– Teo ma już powoli dość Ukrainy. Wiadomo, jak tam wygląda sytuacja. Rozmawiałem z władzami klubu o jego odejściu – przyznaje Marcin Kubacki, menedżer piłkarza. Faktycznie na skutek wojny i osłabienia się ukraińskiej gospodarki poziom tamtejszej ligi systematycznie się obniża, poza Dynamo i Szachtarem wszystkie kluby przeżywają ogromne kłopoty. Teodorczyk nie może jednak narzekać na finanse. – Dynamo płaci na czas – zapewnia agent piłkarza. O przyszłości Łukasza Teodorczyka czytamy w dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym”.
FAKT
Na start informacja o etapie, na którym jest transfer Arka Milika.
Arkadiusz Milik (22 l.) przeszedł wczoraj testy medyczne w Napoli. Była to ostatnia przeszkoda przed podpisaniem pięcioletniego kontraktu z neapolitańskim klubem. Jako że nie miał poważnych kontuzji, takie badania można uznać za formalność. Reprezentant Polski w środę wyleciał do Włoch, w Villa Stuart przechodził badania lekarskie (podobnie jak Karol Linetty, który przechodzi z Lecha do Sampdorii Genua). Będzie kosztował 32 mln euro, do tego jego dotychczasowy pracodawca Ajax Amsterdam może liczyć na kolejne trzy mln w formie bonusów.
Od zakapiora do mentora. Piotr Stokowiec podczas kariery piłkarskiej lubił przesadzić.
Czy zawodnik może uzbierać 10 żółtych kartek w ciągu jednej rundy i nie nazywać się Tomasz Hajto? Może. Takim piłkarzem był obecny trener Zagłębia Piotr Stokowiec (42 l.). Wiele ze swojej waleczności przeniósł na zespół. (…) – Wchodził kolanem, łokciem. Taki boiskowy łobuz, ale też facet z poczuciem humoru. Umiał się śmiać z siebie i innych. Pamiętam jak wkręcał Rafała Nakręta, żeby podszedł do telefonu. “Rafał, pilne, dzwonią z Legii” – opowiada Remigiusz Jezierski (40 l.).
Jakub Słowik od początku sezonu bawi się w Mariusza Pawełka. Moskal walnie w końcu pięścią w stół?
Słowik sezon rozpoczął jako podstawowy golkiper Portowców, ale w pierwszych dwóch kolejkach nie zachwycał formą. Co prawda nie zawinił przy żadnym z trzech straconych goli, jednak więcej w tym zasługi szczęścia niż umiejętności. Z Wisłą Kraków (1:2) dwa razy stracił piłkę w okolicach własnego pola karnego, tyle że zawodnicy Białej Gwiazdy nie potrafili wykorzystać jego błędów. – Zagrania Kuby kilkakrotnie podniosły mi ciśnienie. W ostatnim letnim sparingu zachowywał się podobnie i liczyłem, że wyciągnie wnioski z tamtej nauczki. Nie zrobił tego. Czasem trzeba ryzykować, ale to podejmowane przez Kubę momentami było zbyt wysokie – grzmiał po spotkaniu Moskal.
Maciej Górski opowiada, że pierwsza liga to rzeźnia. Trudno się z tym nie zgodzić.
– W pierwszej lidze idzie młócka, często to jest zwyczajna rzeźnia. W meczu z Dolcanem w 15. minucie dostałem z łokcia – osiem szwów, założono mi je na łuku brwiowym, kwadrans później już mi zszywano czoło – dziewięć szwów. Wyglądałem jakbym z wojny wrócił. Rywale nie zostali ukarani – opowiada Górski. Dziś wieczorem w Poznaniu postara się o drugiego gola w ekstraklasie. – Byłem bliski rezygnacji z piłki. Myślałem o wyjeździe za granicę, do zwykłej pracy. Na szczęście wszystko potoczyło się inaczej. W Poznaniu wyjdę pewny, bo nie obawiam się Lecha – uśmiecha się Górski.
GAZETA WYBORCZA
W “Wyborczej” tylko tekst o wczorajszym meczu Zagłębia.
