Reklama

Nie dajmy sobie wmówić, że to mecz bez stawki… (11)

redakcja

Autor:redakcja

21 czerwca 2016, 10:42 • 3 min czytania 0 komentarzy

To nie jest mecz o pietruszkę. To nie jest starcie, do którego powinniśmy podejść jak do kieliszka przy barze – wyluzowanym, tanecznym krokiem, z szerokim uśmiechem na twarzy. Oczywiście nie mam zamiaru się tutaj bawić w skomplikowane matematyczne wyliczenia udowadniające, że wciąż istnieje scenariusz, w którym po tym meczu jedziemy do domu. Ale piłka to przecież nie tylko tabele. Nie tylko szkiełko i oko, statystyka celnych podań i rozważanie, czy lepszym rywalem Szwajcarzy, czy może jednak Słowacy. 

Nie dajmy sobie wmówić, że to mecz bez stawki… (11)

Nie, piłka to przede wszystkim cała atmosfera, która tworzy się wokół zwycięzców. Cały klimat nakręcany dobrymi meczami. Albańczycy byli praktycznie pewni odpadnięcia, ale z Rumunią zostawili na murawie wątroby, właśnie po to, by utrzymać ten fantastyczny klimat w ich narodzie, tę kapitalną otoczkę wokół kadry, która tak dzielnie i wojowniczo postawiła się najpierw Szwajcarom, a potem samym Francuzom.

Dlatego irytuje mnie gadanie, że o nic nie gramy. Właśnie że gramy, właśnie że stawka jest duża. Rośnie z każdym dobrym meczem tego zespołu, z każdym sympatycznym materiałem Łukasza Wiśniowskiego, z każdą wypowiedzią Roberta Lewandowskiego i każdym żartem Wojciecha Szczęsnego. Skoro nawet najwięksi sceptycy jakich znam – moi koledzy z tego portalu i ja sam – dają się powoli ponieść tej całej eurogłupawce, malują sobie twarze w barwy i wyskakują w górę po golach – to naprawdę dzieje się coś wielkiego. Pierwszy raz nawet ci w koszulkach z hasłem “nic się nie stało” autentycznie wierzą w tę drużynę. Wierzą w jej moc, wierzą w jej możliwości, wierzą w jej zwycięstwa.

A przecież nie ma nic gorszego, niż zawód ze strony ludzi, którym zaufaliśmy. Niż ten kultowy tekst padający po miesiącach starań: “zostańmy przyjaciółmi”.

Kadra nas w sobie rozkochała, tym jaka jest i tym jak gra. Porażka z Ukrainą, w kiepskim stylu, rezerwowym składem, z Brazylijczykiem w składzie, pewnie nie będzie miała jakiegokolwiek wpływu na tabelę, potencjał rywali w kolejnej fazie i morale wewnątrz zespołu. Ale nasz świeżo upieczony emocjonalny związek z reprezentacją przeżyje pierwszy poważny wstrząs, po którym znów wrócą gadki o pękającym baloniku, przereklamowanych piłkarzach, wytknięty zostanie udział w reklamach i oczywiście negocjacje Grzegorza Krychowiaka z PSG. W teorii – nic się nie stanie, piłkarsko będziemy dokładnie w tym miejscu, w którym byliśmy.

Reklama

Ale jednak, gorące głowy dostaną nie do końca planowany ice bucket challenge. Możliwe, że część osób jednak zrezygnuje z bukowania biletów do Saint-Etienne na mecz ze Szwajcarią. Że kilka kolejnych jednak zostanie w domu, zamiast drzeć japę i świętować na ulicach przy okazji spotkania w 1/8 finału. Łaska kibica jeździ na najbardziej pstrym koniu w całej stajni. Jeśli to nie jest wysoka stawka – to co nią jest?

Pomijając, że stają mi przed oczami obrazki z Kozienic, z ostatniej kolejki III ligi ubiegłego sezonu. By ŁKS spadł, musiało zostać spełnionych jakieś osiemnaście czynników, wśród których wiodącym było pogubienie punktów z bidującą w dole tabeli Energią. Od pierwszej akcji meczu prowadziliśmy 1:0 i choć istotnie wszystkie wyniki układały się pod nasz ewentualny spadek – wyjazdowe trzy punkty ratowały nam tyłek. W 79. minucie – strzał życia gościa o pięknie brzmiącym nazwisku Putin. Jesteśmy na miejscu zagrożonym spadkiem na jedenaście minut przed końcem sezonu.

Bramkę na 2:1 zdobyliśmy cztery minuty później. Ale to były najdłuższe cztery minuty w ostatnich kilku latach i jednocześnie cztery minuty, które z pewnością skróciły moje życie o ładnych kilka miesięcy.

Błagam, panowie. Nie każcie nam wszystkim tego znów przeżywać. Zagrajcie poważnie, wygrajcie, utrzymajcie tę euforię na ulicach. Niech ten sen trwa.

JAKUB OLKIEWICZ
Fot.FotoPyK
Poprzednie odcinki: KLIK!

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...