Zakończenie wielkiego reprezentacyjnego turnieju to dobry moment, by powiedzieć: pas. To norma, że w tym okresie wiele gwiazd ogłasza, że kończy z piłką w takim wydaniu, więc zdziwilibyśmy się, gdyby tym razem było inaczej. Najmocniejszy strzał? Oczywiście Leo Messi, który po kolejnym rozczarowaniu, w wieku zaledwie 29 lat, zapowiedział, że więcej w ekipie Albicelestes już nie wystąpi. Ale to dopiero początek listy, na której znajdują się już z reguły ludzie z trójką z przodu w rubryce wiek. Ot, choćby Zlatan Ibrahimović, choćby Petr Cech, choćby Darijo Srna, jeśli chodzi o graczy z szerokiego topu, a lada moment należy spodziewać się kolejnych koniec końców smutnych wieści. Dziś przyszły one z Niemiec – z tamtejszą reprezentacją żegna się Bastian Schweinsteiger.
Schweinsteiger, czyli kolejny z mistrzów świata, bo zaraz po mundialu w Brazylii grę w kadrze Loewa odpuścili sobie Philipp Lahm, Per Mertesacker i Miroslav Klose. Po wyłączeniu starego lisa pola karnego, szybko w oczy rzuca się wspólny mianownik: tak naprawdę żadni z nich emeryci. Stoper Arsenalu zrezygnował jeszcze przed 30. urodzinami, zawodnik Bayernu jest od niego tylko nieco ponad rok starszy, a Schweini w poniedziałek skończy dopiero 32 lata.
– Joachim Loew doskonale wiedział, że Euro 2016 znaczyło dla mnie bardzo dużo, bo chciałem wygrać tytuł, którego Niemcy nie zdobyły od 1996 roku. Jednak nie udało się i muszę to zaakceptować – to fragment pożegnania Schweinsteigera z drużyną i kibicami, zdominowanego rzecz jasna przez podziękowania. No bo też dziękować było za co, długą drogę udało się razem przebyć…
– 12 lat,
– 120 występów,
– 12 z kapitańską opaską na ramieniu,
– 24 gole i 39 asyst,
– 7 dużych turniejów (ME+MŚ), na których tylko raz nie udało się dotrzeć do strefy medalowej,
– złoty medal mistrzostw świata, 2 brązowe, srebro na Euro 2008.
Do tego rzecz jasna hektolitry wylanego potu, setki odbiorów, grube tysiące wymuskanych podań. Schweinsteigera poniekąd można uznać za symbol nowych, lepszych czasów w niemieckiej piłce. On, Lahm, Klose i Lukas Podolski (którego czas w kadrze też chyba powoli dobiega końca), to w zasadzie ostatni piłkarze, którzy pamiętają ekipę Rudiego Voellera, która poniosła klęskę na Euro 2004, będącą momentem zwrotnym. Po niej stery w reprezentacji przejął Juergen Klinsmann, a z czasem jego asystent, Joachim Loew. Nie tyle był świadkiem budowania złotej drużyny, co po prostu jednym z jej filarów.
Zaczynał jako skrzydłowy z kiczowatą fryzurą i stylem życia, który odpowiadał przede wszystkim brukowej prasie, bo regularnie dostarczał jej tematów, a kończy jako wybitny rozgrywający. Pan Piłkarz, przez wielkie „P”.