Reklama

Rollercoaster po krakowsku. Wspominamy epokę Bogusława Cupiała

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

29 lipca 2016, 20:30 • 9 min czytania 0 komentarzy

Od niemal dwudziestu lat związany z krakowską Wisłą. Wpakował w nią miliony, ściągnął multum zawodników, zatrudnił dziesiątki trenerów. Przeżywał spektakularne sukcesy, ale też kompromitujące porażki. I choć głównego założenia spełnić się nie udało, to zapisał się w historii piłkarskiej Polski złotymi zgłoskami. W formie chronologicznej wspominany erę Bogusława Cupiała przy Reymonta.

Rollercoaster po krakowsku. Wspominamy epokę Bogusława Cupiała

LATA 1997-2000

Bogusław Cupiał inwestuje w Wisłę. W klubie, który dotychczas tułał się bliżej dna, a widok dostatku finansowego był tak rzadki jak opady śniegu w RPA, nagle nie brakuje niczego. Piłkarze żyją w luksusie, do Krakowa trafia niezwykle ceniony wówczas szkoleniowiec Franciszek Smuda, a oprócz niego kliku zawodników, o których za kilka lat będzie bardzo głośno – między innymi Tomasz Frankowski, Radosław Kałużny czy Olgierd Moskalewicz. Sezon 97/98 udaje się zakończyć dopiero na trzecim miejscu, co z jednej strony jest sukcesem, a z drugiej wywołuje u nowego inwestora ogromny niedosyt. Wszak Cupiał nie pakował w interes swojej kasy, by oglądać plecy ŁKS-u czy Polonii.

Niedługo kibice Wisły musieli jednak czekać na pierwsze od 1978 roku mistrzostwo kraju. I to zgarnięte nie w byle jaki sposób, bo z kosmiczną przewagą nad drugim w stawce Widzewem – 17 punktów dystansu nad łodzianami tylko potwierdza mocarstwowe plany Cupiała, którego apetyt rośnie i rośnie. Dalej wzmacnia zespół rozbijając bank na kolejne gwiazdy. Po dwa miliony marek za Kamila Kosowskiego i Macieja Żurawskiego przelewa odpowiednio na konto Górnika Zabrze i Lecha Poznań. Konstelację gwiazd uzupełniają też Mariusz Jop, Daniel Dubicki, Adam Piekutowski, Kazimierz Moskal i paru innych.

Kilka tygodni później “Biała Gwiazda” mierzy się w II rundzie Pucharu UEFA z włoską Parmą. 2:3 w dwumeczu wstydu nie przynosi, a dla wchodzącego właśnie do klubu właściciela przekaz jest prosty – w Krakowie można zbudować coś wielkiego. Wielkiego nawet w skali europejskiej.

Reklama

Cieniem kładzie się natomiast incydent kibicowski. Dino Baggio zostaje przetrącony lecącym z trybun nożem. Efektem tego zdarzenia jest wykluczenie Wisły z rozgrywek pucharowych na rok w ciągu najbliższych pięciu lat.

LATA 2000-2002

Bogusław Cupiał, tak samo jak z wielkiego zaangażowania w pracę zaczyna też słynąć z tego, że jest człowiekiem w gorącej wodzie kąpanym. Ochoczo i bez mrugnięcia okiem zmienia kolejnych trenerów, często nawet po raptem kilku gorszych meczach. Ten okres rządów 60-latka można teoretycznie określić jako czas bezustannego poszukiwania stabilizacji. Przez ławkę trenerską przewijają się choćby nazwiska Oresta Lenczyka czy Adama Nawałki i choć klub dwukrotnie sięga po mistrzostwo, a w europejskich pucharach potrafi stworzyć choćby takie widowisko…