W historii LE (czyli od 2009 r.) ledwie sześć drużyn (na 478 startujących!) przebiło się od I rundy – eliminując po drodze czterech rywali – do fazy grupowej. W poprzednim sezonie tylko dwie – azerska Gabala i norweski Rosenborg. Wydawało się, że w tym szansę na dołączenie do tego grona ma Zagłębie. Trzeci zespół ubiegłego sezonu ekstraklasy wyeliminował Slaviję Sofię, a potem Partizan Belgrad. W trakcie tych czterech meczów nie stracił gola przez 305 minut. Wicemistrza Danii powstrzymał jednak tylko 19 minut, a po kolejnym kwadransie dał sobie wbić kolejnego gola. I to po wrzucie z autu. Duńczycy grali twardo, agresywnie, bezpośrednio. Taki styl nie jest jednak obcy Zagłębiu, które nauczyło się mieszać różne style gry. Lubinianie raz potrafią rozegrać akcje kombinacyjnie, aby potem przeprowadzić atak skrzydłem zakończony wrzutką. Innym razem obrońca Zagłębia zagra w skandynawskim stylu, długą piłkę do napastnika. W czwartek dali się jednak zaskoczyć.
SUPER EXPRESS
Tabloid poświęca dziś dwie strony pierwszej lidze. Przytoczymy tekst o Ireneuszu Mamrocie, najdłużej pracującym trenerze na tym szczeblu.
– W grudniu minie sześć lat, odkąd jestem w Chrobrym. Od sir Aleksa Fergusona, który w Manchesterze United przepracował prawie trzy dekady, dzieli mnie kosmos, ale rzeczywiście zdarza się, że kibice żartobliwie nazywają mnie “Fergusonem” – śmieje się szkoleniowiec, który może się pochwalić aż… ośmioma awansami! – Wcześniej bowiem prowadziłem od B-klasy do III ligi Wulkan Wrocław. Potem wycofał się sponsor, a ja wróciłem do rodzinnej Trzebnicy, gdzie szkolenie piłkarzy IV-ligowej Polonii łączyłem z pracą w “Nowej Gazecie Trzebnickiej” – opowiada nam.
Wojciech Kowalczyk chwali Nikolicia: na takiego napastnika Legia czekała od lat.
Nikolić jest obecnie najlepszym strzelcem eliminacji Ligi Mistrzów, z czterema bramkami. Przekonałeś się do niego?
W jakimś sensie to napastnik, na jakiego Legia czekała od lat. Nie chodzi mi o to, że taki super, ale że bardzo skuteczny. Jak ma okazje, to z reguły ich nie marnuje. Strzela gole, po których Legia przechodzi do kolejnych rund i w sumie o to chodzi. Moim zdaniem na początku sezonu jest tylko za szeroki w d., ale może tylko ja mam takie wrażenie?
PRZEGLĄD SPORTOWY
Dziś w “PS” – jak co piątek – masa czytania. Okładka:
Milika od podpisania kontraktu dzielą już tylko formalności, “PS” pisze większy tekst o reprezentancie Polski.
Milik wskauje na nowy, znacznie wyższy poziom – do silniejszej ligi i klubu żądnego przebywania wśród najlepszych, skoncentrowanego na permanentnym sukcesie. Będzie oceniany przez fanatycznych kibiców, którzy nie patyczkują się z największymi gwiazdami klubu. Może spodziewać się ciągłych porównań do Higuaina, króla strzelców poprzedniego sezonu, zdobywcy 36 goli. Przede wszystkim z Argentyńczykiem i jego nowymi kolegami będzie rywalizował o Scudetto. 23-latek wciąż się rozwija, jest inwestycją na przyszłość, ale wskakuje też na głęboką wodę, wchodzi w ekstremalnie wymagające środowisko, dla którego liczy się “tu i teraz”. W Ajaksie zdarzały mu się słabsze okresy w sezonie, momenty nieskuteczności, wahania formy. Zakochany w calcio Neapol na pewno będzie bardziej niecierpliwy niż Amsterdam, a patrzący na każdy ruch dziennikarze z Półwyspu Apenińskiego krytyczni na swoich łamach przy każdym większym potknięciu. Milik zapewnia, że jest gotowy na taką presję.
