Z tymi pucharami lepiej dać sobie spokój. Lepiej się z nich wypisać, niż narobić takiego obciachu jak Cracovia i Piast. Za wcześnie zaczynamy, jeszcze wcześniej odpadamy i to z jakimi przeciwnikami. To może szalona teoria, lecz podejrzewam, że w tym sezonie łatwo będzie zająć miejsce dające awans do pucharów. Dla większości jest to bardziej koszmar niż fajna przygoda. Bajki w mediach, jak to oni powalczą w Europie, już chyba wszystkim się znudziły. Dla klubów to same wydatki, podróże i tak dalej. Czy mieliśmy sytuację, że drużyna, która awansowała do pucharów solidnie się wzmocniła, by cokolwiek ugrać, by mieć satysfakcję? – ocenia w dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym” Wojciech Kowalczyk.
FAKT
Temat numer jeden w „Fakcie” – zwolnienie Latala.
O tym, że Latal może odejść, mówiło się już od dawna. Trener był bardzo rozżalony tym, że działacze nie byli w stanie wykupić ani Martina Nespora (26 l.), ani Kamila Vacka (29 l.), kluczowych piłkarzy w poprzednim sezonie. Już w zeszłym tygodniu w klubie toczyły się burzliwe rozmowy, podczas których trener chciał zrezygnować z pracy. Wtedy udobruchano go jednak wystosowaniem kolejnej oferty wykupienia Nespora. Gdy ona także została odrzucona, Latal zaczął głośno i publicznie narzekać na działaczy. Porażka ze Szwedami przelała tylko czarę goryczy.
Do trzech razy sztuka. Czy w trzecim meczu Hasiemu uda się wreszcie wygrać?
Choć trzeba pamiętać, że nie miał łatwego zadania. Brakowało mu czterech podstawowych piłkarzy, którzy byli na Euro 2016. – Dlatego potrzebujemy trochę czasu, aby nadrobili braki w przygotowaniu fizycznym. Optymalna forma drużyny powinna przyjść w sierpniu – powiedział Hasi przed spotkaniem z Jagiellonią. Trener nie będzie ryzykował i nie zabierze do kadry meczowej Michała Pazdana (29 l.), który dopiero w środę odbył pierwszy trening po urlopie.
GAZETA WYBORCZA
Pójść za ciosem Euro 2016. To jedyny piłkarski tekst w GW.
Tuż po ćwierćfinale Polska – Portugalia na warszawskim Mokotowie na polanie między drzewami spółdzielnia mieszkaniowa postawiła bramki. Wcześniej można było tam poleżeć na trawniku, a od Euro 2016 dzieciaki kopią piłkę. Dotąd w Warszawie boiska raczej znikały, a teraz jedno powstało. Czy tak wykorzystamy najlepszy od 30 lat wynik kadry? Wszyscy w Polsce czekali na efekt Euro 2012, ale nie przyszedł.
Już w trakcie Euro w miastach, w których grają kluby najwyższej ligi, pojawiał się samochód ze sprzętem z logo Ekstraklasy SA. W ramach Akademii Klasy Ekstra, na którą zdobyła dofinansowania z Ministerstwa Sportu, trwały jednodniowe imprezy dla dzieci. Ustawiano bramki, tor z przeszkodami, maszynę do mierzenia siły strzałów. Ekstraklasa pierwszy raz na taką skalę spróbowała wykorzystać “euroentuzjazm” do piłki, aby związać najmłodszych z polskimi klubami. – Konsekwentnie realizujemy plan, a Euro 2016 tylko nam pomoże. W 11 miastach pilotażowo odbyły się imprezy, przyszło ponad 8 tys. dzieci. We wrześniu planujemy drugą odsłonę, która będzie otwarciem projektu na lata. Chcemy integrować ludzi wokół klubów. Wspierać je w tworzeniu w ramach Akademii tzw. grup otwartych, które mają wzmacniać potencjał piłkarski młodzieży. Chodzi o gładkie przechodzenie od zabawy z piłką do zawodowstwa, o jak najdłuższą grę, a nie wyłącznie selekcję. Są dzieci, które być może nie będą w stanie grać zawodowo, ale będą mogły rozwijać miłość do piłki – mówi Dariusz Marzec, prezes Ekstraklasy SA.
SUPER EXPRESS
Guilherme walczy, by… nie zginąć jak dinozaury.
Wyjechałeś z Brazylii, mając zaledwie 16 lat. Twój charakter kształtował się w Portugalii i w Polsce. Co zabierzesz ze sobą z naszego kraju kiedy wrócisz do ojczyzny?
