W piłce reprezentacyjnej mamy do czynienia z dwuletnimi cyklami, na które składają się mecze eliminacyjne do mistrzostw świata lub Europy oraz – jeśli dobrze pójdzie – sam turniej. Od wielu lat praca selekcjonera naszej kadry pokrywała się z czasem jednego cyklu (wyjątkiem był tylko Beenhakker), a po jego zakończeniu zazwyczaj następowało liczenie strat. Dziś, tuż po finale naszej przygody z Euro 2016, budzimy się jednak w zupełnie innej rzeczywistości. Dziś nie trzeba myśleć o budowaniu drużyny na kolejne eliminacje, bo drużyna zdaje się być zupełnie gotowa.
Tak jak poprzednie cykle naszej reprezentacji dostarczały głównie powodów do zmartwień, tak ten ostatni obfituje w same pozytywy. Za kadencji Adama Nawałki zmieniło się praktycznie wszystko – organizacja, przygotowanie fizyczne, mentalność, a także poziom sportowy całej drużyny. Krok do przodu – a czasem nawet kilka kroków – zrobili podstawowi piłkarze reprezentacji, którzy grali też u poprzednich selekcjonerów, czyli Piszczek, Lewandowski, Krychowiak, Glik i Grosicki. Z kolei wysoką formę potrafili utrzymać Fabiański, Szczęsny i Błaszczykowski. Niewątpliwą zasługą obecnego selekcjonera było wyciągniecie z tych piłkarzy najlepszych cech i sprawienie, że na poziomie drużyny narodowej potrafili pokazać to samo co w klubach. Jakkolwiek spojrzeć, cykl Nawałki wykreował prawdziwych liderów tej drużyny, i to w naprawdę dużej liczbie.
Drugą częścią tej układanki są piłkarze, których selekcjoner dla tej kadry wynalazł. Piłkarze, którzy byli ignorowani przez poprzedników lub wykorzystywano ich w zupełnie inny sposób. Weźmy Maciej Rybusa, wymyślonego w reprezentacji na lewej obronie. Doskonale pamiętamy spotkania Nawałki ze szkoleniowcem Tereka i namawianie go, by cofnął Polaka do defensywy. Pamiętamy też, że kiedy po raz pierwszy Nawałka postawił na “Rybkę” w obronie w eliminacyjnym meczu z Gruzją, jego klubowe występy na tej pozycji można było policzyć na palcach jednej ręki, i to w całej karierze. To Nawałka dał sygnał trenerowi klubowemu, że Maciek może z powodzeniem grać w obronie, to on dał tu pierwszy impuls. To dzięki naprawdę dobrym występom w kadrze taki wariant zaczął być coraz częściej stosowany w klubie – w kolejnym sezonie już jedenaście razy Rybus zagrał na lewej obronie. A teraz przeszedł do Lyonu właśnie na tę pozycję. – Sprowadzamy go do defensywy – powiedział nam szef skautów wicemistrzów Francji, Florian Maurice.
Nawałka był swoistym projektantem kariery Rybusa, który teraz może szykować się do bojów w Lidze Mistrzów. A przecież tak samo było z Milikiem, na początku eliminacji wyrwanym z młodzieżówki Marcina Dorny (i to w imię meczu Gibraltarem!), o co wielu miało do selekcjonera żal. Tymczasem Nawałka po prostu konsekwentnie budował Milika i chciał go mieć w drużynie od samego początku, bo to o niego planował oprzeć atak. Pamiętajmy, że w 2014 roku Milik miał cholernie trudny start w Ajaksie i często grzał ławę. Momentem przełomowym nie był żaden mecz w klubie, ale październikowe starcia z Niemcami i Szkocją, w których nasz napastnik wpisywał się na listę strzelców. To właśnie mecze w kadrze – więc pośrednio i Nawałka – rozhuśtały klubową karierę Arka. Nasz napastnik złapał w reprezentacji pewność siebie, którą w kolejnych dniach potrafił przełożyć na grę w Ajaksie, gdzie momentalnie wywalczył miejsce w składzie i zaczął regularnie trafiać.
A jak było z Pazdanem? Michał grał w reprezentacji tylko u dwóch trenerów – u Nawałki i u Beenhakkera, któremu Nawałka asystował. Jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobił obecny selekcjoner, było powołanie “Piranii” na premierowe zgrupowanie, po przeszło pięciu latach nieobecności w drużynie narodowej. Później Pazdan otrzymał swoją szansę w eliminacyjnym meczu z Gruzją i całkowicie ją wykorzystał. Jeżeli odtworzymy sobie chronologię zdarzeń, to w czerwcu 2015 roku Michał zagrał dwa mecze na zero z tyłu w kadrze, po czym Legia złożyła za niego bardzo korzystną ofertę. Potwierdzenie umiejętności na szczeblu reprezentacyjnym musiało odegrać tu kluczową rolę. A teraz? Teraz Michał nieprawdopodobnie wypromował się na Euro i Warszawa powoli staje się dla niego zbyt ciasna.
Spójrzmy też na pierwszego zmiennika w naszej drużynie na Euro, Bartosza Kapustkę. Kiedy otrzymał pierwsze powołanie do kadry, dopiero walczył o podstawowy skład w Cracovii, w którym – w całej swojej karierze – nie znalazł się nawet piętnaście razy. Tu też odtwórzmy chronologię – przed pierwszym powołaniem, po 6. kolejce sezonu 2015/16, Bartek miał na koncie jednego gola i jedną asystę. A w kolejnych dziesięciu meczach strzelił także jednego gola, ale dołożył już osiem asyst. I chyba ewidentnie widać, kto i w którym momencie napędził karierę Kapustki.
A takich przykładów jest znacznie więcej. Artur Jędrzejczyk był w reprezentacji od pewnego czasu, ale nikt nie postawił na niego na lewej stronie defensywy, gdzie od wielu lat mieliśmy prawdziwą dziurę. A Krzysztof Mączyński? Ten chłopak mógł wejść na taki poziom tylko przy Nawałce i pewnie nawet nie trafiłby do notesu żadnego innego selekcjonera. Jeśli ktoś jeszcze podważa rolę pomocnika Wisły w pierwszej jedenastce, to z pewnością nie jest w stanie zanegować faktu, że Nawałka wykreował bardzo solidnego piłkarza, który dziś miałby pewne miejsce w kadrze u każdego selekcjonera.
Rybus, Milik, Pazdan, Kapustka, Jędrzejczyk, Mączyński – to są prawdziwe owoce dwuletniego cyklu Adama Nawałki oraz kariery napędzone przez reprezentację. Sześciu graczy pierwszego składu lub będących od tego składu o włos. Poprzednicy albo z nich nie korzystali, albo wystawiali na pozycjach, na których niewiele drużynie dawali. W poprzednich reprezentacjach nie byłoby wielkiej tragedii, gdyby tych graczy w ogóle nie było w kadrze. A dziś to połowa naszej drużyny i ludzie, którzy – z wyłączeniem Rybusa – w dużym stopniu przyczynili się do tak udanego dla nas turnieju.
I wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Że za dwa lata – oby na mundialu w Rosji – Nawałka prawdopodobnie wymyśli kolejną szóstkę, która zacznie rozdawać karty w kadrze. Być może zrobi kozaka z Piotra Zielińskiego, być może zbuduje Karola Linettego albo – tak jak zrobił to przy Kapustce – wynajdzie kogoś, kogo dziś absolutnie nikt się nie spodziewa. Jakkolwiek spojrzeć, przy takim trenerze możemy ze spokojem spoglądać w przyszłość.
MICHAŁ SADOMSKI
Fot. FotoPyK