Mecze z Portugalią mają to do siebie, że łatwo budują legendy poszczególnych piłkarzy. Myślisz Smolarek, mówisz „z Portugalią w Chorzowie”, to samo jest z Bronowickim. Ale nie tylko ta dwójka wsławiła się występami przeciwko temu rywalowi, lista jest dłuższa.
Jacek Krzynówek
Jakoś tak się układały losy Jacka Krzynówka, że jego dwa najbardziej pamiętne gole padły po współpracy słupka z plecami bramkarza. Najpierw był Casillas, potem pech spotkał Ricardo. W tamtym momencie wydawało się, że decyzja, którą podjął pomocnik, jest najgorsza z możliwych – do podania dobrze wyszedł przecież Mariusz Lewandowski, a dostał od Portugalczyków 20 hektarów wolnego miejsca. Jacek podprowadził jednak nieco piłkę, choć i tak do celu miał sporo, a potem uderzył z lewej nogi.
– Kto, jak nie Jacek Krzynówek? Tylko on mógł to zrobić dzisiaj w tej końcówce, tylko Krzynówek – mówił Mielcarski po golu na 2:2.
Trzeba było się z nim zgodzić, bo wtedy w Lizbonie, Krzynówek ciągnął nasz zespół do upragnionego remisu. Szarpał swoim skrzydłem i jeśli po zejściu Smolarka Polacy w kogoś szczególnie wierzyli, to właśnie w Jacka. Nie zawiódł.
Grzegorz Bronowicki i Paweł Golański
Martwiliśmy się przed tym meczem o naszych bocznych obrońców, bo byli solidnym zawodnikami, ale nie takich jak oni Cristiano Ronaldo czy Simao wkręcali bez litości w ziemię. Portugalczycy mieli sobie urządzić na skrzydłach autostradę, tymczasem Polacy zamknęli wszystkie bramki i nie pozwolili na nic ponad honorową bramkę Gomesa. W pierwszej połowie mocniej szalał Golański, w drugiej siły nadprzyrodzone przeniosły się na Bronowickiego. Jak on napędzał nasze ataki po lewej stronie, odbierało to wtedy wszystkim mowę. W pewnym momencie ośmieszał nawet gości, Simao pewnie nie pomyślał przed meczem, że dostanie z Polakami siatę. A dostał.
Byliśmy po tym meczu w euforii i choć zdawaliśmy sobie sprawę, że mimo wszystko Bronowicki nie zostanie drugim Roberto Carlosem, to wieszczyliśmy mu większą karierę. Odszedł do Crvenej Zvezdy Belgrad, ale tam furory nie zrobił i jeszcze musiał się latami upominać o zaległy prawie milion euro. Po powrocie pograł chwilę w Łęcznej i Ruchu, poważniejszą karierę skończył na drugoligowych boiskach Motoru Lublin.
Golański poradził sobie lepiej, bo długo nosił koszulkę Steauy Bukareszt, w Koronie był jednym z najlepszych prawych obrońców ligi, potem wrócił nawet na chwilę do Rumunii. Ale już ostatniego sezonu do najlepszych nie zaliczy, Górnik przesunął go do drugiej drużyny, a rywale Górnika do pierwszej ligi.
Euzebiusz Smolarek
Lider naszego zespołu w eliminacjach do Euro 2008 i bohater pamiętnego spotkania z Chorzowa. Do dziś mamy w pamięci, jak przy drugiej bramce spogląda w kierunku liniowego, czy ten czasem nie podnosi chorągiewki, a gdy zobaczył pozytywną dla siebie decyzję, po prostu wykonał wyrok. To była o tyle piękna historia, że Smolarek tym występem poszedł w ślady ojca, o którym za chwilę.
Opieraliśmy wtedy naszą reprezentację na Smolarku i to też pokazuje, jaki nasza piłka zrobiła postęp. Na początku Polak miał pewne miejsce w BVB, ale pamiętajmy, że to wtedy nie była tak dobra drużyna jak teraz. Potem chyba źle pokierował swoją karierą, bo na samo Euro pojechał już jako przeciętny transfer Racingu Santander. Dziś, za gole w kadrze odpowiada teoretycznie Robert Lewandowski, którego opisywać nie trzeba. Jest różnica.
Ale ile nam dał Ebi radości, tego na pewno mu nie zapomnimy.
Włodzimierz Smolarek
To był mecz o wszystko na tamtym mundialu, bo po remisie z Maroko wiedzieliśmy, że jeśli chcemy coś tutaj ugrać, musimy pokonać Portugalię. Anglia miała być za mocna, co się wtedy zresztą potwierdziło, bo hattricka walnął nam Gary Lineker. Mając w głowie przyszłe bęcki od Wyspiarzy, trzeba było ograć Portugalczyków, a przecież to też nie byli pierwsi lepsi gamonie – wchodzący do wielkiego futbolu Futre, Pacheco czy Gomes mogli budzić strach. Tym bardziej, że my nie mieliśmy wtedy mocnej paki, co potwierdził nam uczestnik tamtego mundialu, Andrzej Zgutczyński.
– Zbyt dużo przeciętnych zawodników było w kadrze. Z gwiazd mieliśmy Bońka i Młynarczyka. Jaś Urban był świetnym piłkarzem, ale nie na miarę Lubańskiego i Deyny. Smolarek nigdy nie grał na światowym poziomie. Dziekanowski? Super zawodnik, ale wielkiej kariery nie zrobił. Dla nas mógł być dobry, ale patrząc globalnie – tylko nieco powyżej przeciętnej.
Ale jakoś tak mamy, że czasem potrafimy zagrać wbrew logice – przegrać z ogórami, ale wygrać z dobrym rywalem. Bohaterem tamtego spotkania był Włodzimierz Smolarek, który strzelił dla nas jedyną bramkę. – Smolarek! Teraz, teraz, teraz! No wreszcie, proszę państwa! Tyle nas to nerwów kosztowało! Wzruszyłem się, ale myślę, że i państwo w polskich domach! – mógł krzyczeć uradowany Szpakowski po jego golu. Co ciekawe, Smolarka mogło już wtedy na boisku nie być, zmienić miał go właśnie Zgutczyński, ale gry tak długo nie przerywano, że na nasze szczęście do roszady nie doszło.
Kazimierz Deyna
Mecz w eliminacjach do Mundialu w 1978 roku miał sporą historię – rzadko się przecież zdarza, że polscy kibice gwiżdżą na własnych piłkarzy. Musi być naprawdę źle, żeby reprezentacja zebrała gwizdy, a wtedy źle nie było w ogóle. Mieliśmy mocną pakę i pewnie zmierzaliśmy po awans na imprezę w Argentynie. Deyna swoje na Stadionie Śląskim zebrał, bo był czołowym piłkarzem znienawidzonej Legii.
Odpowiedział najlepiej jak mógł, bo golem. I to jakim! Wkręcił piłkę z rzutu rożnego, co ostatecznie dało nam remis, a remis dawał bilety do Ameryki Południowej. Po tej bramce na stadionie najpierw wybuchła radość, ale gdy spiker ogłosił, kto jest strzelcem bramki, widownia wróciła do poprzedniego zajęcia i przekazała Deynie co o nim sądzi.
Na marginesie, w tych eliminacjach byliśmy dla Portugalczyków wyjątkowo wrednym rywalem. U siebie pozbawiliśmy ich nadziei na awans, a na wyjeździe wklepaliśmy im 2:0 po dwóch golach Laty.
*
Mamy nadzieję, że po jutrzejszym meczu dopiszemy do tej listy kolejne nazwiska.
Fot. FotoPyk