Z Europy chciałbym do nas przenieść poziom szkolnictwa, służbę zdrowia, a z Polski zabiorę cząstkę waszego charakteru. Polacy wiele przeżyli podczas II wojny światowej, ale zawsze potrafili się podnieść i z podniesionym czołem walczyć dalej.
To już po części jesteś Polakiem, bo na boisku imponujesz ambicją, nie pękasz przed rywalami większymi od siebie o głowę.
Trener Leonardo Jardim powiedział kiedyś, że dinozaury wyginęły, bo nie potrafiły się przystosować. Jeśli piłkarz nie potrafi się dopasować do nowej ligi, to też na boisku może zginąć. Dlatego walczę.
Radosław Kałużny opowiada o trudnym dzieciństwie. To fragment autobiografii, która ukaże się na dniach.
Piłkarz ujawnia jeszcze jeden szokujący fakt dotyczący ówczesnych relacji z rodziną: “W 2009 roku moja żona Ewa odebrała list zaadresowany do mnie. Niespecjalnie zainteresowałem się tym faktem, więc otworzyła kopertę i zaczęła wrzeszczeć. Potem się rozpłakała, a na końcu wybuchła śmiechem. Rodzina wysłała mi przeuroczą wiadomość. Otóż ich zdaniem byłem im winien sporo kasy. Jeśli dobrze pamiętam: 27 tysięcy złotych. Na tyle wycenili to, co dla mnie zrobili. Karmili, wychowali, ubrali. Słowem, moje dzieciństwo. 27 kafli. Nie dziwię się samemu sobie, że potrafiłem nie odzywać się do nich 8 lat. Na szczęście już się pogodziliśmy. Dzięki mojej żonie nasza czwórka uświadomiła sobie, że Kałużni to coś więcej niż pierd. pieniądze. Byłem bogaty, byłem biedny – to stany przejściowe. A rodzinę ma się na zawsze. Pewnie zrozumieliśmy to wszystko późno. Najważniejsze, że nie za późno” – pisze Kałużny, który z różnych powodów (lekkomyślne podejście do życia, kosztowny rozwód) stracił całą zarobioną w trakcie kariery fortunę i dziś pracuje na budowie, zatrudniony w firmie deweloperskiej szwagra.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
Na start dwa teksty po meczu, ale z troski o was je odpuścimy. Na następnej stronie wywiad z Wojciechem Kowalczykiem.
Z tymi pucharami lepiej dać sobie spokój. Lepiej się z nich wypisać, niż narobić takiego obciachu jak Cracovia i Piast. Za wcześnie zaczynamy, jeszcze wcześniej odpadamy i to z jakimi przeciwnikami. To może szalona teoria, lecz podejrzewam, że w tym sezonie łatwo będzie zająć miejsce dające awans do pucharów. Dla większości jest to bardziej koszmar niż fajna przygoda. Bajki w mediach, jak to oni powalczą w Europie, już chyba wszystkim się znudziły. Dla klubów to same wydatki, podróże i tak dalej. Czy mieliśmy sytuację, że drużyna, która awansowała do pucharów solidnie się wzmocniła, by cokolwiek ugrać, by mieć satysfakcję? Nie. Nawet Legii liczono pieniądze, jakie to ona zarobiła na fazie grupowej Ligi Europy. A ona zarobiła może na to, by wypłacić kontrakty swoim piłkarzom i ich menedżerom. Jeśli warszawianie wzbogaciliby się na pucharach, dzisiaj za te pieniądze robiliby transfery. Wracając na moment do Jagiellonii – można dać wiarę w robotę Probierza. Tyle że jak on znowu osiągnie sukces, rozbiorą mu pół drużyny.
Z trenerów pucharowiczów w ubiegłym roku tylko Michał Probierz zachował posadę.
Jednak on też w pewnym momencie chciał podać się do dymisji. Ciekaw jestem, jak ta Jagiellonia pogra. Tym razem nie będzie wymówki, że za mało odpoczynku, bo miała puchary na głowie. Jagiellonia ma za sobą normalny okres przygotowawczy, mogła spokojnie się rozejrzeć na rynku transferowym. Jaga trafia na idealny czas, by pokonać Legię z powodów, o którym wspomniałem na początku naszej rozmowy. A generalnie, nie widzę jakiegoś wielkiego podniecenia, że startuje ekstraklasa. Może ludzie jeszcze nie ochłonęli po Euro?
Dla komfortu pracy Hasiego lepiej byłoby, gdyby wreszcie wygrał jakiś mecz.
