Za nami (prawie) trzy kolejki – mocno nie fair byłyby jeszcze wszelkie wyroki i definitywne oceny, natomiast z pewnością jest to wystarczający czas, by ocenić, kto i na co będzie mógł w tym sezonie liczyć. Jeśli jakiś piłkarz miał obawy o miejsce w składzie i do tej pory nie zostały jeszcze one rozwiane – to najlepszy moment, by podejmować decyzje i ratować sezon. Pokazywać się na boisku od biedy i raz w miesiącu zgłaszać się po pensyjkę czy odejść gdzieś, gdzie 90 minut na murawie nie będzie smutnym wyjątkiem, a regułą?
Przygotowaliśmy małe zestawienie piłkarzy, dla których lepiej byłoby, by poszukali sobie jakichś innych miejsc pracy. Braliśmy pod uwagę tylko zawodników z określonym bagażem meczów i wyrobioną renomą w lidze. W przypadków młodych piłkarzy to oczywiste, że im więcej szans na grę, tym lepiej.
Panowie, czas powoli udawać się na rozmowy do trenerów i pospieszać swoich menedżerów. Równo miesiąc do końca okienka, a więc jeszcze nie wszystko stracone. Do dzieła.
STOJAN VRANJES
Jeśli Vranjes zostanie w Warszawie, to może być dla niego fatalny sezon z co najmniej dwóch powodów.
Pierwszy: zmniejszenie limitu obcokrajowców spoza UE.
Drugi: wystrzelenie formy Michała Kopczyńskiego.
Wygląda więc na to, że Vranjes będzie występował w Legii tylko okazjonalnie. Póki co powąchał murawę podczas Superpucharu, a w lidze czy pucharach nawet nie podnosił się z ławki (o ile w ogóle się na niej znalazł). Warszawa to bardzo dobre miejsce do życia i znajdziemy szereg powodów, dla których dobrze byłoby w niej zostać, jednak raczej żaden nie miałby zbyt wiele wspólnego ze sportem.
BARTŁOMIEJ PAWŁOWSKI
Tak, zaliczył w poprzednim sezonie kolejne wypożyczenie. Tak, spisał się na nim bardzo przyzwoicie i – biorąc pod uwagę jego formę – mógł z podniesionym czołem wracać do klubu, z którego już dwa razy musiał się ewakuować. Pawłowski – nawet jeśli będzie w gazie – o miejsce w składzie będzie miał jednak cholernie ciężko, a powody są co najmniej dwa. Pierwszy nazywa się Peszko, drugi – Flavio Paixao. Gdyby jeszcze Pawłowski był pierwszym do zmiany, mógłby siedzieć w klubie i czekać nas swoją szansę. Ale tak nie jest, bo i tu trzeba walczyć o pozycję z Haraslinem i Makiem. Przygnębiające może być to, że choćby i był w mega gazie, wcale nie musi być pierwszym wyborem.
Lechia brutalnie wypluwa kolejnych piłkarzy. Pytanie, czy Pawłowski skorzysta z tego, że miałby pewne miejsce w większości polskich klubów. Dokładnie tak jak…
DANIEL ŁUKASIK
Kolejny przykład modelowego zjazdu w polskiej piłce. Najpierw pograł w Legii, ale w końcu stracił miejsce w składzie. Podobnie wyglądało to w Lechii – tu także wystartował nie najgorzej, ale czas brutalnie go zweryfikował. Piotr Nowak nie przepada za wystawianiem klasycznych defensywnych pomocników, jeśli już się na jakiegoś decyduje, zwykle jest to Kovacević. Gdański klub dał mu zielone światło na wypożyczenie, więc możemy się spodziewać, że gdzieś jednak odejdzie. Jak mówi menedżer piłkarza – prawdopodobnie za granicę. W bardzo optymistycznym scenariuszu ogra się i ktoś wyłoży za niego pieniądze. Wątpliwe jednak, by jego transfer spłacił się choć w połowie.
KAMIL BILIŃSKI
Mariusz Rumak dawał Bilińskiemu wprost do zrozumienia, że w Śląsku zbyt wiele nie pogra. Żeby jeszcze dobitniej to mu uświadomić, musiałby chyba wystawić na atak Mariusza Pawełka. Od niego wolał Moriokę (mimo że na szpicy był fatalny), wolał nieopierzonego Idzika, a kiedy już dostał Mervo, wreszcie mógł spokojnie przespać nockę. Ten transfer to ostateczne pozbawienie złudzeń Bilińskiego. CV ma całkiem niezłe, więc ze znalezieniem klubu większych ciężarów być nie powinno.
DARKO JEVTIĆ
W Lechu poważnie zaburzyli proporcje podczas letnich wzmocnień i kompletnie zapomnieli, że przydałby się jakikolwiek napastnik zamiast zalewu kozackich pomocników. Kogoś z trójki Majewski – Gajos – Jevtić czeka regularne przesiadywanie na ławce rezerwowych i wchodzenie ewentualnie na końcówki. W szerszej perspektywie padnie pewnie na Jevticia. Nie ma w Lechu zbyt mocnej pozycji, nie kryje się z chęcią transferu i otwarcie mówi o tym, że odszedłby, ale nie ma ofert.
To jasne, że ten facet to na ligowym poziomie chodząca gwarancja goli i asyst. Problem w tym, że z ławki rezerwowych liczb nie podreperuje. Darko, czas popędzać menedżera.
JAKUB KOSECKI
Kosa, jaki jest, każdy widzi. Cień piłkarza, który był motorem napędowym Legii i robił sobie z przeciwników tor przeszkód. W tej formie nie ma najmniejszych szans, by odgrywać w Legii istotną rolę. Sam Kosecki odchodzić nie zamierza, więc w tym konkretnym przypadku oswojenie się z klubami pokroju Wisły Płock czy Pogoni Szczecin może okazać się bardzo bolesne. Tym niemniej chyba powoli należy zacząć to robić. W zasadzie im wcześniej, tym lepiej.
MACIEJ JANKOWSKI
Maciej Jankowski JEDNAK nie okazał się wzmocnieniem wicemistrza Polski. Jesteśmy tym tak zdziwieni, że aż za chwilę pospadamy z krzeseł. W barwach Piasta rozegrał tylko jeden pełny mecz. Niby to wszechstronny gracz, ale w tym przypadku mamy raczej do czynienia z sytuacją “jak jesteś do wszystkiego, to jesteś do niczego”. Bez szans na regularną grę. Za to z szansami, by kogoś jeszcze w tej lidze na swoje usługi nabrać.
VANJA MARKOVIĆ
Kolejny poszkodowany zmniejszenia limitu graczy spoza UE w Ekstraklasie. Wprawdzie złożył wniosek o polski paszport, ale to oczywiste, że na rozpatrzenie go poczeka nieco dłużej niż na kebsa zamówionego w budzie nad ranem. Trochę smutno obserwować, jak potoczyła się ta kariera. Dwa sezony temu kręciły się wokół niego niemieckie kluby, jego kandydaturę rozważał także Lech Poznań. Problem w tym, że to właśnie w najgorszym dla siebie momencie zerwał więzadła. Po tym jak doszedł do zdrowia, musi borykać się z limitem UE. W Koronie Kielce ma o tyle trudniej, że jest jednym z czwórki piłkarzy spoza Unii.
Vanja, najlepiej byłoby gdzieś odejść, pograć. Nawet szczebel niżej.
Fot. FotoPyK