Menedżer Łukasza Teodroczyka zapowiada: piłkarz chciałby zmienić otoczenie.
Nic dziwnego, że myśli o zmianie pracodawcy. – Teo ma już powoli dość Ukrainy. Wiadomo, jak tam wygląda sytuacja. Rozmawiałem z władzami klubu o jego odejściu – przyznaje Marcin Kubacki, menedżer piłkarza. Faktycznie na skutek wojny i osłabienia się ukraińskiej gospodarki poziom tamtejszej ligi systematycznie się obniża, poza Dynamo i Szachtarem wszystkie kluby przeżywają ogromne kłopoty. Teodorczyk nie może jednak narzekać na finanse. – Dynamo płaci na czas – zapewnia agent piłkarza. Piłkarz nie chce jednak siedzieć bezczynnie i zadowalać się wysokim wynagrodzeniem. – Na razie jest jeszcze za wcześnie na szczegóły, ale mam nadzieję, że w ciągu kilku dni będzie w tej sprawie więcej konkretów – dodaje Kubacki.
Skoro kilku młodych Polaków opuściło w tym oknie transferowym kraj, “Przegląd” analizuje, dlaczego w przeszłości nasi piłkarze przepadali na zachodzie.
To zaczyna się już od trampkarzy. Ci najbardziej zdolni wzrastają w atmosferze sielanki, zewsząd są głaskani i zapewniani o dużej skali talentu. Nie wytrąca się ich ze strefy komfortu, jak w tych poważnych akademiach, gdzie najlepszych przesuwa się do starszej grupy, by poczuli konkurencję. Zostają wśród rówieśników, na tle których błyszczą. Kiedy wychowani w piłkarskim inkubatorze zderzają się w poważnym futbolu z rywalizacją, nie potrafią się odnaleźć. W Europie takimi talentami jak oni szatnie są wypełnione. – Zawodnik z niezłymi umiejętnościami dostaje abonament na grę w ekstraklasie. Ma dużo miejsca na boisku, a w silniejszych ligach gra toczy się na o wiele mniejszej przestrzeni i pod presją. Wtedy trzeba szybko myśleć. Nasz piłkarz sobie z tym nie radzi, a za granicą długo czekać nie chcą. Nie dajesz rady? Mamy innych. Gdy przybysz z Polski zorientuje się, że poprzeczka poszła zbyt wysoko, wraca do naszej ligi, gdzie znowu nie ma konkurencji. Zadowala go gra na luzie – przekonuje Radosław Gilewicz.
Darko Jevtić zostanie w “Kolejorzu”. Tak przynajmniej twierdzi.
Miał pan niedawno propozycje z dwóch klubów: Partizana Belgrad oraz PAOK Saloniki, a jednak pan nie odszedł.
Z Partizanem nie wiedziałem w ogóle, o co chodzi. Najpoważniejszą propozycję – sami o tym doskonale wiecie – miałem natomiast z Grecji, z PAOK. Nie wyszło, ale o powodach nie chcę mówić, bo nie czas i miejsce na to. Cóż, było, minęło. Koncentruję się na tym, co mam do zrobienia w Lechu.
Można powiedzieć, że pan zostaje na kolejną rundę w Poznaniu?
Tak, bo nie mam żadnych sygnałów dotyczących ewentualnego transferu. Kolejorz to na pewno mój priorytet, będę starał się pracować dla dobra klubu najlepiej, jak potrafię. Tak było, jest i będzie do ostatniego dnia mego pobytu w Poznaniu. Chcę w tym sezonie rozegrać możliwie jak najwięcej meczów i przyczynić się do sukcesów.
Duży tekst o Piotrze Stokowcu. Opowiadają o nim jego koledzy z boiska i trenerzy.
