Reklama

Ku przestrodze – dziś o 17:00 to piękne Euro może się dla nas skończyć

redakcja

Autor:redakcja

25 czerwca 2016, 07:46 • 3 min czytania 0 komentarzy

Euro 2016 trwa w najlepsze. Przed chwilą zakończyła się faza grupowa, dla nas przecież tak udana, bo zwieńczona siedmioma punktami, bez straconego gola i z kapitalnym meczem przeciwko Niemcom. Meczem, który pozwolił uwierzyć, że ta reprezentacja przy dobrym dniu jest w stanie powalczyć z każdym. Z optymizmem spoglądamy też na sprzyjającą drabinkę i co chwilę odbieramy sygnały – jak chociażby ostatni 45-milionowy transfer Krychowiaka – że w tej drużynie naprawdę dobrze się dzieje. Wokół zespołu Nawałki zapanowała prawdziwa euforia.

Ku przestrodze – dziś o 17:00 to piękne Euro może się dla nas skończyć

I tylko jedna sprawa mąci mi myśli. Dziś o 17:00 może być już po turnieju. Finito, pozamiatane, rozchodzimy się do domów.

Sam przychylam się do wersji, że jesteśmy faworytem meczu ze Szwajcarami. Ale takim lekkim, nieoczywistym, bo przecież od zawsze mamy problemy z wygrywaniem z drużynami na porównywalnym poziomie. Na dziesięć spotkań z nimi pewnie wygralibyśmy ze cztery, kolejne cztery na remis i dwa razy moglibyśmy przegrać. A przecież nawet przy tak optymistycznym założeniu w 60 procentach przypadków albo zdecyduje za nas ślepy los (rzuty karne) albo pożegnamy się z turniejem.

Piłka nożna jest nieprzewidywalna i może nam zaserwować dosłownie wszystko. Jakaś przypadkowa bramka, czerwona kartka czy błąd sędziego i po nas. Nagle możemy obudzić się w brutalnej rzeczywistości, przy świadomości, że nie osiągnęliśmy więcej niż w 2008 czy w 2012 roku. Że dołączyliśmy do grona szesnastu najlepszych drużyn Europy i na tym poprzestaliśmy.

Potencjalna porażka ze Szwajcarią może mieć bardzo gorzki smak. Po meczach grupowych i układzie turniejowej drabinki apetyty zostały rozbudzone do granic możliwości. Jest mniej więcej tak, jak w 2012 roku, kiedy mieliśmy wszystkie mecze na własnym stadionie i trafiliśmy do najsłabszej grupy w historii Euro – z Grecją, Rosją i Czechami. Wciąż doskonale pamiętamy smak tamtej porażki, a dziś – co trudno sobie wyobrazić – możemy oberwać jeszcze mocniej. Istnieje całkiem spora szansa, że dziś będziemy musieli stawić czoła największemu piłkarskiemu kacowi od dziesiątek lat.

Reklama

Wystarczy 90 minut, by nasze postrzeganie piłkarskiego świata zupełnie się zmieniło. By Nawałka, ze swoimi wieloma genialnymi pomysłami i obsesyjnym wręcz podejściem do przygotowań, nie osiągnął więcej niż Smuda ze swoim “chuja grają, opierdolimy ich”. Konstrukcja tego turnieju – i zresztą nie tylko tego – jest dosyć zdradliwa. Dzięki trzem dobrym meczom wyprzedza się ledwie osiem drużyn, a jeden słabszy dzień może przekreślić wszystko i wyeliminować z dalszych gier.

Już sama myśl o odpadnięciu z tak dobrego dla nas turnieju jest strasznie dołująca. Wreszcie coś znaczymy, wreszcie zaczynamy wierzyć w siebie i wreszcie mamy prawo z optymizmem spoglądać w przyszłość. Ale to turniej rangi mistrzowskiej, tylko jedno spotkanie i jedna wielka niewiadoma. Szwajcarzy myślą o tym dokładnie w taki sam sposób, też przemielili drabinkę na wszystkie sposoby i oczami wyobraźni bili się o medale. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, jedna drużyna dziś odpadnie. I w jednym z krajów zapanuje prawdziwa żałoba.

Wczoraj byliśmy w niebie, wczoraj dzięki naszej reprezentacji byliśmy szczęśliwi. Ten stan trwa cały czas, ale musimy mieć świadomość, że stoimy tuż nad przepaścią, że dzieli nas od niej jeden krok. Jeśli więc dziś czarny scenariusz się jednak nie ziści i przebrniemy do ćwierćfinałów, warto pamiętać też o tej niewesołej perspektywie. Bo to właśnie dzięki niej, zamiast wzruszyć ramionami nad kolejnym zwycięstwem ze średniej klasy przeciwnikiem, będziemy potrafili się szczerze cieszyć.

I tego dziś życzę wam i sobie.

MICHAŁ SADOMSKI


Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...