… to Cupiałowi wciąż jest mało. W polskiej lidze jest na rynku transferowym tym, kim w Niemczech Bayern Monachium – gdy któryś zawodnik wpada mu w oko, to po prostu ściąga go do Małopolski. Tak było w tamtym okresie choćby z Arkadiuszem Głowackim, Marcinem Baszczyńskim czy Mirkiem Szymkowiakiem. Wisła, z której fontanna pieniędzy tryskała wtedy na lewo i prawo, wzmocnień szuka także zagranicą i przyznać trzeba – ze świetnym skutkiem. Latem 2001 roku do klubu trafiają choćby Kalu Uche czy Mauro Cantoro, którzy przez kilka kolejnych lat mają stanowić o sile “Białej Gwiazdy”. Do klubu powraca też Franciszek Smuda, który z wysokości ławki obserwuje wtedy jak jego piłkarze toczą dzielne boje o awans do Ligi Mistrzów z FC Barceloną.

Reklama

Kluczowy w erze Cupiała jest jednak marzec 2002 roku. Franza zastępuje Henryk Kasperczak, który na poważnie zaczyna realizować mocarstwowe plany możnego inwestora.

LATA 2002-2004

Zaczynamy część główną przedstawienia. Wisła po roku przerwy powraca na tron, a przede wszystkim robi furorę w europejskich pucharach. Tej pięknej historii nie trzeba pewnie opowiadać po raz wtóry, bo znają ją wszyscy kibice od Odry po sam Bug, ale jesteśmy już tak spragnieni podobnych emocji, że musimy to przypomnieć: w rundzie kwalifikacyjnej zaczyna się od rozjechania 8:0 w dwumeczu irlandzkiego Glentoranu. Potem jeszcze gładkie 8:1 z Primorje i przychodzi czas na przeciwników z najwyższej półki.

Na pierwszy ogień Parma w składzie z Freyem, Nakatą, Gilardino, Adriano czy Mutu. Kompletny kosmos. Skromna porażka 1:2 na wyjeździe i szokujące 4:1 po dogrywce u siebie. Kolejna przeszkoda? Schalke 04. Po pechowym remisie i fatalnym błędzie Angelo Hughesa w Krakowie, wydawało się, że o awans do czwartej rundy będzie niezwykle ciężko. Tymczasem w rewanżu – masakra w Gelsenkirchen. Dwa gole Żurawskiego, po jednym Uche i Kosowskiego. Ze strony gospodarzy na listę strzelców wpisał się tylko Tomasz Hajto, a jakże by inaczej, znów po błędzie Hughesa.

Podopieczni Henryka Kasperczaka zatrzymali się dopiero na Lazio po bardzo, bardzo pechowym dwumeczu. A było cholernie blisko.

Nic więc dziwnego, że oczekiwania przed eliminacjami do Ligi Mistrzów sezonu 2003/2004 były ogromne. Jeszcze większe było jednak rozczarowanie. 0:1 i 1:3 z Anderlechtem, a kilka tygodni później nordic-wpierdol od Valerengi Oslo w Pucharze UEFA. Tę gorzką pigułkę Bogusław Cupiał jeszcze przełknął, ale kompromitacji w starciu z Dinamo Tbilsi niemal rok później już nie zdołał. Pewnym było, że czas Kasperczaka przy Reymonta dobiegł już końca, ale zwolnić go wcale nie było tak łatwo. Szkoleniowiec wynegocjował sobie bowiem długi i bardzo lukratywny kontrakt, a Wisła kombinowała jak koń pod górkę, by tę umowę spuścić w kiblu i zaoszczędzić grube miliony. Bezskutecznie.

ROK 2005

Drużynę chwilowo przejął Verner Liczka, który doprowadził ja do końca sezonu i zdobył nawet mistrzostwo. Nie uratował jednak tym swojej posady, gdyż Bogusław Cupiał miał już na oku kolejnego kandydata. Władysław Jerzy Engel, który cztery lata wcześniej wprowadził Polskę na mundial miał być tym, który sprowadzi do Krakowa Ligę Mistrzów.

Wisła znów rozpieprza kasę, znów szykuje wielkie wzmocnienia. 400 tysięcy euro na Darka Dudkę? Żaden problem. 200 za Kryszałowicza? Płacimy. 500 za Barreto, 400 za Norberta Vargę i 200 za Gołosia? Klepiemy te interesy.

