Leo Messi pobił w swojej karierze tyle rekordów, że siłą rzeczy każda kolejna pozycja dopisywana do tej listy przyjmowana jest jako coś normalnego, co w naturalny sposób obniża rangę wydarzenia. Ot, znów to zrobił. Ale nie tym razem. Nie chodzi bowiem o pole klubowe, na którym piłkarz Barcelony jest tak spełniony, że w zasadzie mógłby już zakończyć karierę. Reprezentacja. Tutaj wielkość Messiego zawsze była łatwiejsza do podważenia.
Na dobrą sprawę nawet nie było potrzeby odwoływania się do przykładu Diego Maradony, który 30 lat temu poprowadził Albicelestes do zwycięstwa w mundialu, wystarczyło powiedzieć: Messi ciągle nawet nie jest najlepszym strzelcem w historii reprezentacji. Ciągle drużynie narodowej dał mniej goli niż Gabriel Batistuta – bez dwóch zdań kapitalny piłkarz, ale umówmy się – w trochę inny sposób niż Messi czy wspomniany Maradona.
Było, minęło. Nieaktualne. W ćwierćfinale Copa America piłkarz, który za 2 dni skończy 29 lat, dogonił byłego snajpera Fiorentiny i Romy, a trakcie rozegranego w nocy naszego czasu półfinału ze Stanami Zjednoczonymi, stał się samodzielnym liderem klasyfikacji wszech czasów (do tego miana potrzebnych było 55 goli).
No i zadbał o to, by obrazki z tej wyjątkowej chwili obiegły cały świat.
To dziewiąty gol Messiego z rzutu wolnego w tym sezonie
Do tego piłkarz Barcelony dołożył asysty przy bramkach Lavezziego i Higuaina (napastnik Napoli ustrzelił dublet) i Argentyna dała lekcję futbolu gospodarzom turnieju (4-0). Kolejną na tych mistrzostwach, bo od momentu pokonania 2-1 Chile (bez Messiego w składzie), droga Albicelestes do finału wyglądała w ten sposób:
– 5-0 z Panamą,
– 3-0 z Boliwią,
– 4-1 z Wenezuelą,
– 4-0 ze Stanami Zjednoczonymi.
9 z tych 16 bramek wypracował Messi, to przede wszystkim on prowadzi te wykłady. W końcu rozgrywa swój turniej, w trakcie którego naprawdę ciężko mu coś zarzucić, można się tylko zachwycać. Dwa razy w swojej karierze przegrywał w finale Copa America. Teraz na jego drodze do złota staną Kolumbijczycy albo ponownie Chilijczycy. Chyba nikt w Argentynie nie wyobraża sobie scenariusza, według którego znowu się nie uda.