Jeśli szukacie pewnej gwarancji popołudniowych emocji i z przyzwyczajenia spoglądacie w kierunku Ekstraklasy, nie mamy dla was dobrych wiadomości. Nikt z nas nie odważy się zaprosić was przed telewizory i zapewniać, że wasze życie na pewno nie będzie uboższe o te dwie godziny, byłoby to lekkim oszustwem. Z drugiej strony wiadomo przecież, że mowa o lidze, w której wszystko dzieje się na opak, więc niespecjalnie zdziwimy się też, jeśli obie ekipy zagrają dziś mecz, który nie pozwoli odkleić się od telewizora i skończy się – powiedzmy – 3:3. To w końcu Ekstraklasa, logika nie ma tu większego znaczenia. A jeśli weźmiemy, że naprzeciwko siebie staną Słowik i Pawełek, może nie zabraknąć także elementów komediowych.
Ani Śląsk, ani Pogoń nie zdołały jeszcze wygrać w tym sezonie meczu. Co więcej, pierwsza z wymienionych drużyn nie umiała nawet strzelić gola. Zakładamy jednak, że któraś z ekip się dziś przełamie i zdobędzie pierwszy komplet punktów w tym sezonie. Która?
PRZEŁAMIE SIĘ ŚLĄSK, BO…
c) Jakub Słowik będzie kontynuował swoją fascynację Mariuszem Pawełkiem i dziś po raz kolejny pobawi się w czołowego asystenta drużyny rywala. Ten mecz w ogóle będzie szczególnym wydarzeniem w życiu Jakuba, który – po tym jak zaczął ujawniać aspiracje do zostania drugim Pawełkiem – zmierzy się dziś z mistrzem w swoim fachu. Kto wie, jeśli nawiąże formą do dwóch poprzednich meczów, może nawet skraść mu show. W obu tych spotkanaich obdarowywał przeciwników równie hojnie co Mikołaj na początku grudnia, w obu skończyło się bez konsekwencji (więcej TUTAJ). Kolejne prezenty nie muszą jednak przechodzić bez echa.
b) do drużyny dołączył wreszcie Bence Mervo. Kiedy Rumak dowiedział się o finalizacji rozmów z węgierskim napastnikiem, spadł mu z serca taki kamień, że aż w okolicy rozważano przez moment ogłoszenie alarmu bombowego. Mervo w zasadzie z miejsca powinien wskoczyć do składu. Oznacza to, że na dziewiątce wreszcie nie wystąpi:
– Ryota Morioka, który na szpicy odbija się od rywali jak kulka w pinballu,
– Mariusz Idzik, który w meczu z Legią zwrócił naszą uwagę wyłącznie chamskimi faulami,
– Kamil Biliński, który u Rumaka ma tak niskie notowania, że w wyścigu o miejsce w ataku na głowę bije go worek ziemniaków.
c) wbrew pozorom nie jest w najgorszej formie. Dwa punkty w meczach z Lechem i Legią to – jakkolwiek spojrzeć – wcale nie najgorszy wynik. Jasne, mowa o ostatnim zespole w tabeli i drużynie, która na starcie sezonu ma nieco inne priorytety, ale to i tak wynik, który Mariusz Rumak przed sezonem być może brałby w ciemno. Chwalić się nie ma czym, ale w lustro można spoglądać bez większego stresu.
PRZEŁAMIE SIĘ POGOŃ, BO…
a) Śląsk zagra tak samo jak w dwóch pierwszych meczach. To zła informacja dla widzów: podczas pierwszych 180 minut z zespołem Rumaka mieliśmy wrażenie, że lepiej bawilibyśmy się ucierając właśnie chrzan albo patrząc się bezwiednie w czarną ścianę. Ale całkiem niezła dla szczecinian: nie potrzeba wiele, by zrobić w ataku więcej, niż drużyna z Wrocławia.
b) Śląsk Wrocław nie jest drużyną, która z wyjazdów przywozi spektakularne dorobki. W poprzednim sezonie komplet punktów ugrywała tylko w Bielsku (dwa razy), Łęcznej i Poznaniu. Poza stadionem ze stolicy Wielkopolski, nie były to szczególnie wymagające tereny. Szczecin w poprzednim sezonie (tylko trzy porażki gospodarzy) z pewnością należał do niegościnnych stadionów.
c) wreszcie zacznie strzelać Zwoliński. Nie ma co się oszukiwać, “Zwolak” od dłuższego czasu wygląda przeciętnie. Od super-perspektywicznego napastnika, do napastnika jako takiego, który czasem coś strzeli (ale nie za często), czasem coś poda (ale raczej nie w tempo), czasem wyjdzie na pozycję jak dawniej (ale raczej schowa się za kolegami). Zwoliński po kontuzji nie odnalazł jeszcze starej formy, ale – umówmy się – to przecież w końcu musi się stać. Raczej prędzej niż później.
Oczywiście jest jeszcze jedna ewentualność…
NIE PRZEŁAMIE SIĘ ŻADNA, BO…
a) Śląsk znów nie strzeli bramki,
b) Kazimierz Moskal.
Niestety, ale to na ten moment to mocno prawdopodobna możliwość.
Fot. FotoPyK