Testy medyczne – tylko tyle dzieli Leroya Sane od tego, by – po pierwsze – stać się piłkarzem Manchesteru City, a po drugie – wskoczyć na najlepszą drogę do zostania najdroższym niemieckim zawodnikiem w historii. 20-latek mógłby tym samym wyprzedzić między innymi Mesuta Oezila, Mario Goetze czy Matsa Hummelsa, którzy za rekordowe sumy zmieniali barwy klubowe mając już przecież mocno wyrobioną markę.
Sane w Schalke zagrał w 57 meczach, w których zdobył 13 bramek i zaliczył 8 asyst. Na Euro we Francji pojechał, ale Joachim Loew dał mu pograć tylko przez 11 minut. Anglicy zapłacą za skrzydłowego 37 milionów euro od ręki i 18 ukryte w bonusach. Z tym, że są to gratyfikacje raczej oczywiste do spełnienia – jak choćby awans Manchesteru do Ligi Mistrzów. Cała transakcja zamknie się więc w około 55 milionach.
źródło: Transfermarkt.de
Z jednej strony można by pomyśleć – no powariowali ci ludzie. Chłopak walnął parę goli, kilka razy błysnął, a staje się najdroższym Niemcem w historii. Gdy weźmiemy jednak poprawkę na to, że w dzisiejszych czasach płaci się w dużej mierze za potencjał, a nie tylko realną wartość i że byle kto może być wart kilkadziesiąt grubych baniek, to ten transfer przestaje być aż tak zaskakujący.
Sane w Schalke debiutował jeszcze w sezonie 2013/2014, ale tak na dobre rozkręcił się dopiero w poprzednim roku. Gdy w 29. minucie rewanżowego starcia z Realem Madryt na Santiago Bernabeu zameldował się na murawie, a chwilę później kręcił już przeciwnikami na lewo i prawo, co bystrzejsi zapisywali sobie w notatniku jego nazwisko. Gdy w drugiej połowie najpierw rąbnął tak, że Casillas musiał wyciągać piłkę z siatki, a potem posadził na tyłku Modricia i był o centymetry od kolejnego gola – jasne stawało sie, że nie mamy do czynienia z pierwszym, lepszym leszczem.
20-latek pełnię swoich umiejętności pokazał jednak jesienią ostatniego sezonu, bo w zasadzie w pojedynkę ciągnął za uszy Schalke zachwycając wszystkich, którzy w miarę na bieżąco obserwowali rozgrywki Bundesligi. Piekielnie szybki, z zacięciem do kiwania, a przy tym niezwykle kreatywny. Typ skrzydłowego, który nogami może wiązać krawaty i najmniejszego problemu nie stanowi dla niego minięcie całej linii defensywnej w pojedynkę.
Zazwyczaj staramy się uciekać od tego typu porównań, ale Sane ma to, co charakteryzuje najlepszych zawodników na jego pozycji. To coś, co tak ciężko zdefiniować, a co sprawia, że chce się go oglądać jeszcze więcej i więcej. Iskra, błysk, nieprzewidywalność. Niemieckie media nie bez kozery zachwycały się zawodnikiem twierdząc, że chłopaka z taką fantazją nie widziały od czasów Ronaldinho.
Manchester zyskuje więc potwornie utalentowanego skrzydłowego, choć – co akurat znamienne dla zawodników w tym wieku – chimerycznego. Jesienią błyszczał wręcz oślepiająco, za to wiosną zgasł na dobre. Nie szło mu zupełnie, co pociągnęło za sobą konsekwencje dla całego zespołu – Schalke zbyt szybko uzależniło się od przewagi tworzonej przez jednego zawodnika i bez fajerwerków przez niego serwowanych miało kłopoty z regularnym punktowaniem. Nie mamy jednak wątpliwości, że jeśli Pep Guardiola wydaje za jakiegoś zawodnika ponad 50 milionów, to musi to być piłkarz przed którym tak uznany fachowiec widzi wielką przyszłość. A my możemy powoli odhaczać kolejną finansową barierę złamaną w świecie transferów piłkarskich.