Historia i statystyka dają nadzieję na premierową wygraną albańskiego szkoleniowca. Ostatnim trenerem Legii, który przegrał w ligowym debiucie, był Maciej Skorża na początku sezonu 2010/11. Była to prestiżowa porażka, bo w wyjazdowych derbach Warszawy z Polonią (0:3). Trzech następnych debiutowało u siebie, a mecze kończyły się zwycięstwami legionistów. Najefektowniej zaczął pracę Jan Urban w 2012 roku (4:0 z Koroną Kielce). Jego następca Henning Berg rozpoczynał pracę w połowie sezonu 2013/14. W pierwszym wiosennym spotkaniu legioniści pod jego wodzą wymęczyli wygraną z Koroną (1:0) po golu Ivicy Vrdoljaka z rzutu karnego. Z kolei Stanisław Czerczesow ograł Cracovię (3:1) po tym, jak zastąpił norweskiego szkoleniowca. Co łączyło wspomnianą trójkę trenerów? Kończyli rozgrywki jako mistrzowie Polski. Tak sam cel ma Hasi. Ale i najtrudniejszy początek, przede wszystkim ze względu na EURO 2016 i brak czterech czołowych piłkarzy. Nie miał ich przez cały okres przygotowawczy i przy Łazienkowskiej są świadomi, o czym świadczą słowa najważniejszych osób w klubie. – Jesteśmy przygotowani, że na początku sezonu nie będzie łatwo. Możemy płacić cenę za letnie zmiany, nie od razu grać na odpowiednim poziomie – przyznał prezes Bogusław Leśnodorski.
Jakub Świerczok na wylocie z Górnika Łęczna.
Wiosną jeszcze tylko raz trafia do siatki, coraz bardziej irytuje za to bardzo niefrasobliwym podejściem do zawodu. Spóźnia się na kolejne treningi, aż w końcu przekracza granicę i znajduje się poza kadrą w meczu z Koroną Kielce. To było tylko ostrzeżenie, wrócił na kolejne spotkanie i zdobył bramkę. Dzisiaj wygląda na to, że było to jego ostatnie trafienie dla Górnika. Latem jego zachowanie zirytowało sztab szkoleniowy. Narzekał, nie przykładał się do zajęć, aż w końcu nie pojechał na letni obóz z pierwszym zespołem. Teraz trenuje z drugą drużyną i mimo że Górnik ma problem z uzbieraniem meczowej osiemnastki, działacze nawet nie zgłosili go do rozgrywek.
Mateusz Możdżeń trochę zaskoczył kieleckich kibiców mówiąc, że… nigdy nie lubił Korony.
Najwięcej zdziwienia na przedmeczowym spotkaniu z dziennikarzami wywołała jednak inna wypowiedź wychowanka Ursusa Warszawa. – Nigdy nie lubiłem Korony! – stwierdził nowy piłkarz kieleckiego klubu. Szybko jednak wyjaśnił, dlaczego. – Korona zawsze prezentowała twardy, agresywny futbol, który zawsze sprawiał mi kłopoty. Najlepszym potwierdzeniem tego, co mówię, jest Rafał Grzelak. To taki boiskowy „zwierzak”. Wyjątkowo trudno się przeciw niemu gra. Dość powiedzieć, że w Kielcach nigdy nie wygrałem – podsumował Możdżeń.
Wojciech Pertkiewicz, prezes Arki Gdynia, rozsądnie ocenia możliwości klubu, którym zarządza.
Jaki cel stawia pan przed drużyną na nowy sezon? Wygra minimalizm, czy ambicje klubu są dużo większe?
Staramy się być ostrożni w deklaracjach. Tak jak w poprzednim sezonie, biorąc pod uwagę realną siłę drużyny, uznaliśmy, że rozczarowaniem będzie miejsce poniżej piątego, tak teraz najlogiczniej byłoby powiedzieć, że walczymy o utrzymanie. Piłkarze mają o co grać. Im wyższe miejsce, tym ich wypłaty będą większe. Wysokość premii uzależniliśmy od lokaty na koniec sezonu. Motywacji nikomu nie zabraknie.
Czy piłkarze, których udało się Arce pozyskać, byli na szczycie listy transferowej?
Nie będę czarował mówiąc, że mamy w drużynie wszystkich, z którymi rozmawialiśmy. Kilku piłkarzy wybrało inną opcję. Nazwisko każdego z nowych zawodników znajdowało się na naszej ścisłej liście, jednak nie zawsze było to pierwsze czy drugie miejsce. To my wybieraliśmy, a nie wybierano nas.
Fot. FotoPyK