Wicemistrzostwo Niemiec. Finał krajowego pucharu i porażka z Bayernem po serii rzutów karnych. Ćwierćfinał Ligi Europy i odpadnięcie po przepięknym boju z Liverpoolem. Styl? Z reguły imponujący nawet bardziej niż same osiągnięcia. Pierwszy sezon pracy Thomasa Tuchela w Borussii Dortmund trzeba oceniać pozytywnie, tym bardziej, że wskoczył przecież w buty po człowieku, o którym po latach kibice będą pieśni śpiewać. Jednak patrząc na to, co klub z Dortmundu właśnie wyprawia na rynku transferowym, można powiedzieć jedno: apetyty na Signal Iduna Park na dziś wzrosły o jakieś 158%.
Mówiąc wprost i cytując klasyka: mają rozmach skurwysyny. Ale po kolei.
Pewne i nieuchronne jak eurowpiedol dla przynajmniej jednego polskiego klubu w sezonie było to, że tego lata jakieś gwiazdy Dortmund opuszczą. Kwestia skali i samych nazwisk ciągle była otwarta, ale fani od dłuższego czasu byli przygotowywani na to, że będzie boleć. Na razie stanęło na trzech bez wątpienia wielkich graczach:
– Ilkay Gündogan przeniósł się do Manchesteru City,
– Mats Hummels od przyszłego sezonu będzie reprezentował Bayern Monachium,
– Henrikh Mkhitaryan zagra dla Manchesteru United.
Filar obrony, jeden z lepszych środkowych pomocników na świecie (oczywiście zmagający się też z problemami zdrowotnymi), a także ofensywny kozak, za którym sezon życia (23 gole i 32 asysty we wszystkich rozgrywkach!). Oj, są miejsca na świecie, w których sprzedaż na taką skalę mogłaby się zakończyć zamieszkami pod siedzibą klubu. Jednak Dortmundowi to raczej nie grozi.
Po pierwsze dlatego, że na każdym z nich Borussia bardzo przyzwoicie zarobiła, czasy w których Lewandowski odchodził za darmo już raczej w Dortmundzie minęły. Jeśli spojrzymy na zestawienie najdroższych transferów wychodzących w historii klubu, te zajmują kolejno miejsca: czwarte, drugie i pierwsze. Gündogan poszedł za 27 baniek, Hummels za 38, a Mkhitaryan za 42.
Łącznie: fortuna. Jednak co ważniejsze władze klubu z Dortmundu nie miały potrzeby nacieszyć się jej widokiem na bankowym koncie. Ruszono na zakupy. Najbardziej imponujące są dwa ostatnie dni tej wyprawy, bo wczoraj przeprowadzono drugi z najwyższych transferów w historii klubu, a dziś pobito rekord, ale trzeba powiedzieć, że WSZYSTKIE z dotychczasowych ruchów BVB są ciekawe. A łącznie jest ich już OSIEM!
Wygląda to tak:
Andre Schürrle – VfL Wolsburg – 30 milionów euro
Mario Götze – Bayern Monachium – 26 mln
Ousmane Dembele – Stade Rennes – 15 mln
Sebastian Rode – Bayern Monachium – 12 mln
Raphaël Guerreiro – Lorient – 12 mln
Marc Bartra – FC Barcelona – 8 mln
Emre Mor – Nordsjælland – 7 mln
Mikel Merino – Osasuna Pampeluna – 3,75 mln
Takich zakupów nie powstydziłby się nawet najbardziej rozrzutne angielskie kluby. Nie trzeba było mieć w podstawówce piątek z matmy, by policzyć, że już zainwestowano trochę więcej niż zarobiono na wspomnianej powyżej trójce. Nie trzeba studiować raportów analityków, by wiedzieć, że Borussia zakupiła tony potencjału.
No bo o jednej ważnej rzeczy trzeba jednak pamiętać: żaden z tych piłkarzy nie ma więcej niż 25 lat. Mor i Dembele to jeszcze nastolatkowie, Merino niedawno stuknęła dwudziestka, Guerreiro ma 22 lata, Götze – 24, pozostała trójka jest rok starsza. Oczywiście mamy tu dwóch mistrzów świata, świeżo upieczonego mistrza Europy, mamy zawodnika, który jako zmiennik w Barcelonie nakosił masę trofeów, ale każdy z nich najlepszy czas w karierze teoretycznie ma dopiero przed sobą.
No i wracamy do tego nazwiska. Thomas Tuchel. W pierwszym sezonie pokazał, że zasłużył na wielki kredyt zaufania, teraz go po prostu dostał. Ujmijmy to tak: ma pod ręką materiał, by stworzyć potwora. Takiego, który znów – tak jak ekipa Kloppa – utrze nosa gigantowi z Monachium. Może nie już teraz, w pierwszym sezonie, bo przez taką przebudowę ciężko będzie przejść suchą stopą, ale w perspektywie kilkuletniej – to już jego obowiązek.