– Piotrek zawsze był przywiązany do detali. Pamiętam że jeszcze jako piłkarz, będąc przed trzydziestką, lubił pytać o elementy treningu. Co robimy, co spodziewamy się przez to osiągnąć. Wiedział, że będzie szkoleniowcem – opowiada Władysław Łach, dziś trener-koordynator Cracovii i były szkoleniowiec Śląska, który w 2000 roku sprowadzał Stokowca na Oporowską. Był wtedy zawodnikiem drugoligowego KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, wyróżniał się ogromnym zaangażowaniem. – Pamiętam, że kiedy przyszedłem do Śląska, zastałem po poprzednim trenerze asystenta Janusza Kudybę i włączyłem go do sztabu. Napisaliśmy na kartkach swoje listy życzeń – kogo trzeba sprowadzić. Mówię Januszowi “pokaż”, a tu okazuje się, że obie otwiera ten sam zawodnik. Właśnie Piotrek. Piłkarsko nie był wirtuozem, ale z charakteru to drugi Tomek Hajto – dodaje Łach.
Marcus da Silva opowiada o trudnych początkach, kiedy problemem było nawet mieszkanie.
Na obozie w Hanowerze przebywała Flota Świnoujście. Nie potrzebowali mnie, ale pomogli w znalezieniu nowego klubu. I tak wylądowałem w czwartoligowym Piaście Choszczono. Szybko stałem się ulubieńcem kibiców. Problem w tym, że grałem za pół darmo. Po tym okresie wróciłem do Floty. W Świnoujściu poznałem Michała Leonowicza, właściciela Czarnych Żagań. Zaproponował mi grę w swojej drużynie, w trzeciej lidze. Tutaj natrafiłem na kolejny kłopot: z pozwoleniem na pracę, którego nie potrafiono mi załatwić. Mogłem tylko trenować, nawet nie widniałem na liście płac. Nie miałem za co żyć. Raz na jakiś czas przychodził Leonowicz i dawał po 200-300 złotych na przetrwanie. Mieszkałem z drużyną w hotelu do czasu, gdy okazało się, że Czarni nie zapłacili za nasze noclegi. Pozostali piłkarze zarabiali, więc mieli za co wynająć mieszkania. Ja byłem kompletnie goły. Na szczęście przygarnęły mnie chłopaki. Mieszkaliśmy w czwórkę, ja spałem na sofie. Koledzy znali moją sytuację i nie pozwolili, bym przymierał z głodu.
W dzisiejszej “Chwili z…” Dominik Furman. Przytaczamy fragment o Tuluzie.
W wywiadzie dla Wirtualnej Polski ostro potraktowałeś władze Tuluzy.
Chodzi o to, że stwierdziłem, że nie mieliśmy żadnych relacji, że odkąd wiosną 2014 roku poszedłem na wypożyczenie do Legii, to nie mieliśmy żadnego kontaktu? Powiedziałem prawdę, nic złego, nikogo nie obraziłem. Oni stwierdzą pewnie to samo. Mogę pokazać telefon, udowodnię, że nie dzwonili. Chociaż zmieniłem numer, ale mój menedżer ma ten sam, a do niego też się nie odzywali. Nie mam do nikogo pretensji. Może były jak odchodziłem ale minęło już trochę czasu. Nie ma sensu się nad tym zastanawiać.
Powiedziałeś, że byłeś we Francji samotny.
Czasem przyjeżdżali bracia, czasem mama, ale na co dzień byłem sam. W szatni nie byłem wiodącą postacią. Zresztą zasada jest prosta: dzień po meczu wszyscy rozmawiają o tym, co się działo na boisku. A ja nie miałem o czym gadać. Drugi dzień po spotkaniu zaczynają wyciągać wnioski. A potem już tematem jest kolejny mecz. Gdy wiedziałem, że i tak nie zagram, to o czym miałem mówić? Dziś już wiem, jak się czują zagraniczni piłkarze, którzy przychodzą do polskiej ligi. Dlatego staram się z nimi rozmawiać.
Zmieniłeś się przez te trzy i pół roku od tamtego wywiadu?
Bardzo. Wtedy myślałem, że wszyscy ludzie w piłce są dobrze. Byłem trochę naiwny. Życie mi pokazało, że się myliłem.
Fot. FotoPyK