Prawdopodobnie najbardziej emocjonujący dwumecz z udziałem polskiej drużyny w tym stuleciu. Wspaniałe 3:1 u siebie z Panathinaikosem i wyjazdowy bój, który przeszedł do historii. Teraz możemy tylko wspominać i gdybać: co by było, gdyby Majdan lepiej odbił strzał z rzutu wolnego, który dobił Olisadabe; co by było gdyby sędzia nie pomylił się przy zagraniu Penksy; co by było gdyby nie rykoszet po uderzeniu Papadopoulosa. I tak dalej, i tak dalej.

Ostatecznie Wisła skończyła z niczym – Grecy wybili jej z głowy marzenia o Champions League, Legia o mistrzostwie Polski, a Zagłębie Lubin o krajowym pucharze. Engel na stanowisku nie dotrzymał nawet Wigilii i jasne stało się, że zanim przeprowadzony zostanie kolejny szturm na Ligę Mistrzów, trzeba będzie chwilę odsapnąć i spojrzeć na wszystko spokojnym okiem.

LATA 2006-2010

Bogusław Cupiał ponownie szukał po omacku drogi do sukcesu. Znów zmieniał trenerów i próbował kolejnych rozwiązań. Nie wypaliła opcja zagraniczna z Danem Petrescu, bo jak po latach opowiadał sam zainteresowany – zawodnikom “Białej Gwiazdy” zwyczajnie się nie chciało. Nie chciało im się ciężko harować, zapieprzać na treningach, skrupulatnie wypełniać polecenia szkoleniowca. Pudłem okazały się też próby ponownego zatrudnienia Nawałki, potem Okuki czy Moskala. Stabilizację dał dopiero Maciej Skorża, który zdobył dwa mistrzostwa kraju. Niezmienny był natomiast brak sukcesów w Champions League, bo pierwsza próba awansu skończyła się wraz z wylosowaniem FC Barcelony, a druga kompromitacją w konfrontacji z estońską Levadią Tallin. To zresztą jeden z największych – obok porażek z Valerengą czy Dinamo – blamaży w erze Cupiała. Levadia już na zawsze pozostanie synonimem upokorzenia w polskiej piłce. Punktem odniesienia dla wszystkich euro- i agrowpierdoli jaki zbierały i zbiorą kluby znad Wisły.

W międzyczasie Wisła nie ustawała też w ofensywie transferowej, bo przez te kilka lat do klubu trafiło wielu świetnych zawodników, choć coraz częściej zdarzały się też spektakularne pudła.

LATA 2010-2011

Przed sezonem 2011/2012 Wisła stała się obozem międzynarodowym. Estoński bramkarz, w obronie Serb, Honduranin, Bośniak, Kostarykańczyk, Holendrzy, przed nimi Izraelczyk i Słowieniec, z przodu jeszcze jeden Izraelczyk, a ponadto Bułgar i Serb. Masa zagranicznych zawodników, holenderski szkoleniowiec Robert Maaskant, do tego dyrektor sportowy Stan Valckx.

Bogusław Cupiał dokładnie przed pięcioma laty poszedł all-in. Położył na szali dalsze losy klubu. Uznał, że albo zgarnie wszystko i wyjdzie z kasyna w lektyce, albo wyniosą go bez grosza przy duszy i usadzą gołym tyłkiem na bruku.

I posadzili. Do zgarnięcia fortuny zabrakło trzech minut. APOEL był w rewanżu o wiele lepszy, ale jakimś cudem awans był na wyciągnięcie ręki. Nie udało się po raz kolejny. To był koniec marzeń nie tylko tamtego lata, ale i przez kilka kolejnych.

Ostatecznie krakowianie zostali strąceni do Ligi Europy, gdzie summa summarum poszło im dobrze, bo w dramatycznych okolicznościach, dzięki bramce Odense w meczu z… Fulham, udało się awansować do fazy pucharowej. Tam jednak lepszy okazał się Standard Liege i to był w zasadzie ostatni błysk Wisły na salonach.

