie rozegrali piętnaście meczów ligowych, czyli równowartość pełnej rundy, i tylko raz dali się pokonać – Górnikowi w Zabrzu. Dodajmy też, że była to porażka wybitnie nieszczęśliwa, bo ze straconą bramką w trzeciej minucie doliczonego czasu gry.
Wiadomo, Śląsk w odróżnieniu od Lecha grał w zeszłym sezonie w grupie spadkowej, więc te dorobki są trudne do porównania. Fakty są jednak takie, że wpływ Rumaka na drużynę jest widoczny gołym okiem. Kiedy obecny szkoleniowiec przejmował wrocławian, ci cieszyli się mianem najczęściej obijanych w lidze (12 porażek w 26 meczach). I to właśnie ten kontrast jest tutaj najbardziej wymowny.
Rzecz jasna gra Śląska pozostawia jeszcze wiele do życzenia, co zrozumiałe w kontekście faktu, że latem zespół przeszedł gruntowną przebudowę. Wciąż zbyt wiele jest remisów, choć trzeba uczciwie przyznać, że w tym sezonie wrocławianie dzielili się punktami z samymi papierowymi potęgami – Lechem, Legią i Lechią. Jeżeli dołożymy do tego zwycięstwo w Szczecinie, otrzymamy naprawdę obiecujące wejście w sezon. Różnica pomiędzy Śląskiem z początku rozgrywek i tym z końcówki poprzednich jest taka, że dziś już nie tylko trudno wrocławian pokonać, ale też trudno w ogóle strzelić im bramkę.
Cztery czyste konta z rzędu – tu już nie może być przypadku. Rzecz jasna pamiętamy wczorajszą patelnię Marco Paixao czy strzał w poprzeczkę Nikolicia, ale tak to w piłce jest, że szczęściu trzeba pomóc. Widać jak na dłoni, że Rumak zaczął swoje porządki od ułożenia defensywy, co być może nie sprawia, że mecze Śląska przyjemniej się ogląda, ale z pewnością ma bezpośrednie przełożenie na wyniki. Wypada tu docenić następujące ruchy:
– Postawienie na Pawełka. Gdybyśmy to my mieli decydować, bramkarz Śląska już dawno biegałby karne rundki po lesie oglądałby mecze z wysokości trybun, a tymczasem to jedno z najbardziej pozytywnych zaskoczeń początku sezonu.
– Zabezpieczenie prawej strony defensywy, czyli postawienie na znacznie solidniejszego w tyłach Pawelca kosztem Pawła Zielińskiego.
– Zabezpieczenie środka doświadczonymi Celebanem i Kokoszką (który trzy pierwsze mecze zagrał jako defensywny pomocnik).
– Zakup Portugalczyków, Augusto i Gonçalvesa. Pierwszy momentalnie sprawił, że we Wrocławiu zapomniano o Dudu, a drugi jest chyba największym pozytywem początku sezonu w Śląsku. Zabezpiecza środek pomocy, reguluje tempo gry i błyskawicznie myśli. W jego grze doskonale widać doświadczenie za 140 meczów ligi portugalskiej.
Dzisiejszy Śląsk to drużyna dobrze zbilansowana, grająca mądrze i będąca niewygodna dla każdego rywala. Brakuje tylko jakości z przodu, ale potencjał niewątpliwie jest. Widać jak na dłoni, że czasu potrzebuje jeszcze wciąż zagubiony Alvarinho, dla którego celem ma być odzyskanie formy z Zawiszy (właśnie pod skrzydłami Rumaka). Na drugim skrzydle zaadaptować musi się Łukasz Madej, a z przodu okrzepnąć Mervo, który poprzez zamieszanie z przynależnością klubową opuścił przygotowania. Wydaje się jednak, że te wszystkie elementy układanki – wsparte przez nieobliczalnego Moriokę – można ze sobą złożyć w naprawdę ciekawą mieszankę.
Jakkolwiek spojrzeć, po wesołym okresie pod wodzą Pawłowskiego i dziwacznym pod wodzą Szukiełowicza w tej drużynie wreszcie widać pomysł. Widać też konsekwencję taktyczną i już bardzo wysoką skuteczność w defensywie. Widać też krótką ławkę, no ale przecież nie można mieć wszystkiego. Póki co zapowiada się, że zatrudnienie Rumaka było pierwszym od dłuższego czasu niegłupim ruchem włodarzy Śląska, bo akurat ten trener z całą pewnością ma pomysł na zespół. I, kto wie, być może dzięki temu tym razem nie skończy się na grupie spadkowej.
Fot. 400mm.pl