Przyjęło się, całkiem zresztą słusznie, że najlepszy sędzia to taki, który nie przeszkadza piłkarzom. Przenika jak cień między zawodnikami, nie rzuca się w oczy, nie kreuje się na pierwszoplanową postać meczu. Ot, bezbłędnie wykonuje swoją robotę. Finał Mistrzostw Europy poprowadzi jednak facet, który swoim podejściem sprawia, że bliżej mu do życia piłkarza-celebryty, a nie arbitra. Lubi, gdy zwraca się na niego uwagę, ma niewyparzony jęzor i słynie ze skłonności do tego, by pojechać po bandzie.
Drogie fury, efektowne tatuaże, słowne zaczepki i masa kontrowersji w tle. Tak wygląda portret sumiennego sędziego czy raczej piłkarskiego gwiazdora, któremu uszami tryska sodówka? Raczej to drugie, ale przypadek Marka Clattenburga pokazuje, że pozory potrafią mylić. Mimo, że poza boiskiem – a często i na nim – przekraczał granice i lubił kłuć w oczy niecodziennym zachowaniem, to wciąż jest uważany za jednego z najlepszych rozjemców w Europie. Na przestrzeni dwóch miesięcy poprowadzi bowiem dwa najważniejsze mecze tego roku na Starym Kontynencie.
Generalnie Clattenburg nie ma problemów z tym, by na boisku trzymać porządek. Nie daje sobie wejść na głowę, nie nabiera się na sztuczki piłkarzy, nie słucha ich sugestii. Sztywny gość, który potrafi jednym surowym spojrzeniem wytłumaczyć zawodnikowi: “chłopie, przestań pajacować, tylko weź się za grę”. Tak jak na przykład w finale Ligi Mistrzów, gdy przekonał się o tym Pepe.
Mimo, że koledzy po fachu śmieją się z niego, że fryzurę przed meczem układa wcale nie krócej od niektórych piłkarzy, to daleko mu do obrazka wyżelowanego lalusia. Twardy, zdecydowany, nieprzebierający w środkach. Pisaliśmy coś o za długim jęzorze? Ano właśnie, Markowi zdarza się niestety chlapnąć czasem kilka słów, których potem musi żałować.
Gdy Marka Hughesa, wtedy jeszcze szkoleniowca Manchesteru City, pytał jak może choć tydzień wytrzymać z Craigiem Bellamy’m, to jeszcze mu to jakoś uszło płazem. Gdy Adama Lallanę pouczał, że ten był o wiele normalniejszym facetem zanim zakotwiczył w reprezentacji Anglii, to wszyscy traktowali to raczej z przymrużeniem oka, a nawet uznawali za cenne spostrzeżenie. Prawdziwą burzę wywołał jednak wdając się swego czasu w sprzeczkę z Johnem Obi Mikelem.
O co poszło? Nigeryjczyk podczas jednego z meczów biegał za arbitrem i wciąż upominał się o jedną z sytuacji, więc Clattenburg miał go nazwać “pierdoloną małpą”, a Juana Matę – “hiszpańską ciotą”. Pomocnik Chelsea zaś w rewanżu miał realnie zagrozić: “połamię ci nogi!”. Chelsea błyskawicznie zareagowała na rzekomy atak rasistowski i już wkrótce lokalna policja wszczęła dochodzenie w tej sprawie. Ostatecznie zarzuty pod adresem Marka się nie potwierdziły, ale jak mawia klasyk – niesmak pozostał.
Zresztą – Clattenburg lubi balansować na granicy nie tylko w kontakcie z zawodnikami. Kilka minut przed tegorocznym finałem Pucharu Anglii, obiektywy kamer uchwycił go bowiem w dość wymownym towarzystwie…
Oczywiście, gwoli przypomnienia – Manchester United mierzył się wtedy z Crystal Palace. I wygrał. Trudno więc o jaśniejszy sygnał do tego, by wywołać falę dyskusji i kontrowersji. Nic dziwnego, że zachowanie arbitra skrytykowali nawet jego koledzy po fachu.
Największa wpadka w karierze? Zdecydowanie nieuznany gol Pedro Mendesa. Cóż – dziś takiego problemu by nie miał, bo jego decyzja zostałaby błyskawicznie zweryfikowana technologią goal-line, ale wtedy wywołał na Wyspach niemały skandal.
Klnięto przede wszystkim na jego rzekomy brak doświadczenia. Bo rzeczywiście – Clattenburg karierę zrobił w zawrotnym tempie, bo swój pierwszy mecz ligowy gwizdał już jako 25-latek, a już po pięciu latach był sędzią międzynarodowym.
A tak swoją drogą – nigdy w życiu nie prowadził meczu z udziałem Newcastle United. Dlaczego? Od początku swojej przygody jest bowiem zadeklarowanym kibicem tego klubu.
Swoje za uszami ma także poza boiskiem – przez długi czas ciągnął prywatne interesy ze swoją kochanką, ale gdy uczucie wygasło, to posypał się też biznes. Tak wyglądał fragment jego czarnego porsche boxster, które ucierpiało w efekcie sporu między niedawnymi wspólnikami:
Poza tym kilkukrotnie wiązany był w mediach z ludźmi stojącymi za szemranymi interesami miasta – miał kontaktować się z dilerami narkotykowymi, facetami nakręcającymi biznes hazardowy czy mafijnymi żołnierzami. Niczego jednak mu nie udowodniono. Swego czasu był też oskarżany o wysyłanie mailowych pogróżek do swoich wspólników biznesowych, gdy ci zalegali mu trochę pieniędzy. Za każdym razem jednak z opresji wychodził bez szwanku.
Generalnie z tej opowieści kształtuje nam się obraz gościa, który ma nie do końca równo pod sufitem, a sędziowanie traktuje jako rozrywkę, pole do zabawy i trampolinę do popularności. Oczywiście – jego wyskoki swoją drogą, ale pamiętajmy przede wszystkim, że to czołowy sędzia w Europie, który regularnie wybierany jest do tego, by prowadzić najważniejsze mecze. Rozdaje sporo kartek (13 w 3 meczach tego turnieju), często wdaje się w polemikę z zawodnikami, ale ma przy tym ogromny szacunek i respekt. A już jutro, chcąc nie chcąc, znów będzie na ustach wielu obserwatorów – możemy być pewni, że jakkolwiek mecz finałowy się nie potoczy, tak jedna ze stron na pewno będzie miała choćby niewielkie pretensje do sędziego.
fot. FotoPyk