LATA 2012-2016

Cypryjski horror, zgodnie z przewidywaniami, wpędził klub w ogromne tarapaty. Z zespołu, które jeszcze do niedawna skupował największe gwiazdy i walczył z przeciwnikami z wysokiej, europejskiej półki jak równy z równym, pozostało mgliste wspomnienie. Po zwolnieniu Maaskanta przez Reymonta przewinęło się już ośmiu trenerów, a dwóch z nich było zatrudnionych po dwakroć.

Bez tytułu

OGROMNE problemy finansowe, konflikty z kibicami. Obraz nędzy i rozpaczy.

Swego czasu bardzo głośno było o awanturach z Jackiem Bednarzem, które na naszych łamach relacjonowaliśmy w ten sposób:

Bednarz długo brał na siebie wszystkie razy. Skutecznie roztaczał parasol ochronny nad Cupiałem, którego złość kibiców personalnie nie dosięgła. Bednarz oczywiście nie robił tego za nic, ani dla idei – wiedział jakie są koszty oraz jakie zyski. 40 tysięcy złotych raz w miesiącu, pewna, prestiżowa funkcja, do tego wizerunek człowieka twardo sprzeciwiającego się chuligaństwu na stadionach. Niezłomnego i nieugiętego, któremu chłopcy odpalający racę na trybunach nie będą w kaszę dmuchać. Swoje przez to się nasłuchał, zbierał joby z każdej strony, ale sam zrezygnować nie mógł. Byłoby to po pierwsze – zupełnie nieracjonalne finansowo, po drugie – wizerunkowo niespójne z tym, co prezentował.

Dzisiaj Bednarz został więc ostatecznie ODWOŁANY. Stało się dokładnie to, czego należało się spodziewać. Pytanie brzmiało tylko: kiedy?

A jakby tego było mało to czkawką – i to taką poczwórną – ciągle odbijał się klubowi okres, gdy Cupiał postawił na holenderską myśl szkoleniową. Spory z zawodnikami o zaległe pensje, grube odsetki dla samego Maaskanta. Generalnie – burdel na kółkach. “Przegląd Sportowy” tak pisał o niektórych zatargach finansowych Wisły:

Bednarz przekonuje, że w ciągu ostatniego roku sytuacja finansowa klubu uległa poprawie. Piłkarze dostali zaległe pensje za listopad i styczeń, ale muszą jeszcze poczekać na wypłatę premii. Obecnie w FIFA toczą się dwie sprawy przeciwko Wiśle założone przez Milana Jovanicia oraz Cwetana Genkowa, ale te procesy jeszcze potrwają i nawet po niekorzystnym dla klubu wyroku, uregulowanie zaległości wobec tych piłkarzy nie będzie wymagane przed złożeniem najbliższego wniosku licencyjnego. Niebawem zakończyć powinien się natomiast spór z Robertem Maaskantem, który domagał się wypłacenia zaległych odsetek (około 40 tys euro). – Z Maaskantem ustaliśmy, jaka ma to być kwota, na zapłatę mamy czas do 5 marca – tłumaczy Bednarz.

Co gorsza, klub osiągał coraz słabsze wyniki, a co za tym idzie – drastycznie malały wpływy do budżetu. Księgowa dwoiła się i troiła, wyciskała grosz skąd tylko mogła, ale nic z tego – dziś Wisła jest klubem zwyczajnie biednym, a o wielomilionych transferach nie ma nawet co marzyć.

Po 19 latach Bogusław Cupiał wycofuje się z interesu i choć nie mamy wątpliwości, że jego decyzji towarzyszy uczucie ulgi, to na pewno w dużej też mierze niedosytu. Wisła za jego panowania dostarczała nam masę wspaniałych emocji, rozgrywała mecze historyczne, spektakularne, ale nie osiągnęła przez niemal dwie dekady wymarzonego celu – awansu do Ligi Mistrzów. Za każdym razem – nie licząc czasu doliczonego – brakowało trzech minut. Tych przeklętych trzech minut, które mogły na długie, długie lata totalnie wywrócić hierarchię klubów w naszym kraju.

fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...